- „Siłaczka”, „Katarynka”, „Latarnik”… Te tytuły trafiły właśnie na listę lektur obowiązkowych w szkole podstawowej.
- Tego typu klasyczne lektury zawsze funkcjonowały w polskiej szkole. One są nieusuwalne z kanonu wykształcenia ogólnego, głównie ze względu na to, że są dokumentem polskiej historii i wprowadzają nas w polski kod kulturowy.
- Bardzo dawno nie było ich jednak na liście obowiązkowej. Nie boi się Pan, że taki zestaw lektur zabije w dzieciach jakąkolwiek chęć do sięgania po książki.
- To, czy lektura szkolna kończy się sukcesem, czy porażką zależy od nauczyciela. Jeśli jest z góry negatywnie nastawiony do Prusa, Żeromskiego czy Orzeszkowej, to nie ma możliwości, żeby zainteresował tymi autorami uczniów. Chodzi o to, żeby nauczyciele zastanowili się trochę nad metodami dydaktycznymi, które są stosowane przy omawianiu tego typu utworów.
- Kilka lat temu, kiedy minister Giertych mieszał w szkolnej liście lektur, jedna z nauczycielek powiedziała mi: „Możemy się oburzać, że ta lub inna książka trafiła do spisu, ale nie łudźmy się, uczniowie i tak nic z tego nie przeczytają”.
- Myślę, że to założenie jest błędne.
- Czym się Pan kierował, tworząc nową listę lektur?
- Istotnym problemem jest to, że w Polsce mamy dramatycznie niskie wskaźniki czytelnictwa. Moim zdaniem winna jest szkoła, która nie wyrabia nawyku czytania, a nie robi tego, bo lektur jest za mało, a nauczyciele mają z kolei za mało czasu na ich omawianie.
-Obawiam się, że „Katarynką” i „Siłaczką” nie zachęcimy dzieci do czytania. A przecież szkoła podstawowa powinna rozbudzać w uczniach chęć do sięgania po książki w przyszłości.
- Literatura artystyczna jest oczywiście trudniejsza w odbiorze niż ta rozrywkowa, ale szkoła nie może promować produktów przemysłu rozrywkowego, musi zawieszać poprzeczkę nieco wyżej i stawiać uczniom wymagania. Nie ma nic złego w tym, że uczniowie napotykają na trudności podczas lektury, bo zmaganie się z problemami rozwija umysł.
- Naprawdę nie napisano niczego godnego uwagi w XXI wieku?
- Dorobek ostatnich lat nie jest zbyt imponujący, ale wśród naszych lektur są też pozycje całkiem nowe.
- Na Pana liście zwraca uwagę silna obecność „Pana Tadeusza”. Uczniowie będą go czytać w każdej klasie, a w VIII w całości.
- Do „Pana Tadeusza” zwykle wraca się kilka razy w życiu, ale ta pierwsza dziecinna lektura też jest ważna, bo jest otwarciem dłuższego procesu. Szczerze mówiąc dostaję gratulacje z powodu tego, że „Pan Tadeusz” wszedł do spisu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ministerstwo w sieci godzin lekcyjnych
- Wcześniej też był, ale dopiero w drugiej klasie liceum. Nie boi się Pan, że ósmoklasiści są za młodzi na odbiór tego dzieła w całości?
- Nie. Dziś dzieci dojrzewają wcześniej, tempo życia przyspieszyło, dlatego nie można młodzieży proponować zbyt infantylnych treści.
- Skąd w takim razie w spisie lektur dla VIII klasy obok „Pana Tadeusza” znalazła się „Nela Mała Reporterka”?
- W VIII klasie wprowadzamy gatunki dziennikarskie.
- Na spotkania autorskie z Nelą przychodzą przedszkolaki.
- To prawda i ta lektura w VIII klasie rzeczywiście może budzić wątpliwości. Intencja była inna. Traktujemy ją jako przykład reportażu, obok innych reportaży do wyboru przez nauczyciela. Teraz trwają konsultacje, a ja nie będę się upierać przy tej lekturze.
- Podobno nauczyciele i uczniowie nie przepadają też za „W pustyni i w puszczy”.
- To ważna książka z punktu widzenia wychowawczego. Jest też taką książką, którą czytali nasi rodzice, my, a teraz będą czytać nasze dzieci i dzięki temu będziemy mieli wspólny temat do rozmowy.
- Pod warunkiem, że dzieci nie sięgną po bryki.
- To poważny problem i uważam, że należy walczyć ze streszczeniami szkolnych lektur, które mają zastąpić ich samodzielne czytanie.
- To byłoby trudne w dobie internetu.
- Kiedy rozpoczynałem walkę z handlem prezentacjami maturalnymi w internecie też mówiono, że tego nie da się zrobić, bo co nie jest zakazane, jest dozwolone. Chodzi o to, żeby uczulić opinię publiczną na ten problem.
- Poprzednia podstawa programowa dawała nauczycielom dużo swobody, mogli wybierać z szerokiej listy. Dlaczego nie dają Państwo nauczycielom prawa wyboru lektur?
- Nie zgadzam się z Pani oceną.
-To nie ocena, tylko fakt.
- Błędem poprzedniej podstawy programowej było założenie, że lektury są głównie do wyboru; to tak jakbyśmy powiedzieli dziecku: „wszystko jedno czego się będziesz uczył, nam na tym nie zależy”. My podzieliliśmy lektury na obowiązkowe i uzupełniające. Tych pierwszych jest rzeczywiście więcej niż w poprzedniej podstawie. Chodzi m.in. o to, żeby Centralna Komisja Egzaminacyjna miała odpowiedni materiał do przygotowania egzaminu po ósmej klasie. Po drugie, szkolne lektury mają głównie funkcje pozarozrywkowe: jedną z nich jest to, że integrują kulturowo społeczeństwo. Polacy muszą czytać więcej lektur wspólnych. Mamy też szeroką propozycję lektur do wyboru, a pod każdą listą pojawia się formuła, która otwiera drogę do swobodnego doboru lektur; brzmi ona „Inne teksty kultury”.
- Na to może jednak zabraknąć czasu. Zgodnie z obowiązującą jeszcze podstawą, dzieci w ciągu sześciu lat nauki (w szkole podstawowej i gimnazjum) muszą przeczytać minimum 27 książek. Na Pana liście obowiązkowej są aż 34 pozycje, a czasu na realizację o rok mniej.
- Ale godzin ma być więcej. Podstawę robiliśmy z założeniem, że w każdej klasie od IV do VIII tygodniowo jest pięć godzin języka polskiego.
- W siatce dla VII i VIII są po cztery.
- Wcześniej dostaliśmy inne siatki, dlatego będziemy walczyć o te godziny. Właśnie otrzymuję propozycje przesunięć, ale nie chcę mówić o szczegółach.
- Uczniowie nie mogą siedzieć w szkole do wieczora, trzeba będzie zabrać z innego przedmiotu. Fizyki, chemii, a może geografii?
- To podchwytliwe pytanie. Powiem tak, my dążymy do tego, żeby ta zmiana dawała więcej czasu i przywracała należną rangę przedmiotom humanistycznym, bo to podstawa wykształcenia ogólnego, a osoby posiadające wyższą sprawność językową i wyższy poziom erudycji osiągają większe sukcesy także w innych dziedzinach. W poprzednich latach o tym zapomniano.
- Miał Pan głos decydujący w sprawie ostatecznego kształtu listy lektur?
- Działaliśmy kolektywnie, każdy coś proponował. Jedne pomysły przyjmowano, inne odrzucano, ja też musiałem ustępować .
- Jakiś przykład?
- Chciałem, żeby ktoś docenił książkę Adama Bahdaja pt. „Piraci z Wysp Śpiewających”. Nie udało się.
- Przyznam, że nie słyszałam o tej lekturze.
- To napisana w latach sześćdziesiątych książka o nastoletnim chłopcu i jego wuju, którzy spędzają wakacje w dawnej Jugosławii i zmagają się z przeciwnościami, wędrując wzdłuż wybrzeża Adriatyku, bez pieniędzy, które zgubili.
- Kolejna staroć. Pewnie nawet trudno byłoby to zdobyć.
- Literatura nie dzieli się na starą i nową, tylko dobrą i złą. Co do dostępności proszę zobaczyć, jak duże jest zainteresowanie tymi „starymi” książkami dla młodzieży w internecie.
- Lektury szkolne muszą być przede wszystkim w szkolnej bibliotece, nie w internecie. Czy Państwo brali to pod uwagę, tworząc listę?
- Tak i dlatego nasza lista lektur nie jest rewolucyjna.
-Ten sam zespół ma przygotować program dla nowego liceum. Kiedy będzie gotowy?
- Prace mają się zakończyć w czerwcu przyszłego roku.
- Już wiadomo, co się tam znajdzie?
- Główną zasadą jest powrót do nauczania spiralnego, ale program ma być skonstruowany inaczej. Zależy nam, żeby nauka w liceum była znowu oparta na chronologicznym układzie okresów literackich.
Rozmawiała Anna Kolet-Iciek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?