18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szlachetna postać skryta za aparatem

Redakcja
Fot. Grzegorz Ziemiański
Fot. Grzegorz Ziemiański
ROZMOWA. Z Adamem Gryczyńskim, animatorem życia kulturalnego, o Robercie Kosieradzkim, jednym z najważniejszych fotografów Nowej Huty w latach 60. i 70., którego zdjęcia zobaczymy w książce "Baśnie z bloku cudów" Katarzyny Kobylarczyk, rozmawia

Fot. Grzegorz Ziemiański

Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Robertem Kosieradzkim?

- Zetknęliśmy się już w latach 70., kiedy ja wstąpiłem do Klubu Fotografików Amatorów Zakładowego Domu Kultury Huty im. Lenina. Przydługa była to nazwa, ale mówiliśmy w skrócie klub. To było miejsce, gdzie pierwszy raz spotkałem się Robertem, ale to był wtedy starszy kolega, utytułowany fotograf. Ja byłem wtedy młodym studentem, nie miałem śmiałości, żeby po prostu podejść i próbować się zaprzyjaźnić.
O tajniki fotografowania nie chciał Pan wtedy zapytać utytułowanego kolegę? Przecież był już wtedy uznanym "mistrzem aparatu".
- Nie, wtedy o tym nie rozmawialiśmy. Bliższe kontakty nawiązaliśmy dopiero w 1983 roku, kiedy przeniesiono siedzibę klubu do Nowohuckiego Centrum Kultury. Ówczesny dyrektor, Leon Lijowski, chciał zrobić powiększenia tych zdjęć Roberta, na których pojawili się pisarze krakowscy. On nie miał wtedy czasu, więc powierzył mi negatywy. Powiedział tylko, jakby chciał to mieć zrobione, i poszedł. Zrobiłem kilkanaście dużych powiększeń. Powiem nieskromnie, że Robert, gdy zobaczył jak wyszło, zaznaczył, że "gdybym sam robił te zdjęcia, pewnie wyglądałyby tak samo". Wtedy był to dla mnie ważny komplement, który jak widać zapamiętałem do dziś: wielki mistrz i starszy kolega wyraził się pochlebnie o mojej pracy.
A jakim człowiekiem był prywatnie schowany za aparatem Robert Kosieradzki?
- To był przede wszystkim mentor, można się było do niego odwołać, i to nie tylko w sytuacjach fotograficznych, ale i ludzkich. To jeden z tych ludzi, o których można powiedzieć "szlachetna postać": wielka życzliwość, pochwała życia, okazywany na każdym kroku optymizm. I nieprawdopodobne poczucie humoru, które - jak mi się zdaje - widać w jego zdjęciach. Przeglądając je dziś, po latach, wciąż dostrzegam dystans i to lekkie przymrużenie oka.
Dobrze, że Pan o tym wspomina. Podobno wiele z jego zdjęć, podnoszących rzeczywistość do rangi metafory, uważano za fotografie wykpiwające "propagandę sukcesu".
- On sam o tym nie mówił, a ja nie pytałem. Nigdy o tym po prostu nie rozmawialiśmy, ale zawsze wydawało mi się, że trudno tego nie zauważyć. Ja w każdym razie zawsze ten ładunek dostrzegałem. Wciąż mam przed oczyma zdjęcie autorstwa Kosieradzkiego, gdzie na tle nowohuckiego blokowiska widać uschnięte drzewo. Mamy tę fotografię na klubowych plakatach sprzed wielu lat. To jest ewidentna metafora. Nie wyobrażam sobie, że w epoce propagandy sukcesu można było pokazywać takie zdjęcia.
Proszę na koniec powiedzieć, co wyróżnia jego fotografie? Co sprawia, że po latach wciąż są interesującym dokumentem?
- To był wyjątkowy, wrażliwy artysta. Można mówić o tym, że lubił mocny kontrast czy poprawną rozgrywkę tonalną, ale najważniejsze, że w swoich zdjęciach łączył przeszłość i teraźniejszość. Pokazywał, jak mija czas, jak zmieniają się ludzie. Często, po latach, wracał w to samo miejsce i znów robił tam zdjęcie. Chciał pokazać, jak niepostrzeżenie wszystko się zmieniło. Mam nadzieję, że na wielką wartość artystyczną jego prac zwróci uwagę czytelników także książka "Baśnie z bloku cudów. Reportaże nowohuckie" Katarzyny Kobylarczyk, która ukaże się wraz z "Dziennikiem Polskim" 9 czerwca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski