Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoły przyciągania pieniędzy

Katarzyna Krasoń
Aby wybrać właściwą szkołę, trzeba uważnie przeanalizować oferty
Aby wybrać właściwą szkołę, trzeba uważnie przeanalizować oferty FOT. KRZYSZTOF SZYMCZAK
Kontrowersje. Szkoły językowe kuszą nas wakacyjnymi ofertami. Ma być tanio oraz intensywnie. W wielu przypadkach poziom nauczania pozostawia jednak wiele do życzenia. Lektorzy często nie mają przygotowania pedagogicznego. Co zrobić, by nie popełnić kosztownego błędu?

Szkoły językowe powstają jak grzyby po deszczu. Ale zamiast poznawania fachowego słownictwa pod okiem profesjonalistów, kursanci często uczą się na własnej skórze, jak kiepsko działa ten biznes.

Deutsch? Francais? Espa­nol? W zasadzie żaden problem. Szkoły językowe w Krakowie kuszą szeroką ofertą wakacyjnych kursów. Bombardują ulotkami, w których gwarantują wysoką jakość nauczania, wykwalifikowanych lektorów, komfortowe warunki oraz okazyjną cenę. Jak jest naprawdę?

Magister tylko na identyfikatorze

– Zostałam lektorką, bo zadzwoniła do mnie właścicielka szkoły językowej, która znalazła moje ogłoszenie na portalu e-korepetycje.pl. Nawet nie zapytała o kwalifikacje, tylko czy w danym terminie mogę poprowadzić kurs – opowiada Monika, studentka filologii i lektorka jednej z krakowskich szkół.

Aby założyć szkołę językową, nie trzeba wiele. Wystarczą dane założyciela, nazwa firmy, jej siedziba i termin rozpoczęcia działalności. Potem trzeba to zgłosić do odpowiedniego urzędu, aby oficjalnie zarejestrować działalność. Szkołę można jeszcze wpisać do rejestru w Ministerstwie Nauki, ale nie ma takiego wymogu.

Metody nauczania oraz sposób skompletowania kadry zależą już wyłącznie od właściciela. I tu zaczynają się problemy.

Zatrudnianie lektorów z ulicy to jeden ze sposobów na cięcie kosztów. Im mniej wykwalifikowany lektor, tym mniejsze koszty szkoły, a tym samym tańsza oferta.

– Zostałam lektorką już na początku studiów. Co prawda na stronie szkoły przeczytałam, że przyjmą „tylko lektorów z wyższym wykształceniem”, ale pani z HR-u nie robiła problemu: „Dopisze się pani magistra na identyfikatorze i już” – opowiada Anna, lektorka kolejnej z krakowskich szkół.

Podobnie wygląda rekrutacja native speakerów, czyli obcokrajowców władających od dziecka angielskim, hiszpańskim czy niemieckim. Niestety, często są to osoby bez przygotowania pedagogicznego, które nie potrafią wytłumaczyć polskim uczniom zasad swojego języka.

– Nie rozumiem takiej polityki. W naszej szkole polskich lektorów, jak i native speakerów zatrudnia się po 4-etapowej rekrutacji, w tym po rozmowie z metodykiem. Tylko osoby z wyższym wykształceniem i uprawnieniami pedagogicznymi są gwarancją wysokiego poziomu nauczania, a o to nam chodzi. Warto więc przed podjęciem decyzji o wydaniu pieniędzy na kurs zorientować się, jakie kompetencje ma kadra w danej szkole – mówi Agata Lasota, kierowniczka działu obsługi klienta w Profi-Lingua.

– Tylko na ulicy Karmelickiej co roku powstaje kilka szkół językowych. Często zakładają je osoby bez odpowiedniej wiedzy i przygotowania. Aby się utrzymać, oszczędzają na czym mogą. Na dłuższą metę to jednak nie działa. Na rynku utrzymują się tylko te szkoły, które zapewniają jakość nauczania i dbają o standardy – mówi Sylwia Ptak, dyrektorka Szkoły Języków Obcych Lingualand.

Łączenie grup, czyli wszyscy w jednym worku

Grupa językowa przynosi zyski, jeśli jest odpowiednia liczba kursantów gwarantujących, że uda się przewyższyć koszty wynajmu sali i opłacenia lektora. Szczególnie w czasie wakacji jest to częsty problem szkół językowych. Dlatego tworzone są grupy dobierane na siłę, mimo różnych poziomów językowych uczestników.

– Kiedyś z koleżanką miałyśmy poprowadzić dwa kursy: na poziomie początkującym A1 i zaawansowanym B2, ale ponieważ nie zebrała się wystarczająca liczba osób, właściciel kazał nam połączyć grupy – relacjonuje lektorka Monika. – Efekt był taki, że część kursantów zasypiała z nudów, a druga część nie rozumiała, co do nich mówię – dodaje.

Joanna, studentka rachunkowości, wspomina, że zapisała się na kurs w Krakowskiej Szkole Języków Obcych, bo skusiła ją promocja „Drugi semestr gratis”. Wszystko wyglądało pięknie, aż do momentu, gdy właściciel uciekł z pieniędzmi kursantów, a szkołę zamknięto. Policja do dziś prowadzi śledztwo.

– W innej szkole, w której uczyłam, było jeszcze gorzej. Moja szkoła po prostu „zamknęła się” – mówi Beata, studentka filologii angielskiej. – Ja też miałam się zamknąć. Dostałam maila od właściciela z poleceniem, żebym z nikim nie rozmawiała. To był podejrzany typ, dlatego nikt z lektorów nie protestował.

„Komfortowe warunki”, czyli brudno i zimno

– Chodziłam na kurs do Krakowskiej Szkoły Języków Obcych. Zajęcia odbywały się w kamienicy, w której było tak zimno, że siedziałam w trzech swetrach – opowiada Karolina, uczestniczka kursu włoskiego.

Poza oszczędzaniem na ogrzewaniu, niektóre szkoły językowe tną także koszty na sprzątaniu. – Kursanci narzekają, że w łazienkach jest brudno. No jest, ale co ja mogę zrobić? Mówiłam o tym właścicielowi, który i tak się nie przejął – żali się Monika.

Częstym problemem są także zbyt małe sale. – Bardzo sobie cenię, że w naszej szkole klasy są jasne, przestronne i dobrze wyposażone. Wiem, że upychanie dwunastu kursantów do pomieszczenia dla sześciu osób bywa gdzie indziej standardem – mówi Łukasz Czownicki, kierownik działu marketingu szkoły językowej Inter Lang&Text.

Dobra szkoła, czyli jaka?

Jak znaleźć szkołę, w której poza liczeniem pieniędzy liczy się także zadowolenie uczniów?

– Na pewno warto popytać znajomych – radzi Tomek, który od lat uczy się hiszpańskiego.

Kopalnią informacji są także fora internetowe, jednak należy mieć świadomość, że komentarze piszą także pracownicy konkurencyjnych szkół.

– Nie radziłabym polegania tylko na stronie szkoły, bo tam przeważnie wszystko wygląda kolorowo – mówi Ola, uczestniczka kursu języka rosyjskiego. – Dobrze jest wcześniej samemu zobaczyć sale i porozmawiać z lektorem. Uważajmy na szkoły ze zbyt okazyjnymi cenami.

Dobrą oznaką jest natomiast przeprowadzanie przez szkołę testu weryfikującego poziom językowy kursanta. To właśnie taki test powinien decydować o przydziale do grupy. Nie należy dać się namówić przez szkołę do „zawyżenia sobie poprzeczki” lub do „gruntownego powtórzenia podstaw”, bo źle dobrany kurs to strata czasu i pieniędzy.

– Dobre szkoły zawsze sobie poradzą, bo zadowoleni klienci po prostu do nich wracają – podsumowuje Łukasz Czownicki z Inter Lang&Text.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski