Zaledwie przed kilkoma dniami Gowin zaskoczył swoich koalicjantów zapowiedzią wystawienia Jadwigi Emilewicz, jednej z najbliższych współpracowniczek, w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Krakowa. Na zderzenie nie trzeba było długo czekać. Lokalne władze PiS-u od razu uznały, że taka kandydatura jest nie do przyjęcia i zaczęły forsować Małgorzatę Wassermann. Po to, aby mieć wszystko pod kontrolą.
Niezrażony tym minister nauki zaatakował wczoraj ponownie, choć już nie z takim impetem. Nowe ugrupowanie, jak mówił, owszem, powstanie, ale ma być częścią Zjednoczonej Prawicy (czytaj: pozostanie przy władzy), a przede wszystkim kierownictwo PiS-u będzie... z tego zadowolone.
Gowin od dawna stoi w rozkroku, szukając dla siebie miejsca nie tylko na scenie politycznej, ale jeszcze bardziej - wewnątrz obozu rządzącego. Zbliżenie z prezydentem w najgorętszym okresie sporu o sądownictwo, poparte „filozoficznym” zachowaniem podczas głosowania nad kluczowymi ustawami, na pewno nie przysporzyło mu przyjaciół w rządzie. Wręcz przeciwnie.
Dlatego taktyka, którą przyjął wydaje się dosyć czytelna. Ma wprawdzie kilka kart w ręku (bez „jego” posłów koalicja nie ma większości), ale grając o własną pozycję musi wykonywać ruchy wyprzedzające. To jedyny sposób, aby utrzymać się na powierzchni.
Choć jest to ciągle balans na cienkiej linie, Gowinowi wychodzi na razie nienajgorzej. Co więcej, nie ma drugiego polityka w Polsce, który w ostatnich latach tak często spadałby na cztery łapy, utrzymując się przy władzy w skrajnie różnych rządach.
Może więc pogłoski o jego politycznej marginalizacji okażą się znowu zbyt pochopne?
Follow https://twitter.com/dziennipolski\Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?