Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześciolatek jechał na motorynce bez kasku. Żyje dzięki sprawnej akcji ratowników

Dorota Stec-Fus
Archiwum
Zdrowie. Jadący z bardzo dużą, jak na swój wiek, prędkością chłopiec uderzył w ogrodzenie. Gruby, ostry pręt przeszył mu głowę na wylot. Helikopter pogotowia ratunkowego przywiózł sześciolatka wprost do szpitala dziecięcego w Prokocimiu. Operacja została wykonana natychmiast.

Dramatyczne zdarzenie miało miejsce w minionym tygodniu, ok. 100 kilometrów od stolicy Małopolski. - Dzisiaj dziecko wykonuje proste polecenia i jego życiu nic nie zagraża - informuje operujący chłopca doc. Stanisław Kwiatkowski, ordynator oddziału neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu.

Kwiatkowski nie ma wątpliwości, że dziecko zawdzięcza życie przede wszystkim operatorowi pogotowia i ratownikom helikoptera.

- Akcja była wręcz koronkowa. Gdyby nie refleks, kompetencja i perfekcyjne przestrzeganie przez nich międzynarodowych procedur, zalecanych przy urazach czaszkowo-mózgowych, nie mielibyśmy już kogo operować - podkreśla ordynator.

Operator pogotowia bezbłędnie ocenił, że jedyną szansą dla dziecka jest natychmiastowe przewiezienie go helikopterem wprost do szpitala specjalistycznego, bez żadnych etapów pośrednich.

Śmigłowiec dotarł na miejsce bardzo szybko. - Ale i to niewiele by dało, gdyby podczas transportu ratownicy popełnili choć jeden błąd. Ich każdy krok był po prostu książkowy! - Kwiatkowski nie szczędzi im słów uznania.

Już na początku lotu zadzwonili do szpitala i szczegółowo informowali o stanie chłopca. Kiedy wylądowali, sala operacyjna, personel, urządzenia diagnostyczne, krew do transfuzji itp. były już przygotowane do zabiegu.

Choć stan sześciolatka poprawia się dnia na dzień, dziecko czeka długotrwała, żmudna rehabilitacja. Stanisław Kwiatkowski nie wątpi, że gdyby chłopiec jechał w kasku, najprawdopodobniej doznałby tylko niegroźnego urazu. - Dlaczego samochody muszą być wyposażone w pasy bezpieczeństwa, a motorynki, skutery czy quady, które coraz częściej kupowane są dzieciom na prezent, sprzedawane są bez kasków? - pyta retorycznie.

Ordynator nie rozumie, dlaczego dzieci na nartach mają już obowiązek w nich jeździć, a nieletni kierowcy quadów czy motorynek, choć są nie mniej zagrożeni, wciąż mogą poruszać się na nich bez żadnej ochrony głowy.

Od kiedy opiekunowie małych narciarzy są prawnie zobowiązani do ubierania swym podopiecznym kasków, liczba ciężkich urazów na stokach zmniejszyła się dwukrotnie.

Ale nie każdy kask chroni. Te, które są twarde i nieelastyczne, mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Kask musi być lekki, wykonany z dobrego materiału, powinien osłaniać możliwie największą powierzchnię głowy i karku. Najlepiej pytać o niego w sklepach sportowych. Najtańszy można kupić już od 80 zł, najdroższe specjalistyczne dla zawodowców kosztują nawet 3 tys. zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski