Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoły uczące zawodu muszą ściśle współdziałać z firmami

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Dr hab. Radosław Rybkowski wspóltworzył raport: Zawodówki: reaktywacja. Rola wyższych szkół zawodowych w rozwoju Polski
Dr hab. Radosław Rybkowski wspóltworzył raport: Zawodówki: reaktywacja. Rola wyższych szkół zawodowych w rozwoju Polski Andrzej Banas / Polska Press
Biznes musi mieć wpływ na edukację - mówi RADOSŁAW RYBKOWSKI, ekspert Klubu Jagiellońskiego.

- Przedsiębiorcy pytają , po co istnieją szkoły zawodowe. I narzekają, że absolwenci wielu takich szkół nic nie umieją. Z czego wynika ten rozziew między oczekiwaniami pracodawców a tym, co robią wyższe szkoły zawodowe, technika i zasadnicze szkoły zawodowe?

- Jeśli spojrzymy na poziom takich krajów jak Niemcy, Austria, kraje skandynawskie, gdzie działa to lepiej niż u nas, to kluczowa wydaje się bardzo silnie rozwinięta współpraca między biznesem a szkołami i uczelniami. Ona jest częściowo wymuszona przepisami prawa, a także bardzo mocno zakorzeniona w tradycji. U nas od wielu, wielu lat pojawiało się takie myślenie, że OK - współpraca nauki z biznesem, ale mówiliśmy, że biznes to KGHM, jakieś takie gigantyczne firmy.

- A nie o to chodzi?

- Absolutnie nie. Oczywiście nie możemy pominąć też dużych firm. Siemens w Niemczech czy Maersk w Danii też są ważne. Ale skupiamy się naprawdę czasami na rzemieślnikach, którzy mają mikro i małe firmy, zatrudniające do 50 osób. I one też biorą udział w modyfikowaniu programów studiów, w dyskutowaniu o tym, czego absolwenci powinni się nauczyć w zasadniczej szkole zawodowej czy w technikum. I dzięki temu osoba, która zaczyna taką zawodową edukację jest przygotowywana nie tylko w takim sensie, że uczy się z podręczników…

- Czyli nie tylko teoria?

- Właśnie. Nieustająco ktoś podpowiada: ta wiedza jest nam potrzebna, a ta już kompletnie nie. Bardzo wyraźnie pokazano mi w Danii, że pewne rozwiązania u nas przyjęte - sztywne ramy nauczania - nie sprawdzają się. Dawali mi przykład: jeśli technik pójdzie do szkoły zajmującej się eksploatacją silników lotniczych, to nie można wymagać, że on się tego nauczy w trzy lata. Skoro wszyscy fachowcy, operatorzy lotniczy, mówią, że to wymaga czterech lat - to robimy czteroletni program.

- Czyli to jest ciągłe podpowiadanie przez pracodawców nie tylko tego, co jest dobre w danej dziedzinie, ale i tego, co jest dobre w danym momencie rozwoju danej dziedziny.

- My naprawdę nie wiemy, kto będzie potrzebny za 10 lat. No, oczywiście opiekunka i opiekun osób starszych, to na pewno. Ale w technologii to jest zagadka. Więc jest potrzebna współpraca, nie od wielkiego dzwonu, tylko stała… Duńczycy pokazywali mi, jak to u nich działa. W szkołach, technikach, uczelniach zawodowych muszą się spotkać z biznesem raz na cztery miesiące - zazwyczaj spotykają się częściej - i dyskutują, co jest potrzebne. Firmy mają przecież uczniów i studentów u siebie na praktykach. Więc widzą, co jest nie tak. Ważne: nie przychodzą do szkół jako petenci.

- Są partnerem uczelni. Ale oni są też wkomponowani w system. Proponujecie z dr Marcinem Kędzierskim, jako autorzy raportu na ten temat, włączenie biznesu i związków zawodowych do rady uczelni. Jak by to miało wyglądać w praktyce?

- Tworzona ustawa o szkolnictwie wyższym, tzw. ustawa 2.0, mówi, jak taka rada ma wyglądać. Musi mieć do 9 członków. Wymagane jest, by ponad 50 proc. z nich pochodziło spoza społeczności uczelni, czyli to nie mogą być ani pracownicy naukowi i dydaktyczni, ani studenci. Jeśli myślimy o sensownym działaniu uczelni zawodowych, techników czy zasadniczych szkół zawodowych, to trzeba, żeby te 5-6 osób było naprawdę reprezentantami biznesu. Tylko my przy tym nie możemy myśleć, że np. w Krakowie każdy sobie wstawi przedstawiciela Comarchu, bo to taka prężna firma itp. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że być może warto mieć przedstawiciela firmy Comarch, ale przede wszystkim potrzeba reprezentantów najmniejszych firm lokalnych.

- Na przykład izby rzemiosła?

- Absolutnie tak. Bo jeśli popatrzymy na statystyki krajów, także bardzo rozwiniętych, to łączna liczba pracowników zatrudnionych w małych przedsiębiorstwach jest zdecydowanie większa niż w tych wielkich. Mówili Niemcy, Austriacy, Duńczycy, że oni zapewniają stabilność gospodarczą, bo nie są tak podatni na kryzysy.

- Nie tylko Europa tak ma.

- Owszem. Badania, które prowadziłem od wielu lat, dotyczące przede wszystkim uczelni amerykańskich, dowodzą, że sprawność i sukcesy tych szkół wynikają w dużej mierze z tego, że są one zarządzane przez rady zarządzające, w których mamy przedstawicieli biznesu lokalnego oraz potężnego, korporacyjnego, międzynarodowego. To daje szansę uczelni na rozpoznanie tego, co jest potrzebne. To jest śledzenie na bieżąco, jak można lepiej przygotować absolwentów. Poza tym zdecydowanie łatwiej wtedy szukać miejsc do prowadzenia praktyk, jeżeli mamy kontakt z tymi przedsiębiorcami nieustająco.

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski