Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szokujące piękno popkultury

PAWEŁ GZYL
To ona wywarła największy wpływ na gust estetyczny nastolatków w minionej dekadzie - Britney Spears Fot. Randee St. Nicholas - Sony Music
To ona wywarła największy wpływ na gust estetyczny nastolatków w minionej dekadzie - Britney Spears Fot. Randee St. Nicholas - Sony Music
Do połowy lat 50. największy wpływ na współczesny ideał urody i stylu miało Hollywood. Jego hegemonię zakończyło pojawienie się rock`n`rolla.

To ona wywarła największy wpływ na gust estetyczny nastolatków w minionej dekadzie - Britney Spears Fot. Randee St. Nicholas - Sony Music

Pospinani agrafkami punkowi obszarpańcy, odziani w lateksowe kostiumy fani gotyckiego rocka, wciśnięci w skórzane kurtki metalowcy, lolitkowate gwiazdki z teledysków MTV - to ideały estetyczne lansowane przez muzykę popularną

Od tamtego czasu to muzyczni idole dzierżyli rząd młodych ludzi w kwestii piękna, ubioru i wyglądu.

Dżinsy z wyraźnym przyrodzeniem

Kiedy młody i piękny Elvis Presley zakręcił swymi biodrami śpiewając "Jailhouse Rock", dzieciaki oszalały z zachwytu. W ten sposób narodził się nowy ideał piękna, który wcieliły w życie również inne gwiazdy gatunku z Ameryki - Bill Haley, Eddie Cochran czy Jerry Lee Lewis. Zrealizowany w 1956 roku film "Szkolna dżungla" pokazywał zbuntowanych licealistów, którzy zasłuchiwali się w dzikim rock`n`rollu. Jego premiera w Londynie wywołała szalony entuzjazm: dzieciaki zdemolowały kino, wyrywając krzesła z podłogi i ciskając nimi na wszystkie strony. Te wydarzenia dały początek pierwszej rock`n`rollowej subkulturze.

Wywodzący się głównie z robotniczego środowiska teddy boys niczym amerykańskie gwiazdy gatunku nosili mocno wysmarowane brylantyną włosy ułożone z tyłu w "kaczy kuper", a z przodu w fantazyjne czuby, zwisające nisko nad czołem. Do tego zakładali długie, dwurzędowe marynarki (przypominające XIX-wieczne surduty), obcisłe dżinsy spod których wyglądały jaskrawe skarpetki i zamszowe półbuty na wysokich platformach. Nieco inny szyk obowiązywał teddy girls - tutaj dominowały wąskie spódniczki w kratę, kolorowe espadryle, wiktoriańskie broszki, legginsy i oczywiście włosy spięte w koński ogon.

Oryginalność ich wyglądu wywarła duże wrażenie na mediach - w efekcie najważniejsze rekwizyty mody weszły w tym czasie do powszechnego użytku, stając się wyznacznikiem generacyjnej tożsamości, a co za tym idzie - młodzieżowego ideału urody.

Kolejną subkulturą, zainspirowaną przez muzykę popularną okazali się rockersi. Zafascynowani wyświetlanym w latach 50. filmem z Marlonem Brando "Dziki" młodzi ludzie zaczęli stroić się w skórzane kurtki, czarne levisy 501 i ciężkie buty Dr Martens lub lekkie trampki Converse, dosiadając w tym rynsztunku potężnych motocykli, budzących swym rykiem brytyjskie, senne miasteczka. Wzorem był oczywiście nie tylko amerykański aktor - rockersi podglądali również tamtejsze gwiazdy rock`n`rolla - a przede wszystkim Gene`a Vincenta, który był dla nich ideałem stylu. Nowa moda wywarła silny wpływ na brytyjskie zespoły pierwszej fali rocka - szczególnie na The Beatles i The Rolling Stones. Przykładem tego może być słynna okładka albumu tych ostatnich "Sticky Fingers", zaprojektowana przez samego Andy`ego Warhola - na której widnieją męskie biodra odziane w słynne levisy 501 z rozsuwanym rozporkiem, wyraźnie uwydatniającym męskie przyrodzenie.

Odpowiedzią klasy średniej na wiecznie brudnych w smarze motocyklowym rockersów okazał się w połowie lat 60. ruch modsów. Jego uczestnicy ubierali się w długie kurtki typu "parka", eleganckie garnitury z zaprasowanymi na kant spodniami, kaszmirowe sweterki w serek, zapięte pod szyję koszule, wąskie krawaty i lśniące lakierki. Co najważniejsze - zamiast motorów, jeździli na upstrzonych niezliczoną ilością lusterek i reflektorów skuterach Vespa. Modsi słuchali soulu i rhytm`n`bluesa, a przede wszystkim brytyjskich zespołów rockowych. Najważniejszy z nich był oczywiście The Who, którego liderzy, wokalista Roger Daltrey i gitarzysta Pete Townshend, do dzisiaj pozostają powszechnie uwielbianymi "ikonami" tejże subkultury.
Moda ta wywarła ogromny wpływ na oblicze angielskiej ulicy - na Carnaby Street powstała cała sieć sprzedających takie ciuchy butików, z których wyrośli potem znani projektanci, jak Mary Quant (to ona wymyśliła popularną minispódniczkę) czy John Stephen (ubierał choćby muzyków z The Small Faces). Jej popularność skończyła się dopiero, kiedy do Londynu dotarł z San Francisco hipisowski styl flower-power.

Im brzydziej, tym lepiej

Tym razem największy wpływ na ideał urody i stylu miały... narkotyczne wizje. Rozpropagowane przez Timoth`ego Leary`ego zażywanie LSD, które miało stać się zaczynem nowej cywilizacji "miłości i pokoju", doprowadziło do narodzin psychodelicznej kontrkultury. Tak jak zespoły w rodzaju Jefferson Airplane czy Grateful Dead próbowały w swej hipnotycznej muzyce oddać narkotyczne majaki, tak próbowali czynić to mieszkający w San Francisco hipisi swoim wyglądem. Modne stały się więc jaskrawe barwy, kontrastowe zestawienia, nawiązujące do "prymitywnych" kultur ozdoby, szerokie i zwiewne stroje. Idea międzyludzkiej harmonii i pokoju sprawiła, że w ruchu flower-power zatarły się różnice między płciami - dziewczyny i chłopaki wyglądali niemal tak samo, szczupli i wysocy, nosili długie włosy, luźne szaty, sandały i koraliki.

Taki styl prezentowały gwiazdy rocka - Jimi Hendrix, Janis Joplin czy Jim Morrison. Kulminacją psychodelicznej ekstazy był festiwal w Woodstock w 1969 roku, na którym pół miliona zaćpanych hipisów tarzało się w błocie, słuchając swych idoli z obu stron Atlantyku. Dokładnie w tych samych dniach ukazał się debiutancki album zespołu The Stooges z Detroit, którego wokalista, chudy jak szczapa Iggy Pop, jako pierwszy dostrzegł pustkę hipisowskich haseł, śpiewając w swych piosenkach, że zamiast miłości i pokoju tak naprawdę jest tylko nuda, dragi, seks i przemoc.

I rzeczywiście - psychodeliczna utopia skonała w atmosferze skandalu: kiedy banda Charlesa Mansona dokonała swych rytualnych zabójstw, a motocykliści z Hells Angels zamordowali na festiwalu w Altamont czarnoskórego fana The Rolling Stones, stało się jasne, że hipisowska wizja świata żyjącego w stymulowanym narkotykami pokoju i miłości jest zwyczajną utopią. Ta atmosfera rozczarowania i złości stała się idealnym zaczynem dla ruchu punk.

Jego estetyczną stronę stworzyło tak naprawdę dwoje ludzi - projektantka mody Vivianne Westwood i muzyczny menedżer Malcolm McLaren. Ich założenia były naprawdę rewolucyjne: po raz pierwszy w historii popkultury ideałem piękna stał się ideał... brzydoty. Z jednej strony Westwood i McLaren przywoływali ducha dawnych ruchów młodzieżowych, czerpiąc garściami ze stylu teddy boys i mods (surduty, buty na platformach, wąskie krawaty, obcisłe dżinsy), a z drugiej - sięgali po niestosowane wcześniej szokujące elementy (fetyszystyczne rekwizyty rodem z estetyki sado-maso, poszarpane koszule, niechlujne nadruki, niezliczone ilości suwaków, wszędzie powpinane agrafki). Wystrojony w ten sposób Johny Rotten z kolegami z zespołu Sex Pistols dokonał w 1977 roku prawdziwego przełomu - zarówno w muzyce rockowej, jak również w światowej modzie.
Wbrew wszelkiej logice szokujący styl punk szybko stał się wyznacznikiem młodzieżowego wyglądu w Europie i w Ameryce. Zarówno na ulicach Londynu, jak i Nowego Jorku, a potem Warszawy zaroiło się od dzieciaków lubujących się w ostentacyjnej brzydocie. Była ona manifestacją ich stosunku do świata - któremu w ten sposób pokazywali środkowy palec, wrzeszcząc: "Zostawcie nas! Odczepcie się! Chcemy sami decydować o sobie!".

Z czasem muzyka punk przeszła radykalną ewolucję, co odbiło się również na modzie. W latach 80., kiedy na scenę wkroczyły zespoły w rodzaju The Exploited, ich fani nosili nastroszone "irokezy", skórzane kurki nabijane ćwiekami i ciężkie "glany". Stąd był już krok do inspirującej się zarówno punkiem, jak i psychodelią subkultury gotów. Jej "ikoną" stała się brytyjska wokalistka zespołu Siouxsie & The Banshees i Robert Smiths z grupy The Cure - stąd na ich koncertach wszystkie dziewczyny i chłopaki mieli ekstremalnie nastroszone czupryny, groteskowo przerysowane makijaże, nosili tony egzotycznej biżuterii i grobowo czarne ubrania.

Zdzirowate lolitki i zniewieściali faceci

Ostatnia znacząca moda wygenerowana przez muzykę rockową narodziła się w Seattle. Kiedy wokalista zespołu Nirvana - Kurt Cobain - założył na scenę rozciągnięty T-shirt, sflaczałą koszulę flanelową, podarte dżinsy i brudne trampki, po sukcesie jego płyty "Nevermind", nastolatki na całym świecie wyglądały dokładnie tak samo. Połączenie hipisowskiego luzu z punkową niechlujnością nie przetrwało jednak długo - zarówno w muzyce, jak i w modzie. Bo tak naprawdę dzieciaki odkryły wtedy zupełnie inne brzmienia niż rock - hip-hop i techno.

Choć pierwszy z gatunków wyrastał z "czarnego" getta Nowego Jorku, ogromne sukcesy takich wykonawców, jak Snoop Dogg, Wu-Tang Clan czy Cypress Hill sprawiły, że również "białe" nastolatki chciały wyglądać, jak ich idole z Bronksu. Było to niekiedy groteskowe naśladownictwo - podobno raperzy zaczęli nosić mocno obniżone spodnie ze względu na pewną wstydliwą przypadłość krocza, co ich fani przejęli bezkrytycznie, nic nie wiedząc o prawdziwych przyczynach takiego wyglądu.

Hip-hop okazał się pierwszą subkulturą młodzieżową pozbawioną anty-establishmentowego nastawienia - przeciwnie, wywodząc się z getta, czarni raperzy wręcz podkreślali swe dążenie do materialnego przepychu. Stąd te gigantyczne łańcuchy, złote zęby, drogie, sportowe ciuchy o powiększonym rozmiarze.

Projektanci mody natychmiast zaadaptowali ten szyk - dlatego wulgarny styl typowy dla hip-hopu szybko przeniknął do mainstreamowej popkultury. W efekcie na początku minionej dekady nastoletnie gwiazdy w rodzaju Britney Spears i Christiny Aguilery wprowadziły do swych teledysków hiperseksualny wygląd - króciutkie spódniczki, głęboko wycięte szorty, wyeksponowane pończochy, wysokie szpilki, obcisłe bluzeczki, odsłonięte biustonosze. Nie trzeba było długo czekać, a kolejne gwiazdy popu jeszcze bardziej podbiły poprzeczkę prowokacyjności. Lady Gaga wzorem Madonny dołączyła do swego wizerunku lateksowe elementy w stylu sado-maso, a próbujące ją prześcignąć wokalistki w rodzaju Keishy - upozowały się po prostu na przysłowiowe "zdziry" (czytaj: prostytutki). Efekt tego jest jeden - dzisiaj ideałem kobiecego piękna w stylu pop jest przerysowana seksualnie lolitka.
Podobnie sprawa wygląda z męskimi idolami. Rock stracił całkowicie swój pazur - liderzy Coldplay, Muse czy Radiohead to romantycy wciśnięci w skrojone na miarę gustowne koszule i garnitury od topowych projektantów. Niewiele się w ten sposób różnią od nastolatków w rodzaju Justina Biebera - którego "słodki" wizerunek, powielany na zdjęciach i w teledyskach, kształtuje wyobraźnię milionów jego rówieśników na całym świecie. Czy to oznacza, że jedyną oazą męskości pozostaje dzisiaj w świecie muzyki młodzieżowej siermiężna subkultura metalowców?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski