Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpakowski cierpi, oglądając mecze

Redakcja
Włodzimierz Szaranowicz jest synem emigrantów z dawnej Jugosławii FOT. BARTEK SYTA
Włodzimierz Szaranowicz jest synem emigrantów z dawnej Jugosławii FOT. BARTEK SYTA
ROZMOWA. WŁODZIMIERZ SZARANOWICZ, szef sportu w TVP, opowiada o dziennikarstwie, igrzyskach w Soczi i mundialu w Brazylii.

Włodzimierz Szaranowicz jest synem emigrantów z dawnej Jugosławii FOT. BARTEK SYTA

- Jak wyglądał 2013 rok sportowym okiem Włodzimierza Szaranowicza?

- Zaczął się fantastycznie, dzięki skokom narciarskim. Dwa medale na MŚ to było coś! Przecież gdy odchodził Adam Małysz, zastanawiano się, czy to koniec skoków w TVP. Ustaliliśmy, że jest widownia, której nie można pozostawić, są też ludzie, którzy mogą jakoś Adama zastąpić. Równie dobrze rok 2013 się kończy, bo nasze szczypiornistki zajęły 4. miejsce w ME. Pokazały entuzjazm, spontaniczność, naturalność. Tego już prawie nie ma. Zawodowstwo zabija sport, a tu mieliśmy piękny spektakl, walkę, ogromną satysfakcję.

- A jaki był to rok dla telewizji?

- Przejściowy. My żyjemy w cyklu wielkich imprez piłkarskich i igrzysk olimpijskich.

- Wspomniał Pan plusy, a co z minusami?

- Największym dla nas jest przegrany przetarg o prawa do transmisji meczów piłkarskiej kadry w latach 2014-2018 (eliminacje i finały ME 2016, el. MŚ 2018 i sparingi - przyp.). Wydawało się, że UEFA doceni nasz wysiłek podczas Euro 2012. Tę widownię prezentowano wszędzie jako przykład, jak można z widowiska wycisnąć tak wysokie zainteresowanie. Przecież mecz z Rosją oglądało w szczytowym momencie ponad 16 mln widzów! I dlatego liczyliśmy na wygraną w przetargu.

- Polsat aż tak was zaskoczył?

- Nie mieliśmy możliwości negocjacji. Polsat zdecydował się na ostrą grę, a my już przed przetargiem wiedzieliśmy, że jeśli położą duże pieniądze na stole, to nic nie wskóramy. Nie mogliśmy zaoferować tyle, ile dali. Teraz piłka jest po ich stronie...

- ... a media ogłosiły kolejną porażkę TVP.

- I zupełnie tego nie rozumiem, bo o jakich porażkach mowa? Polsat ostatnią imprezę, mistrzostwa Europy, robił w 2008 r. Mundial w 2010 pokazywaliśmy my, Euro 2012 - znowu my, najbliższe MŚ też pokaże TVP. To samo w 2018 i 2022. Na przestrzeni kilkunastu lat to nasze pierwsze potknięcie. Myślę, że gdyby nie brak wpływów z abonamentu, to te negocjacje mogłyby się różnie potoczyć.

- Nie obawia się Pan migracji kibiców reprezentacji z TVP do Polsatu?

- Ich nie zatrzymamy, ale mamy Ligę Mistrzów, produkt numer jeden na rynku. LM pokazujemy jeszcze przez rok i priorytetem jest zatrzymanie jej na kolejne trzy lata.

- Pokażecie także igrzyska w Soczi.

- Ważne, że prawie codziennie będziemy mieli medalową szansę, czego nigdy nie było. Wcześniej byli tylko Małysz i Justyna Kowalczyk, a pomiędzy ich startami były przerwy.

- O ile spadła widownia skoków po odejściu Małysza?

- Rekordów Adama nie można porównać z niczym. Salt Lake City - 14,5 mln widzów, Zakopane - 13 mln. To był szał. Małysz spełniał tęsknoty Polaków, przypisywano mu szereg znaczeń, co i ja robiłem. Po jego odejściu widownia spadła, ale i tak 6-7 mln oglądających teraz Stocha i spółkę to wynik bardzo dobry. Takie widownie gromadzą tylko najpopularniejsze z polskich seriali. Sport spełnia funkcję trochę terapeutyczną. Chcemy sukcesu, pozytywnych emocji i dlatego oglądamy skoki. Tendencja jest wzrostowa.
- Może Małysz w roli komentatora podniósłby oglądalność?

- Możliwe, ale wiem, że Adama nigdy do tego nie ciągnęło. Jego próby pokazały, że ma wiedzę, jakiej nie posiada nikt inny. Ale z racji tego, że zna zawodników, jest też bardzo wstrzemięźliwy w ich ocenie. To nie jego bajka i na tym poprzestańmy.

- Strategia TVP na mundial w Brazylii jest już opracowana?

- Nie szarżujemy. Stworzymy cztery centra dla komentatorów - w Sao Paulo, Rio de Janeiro, Salvadorze i Fortalezie. Z tych miast będziemy dolatywać do innych miejsc.

- Które ze stadionów Pan wizytował?

- Tylko Maracanę w Rio, którą widziałem kiedyś przed rozbiórką. Nowy stadion jest znakomicie przystosowany dla kibiców, ale jeśli chodzi o wygląd, to w porównaniu z naszymi stadionami na Euro wypada blado.

- Ponoć Brazylia straszy biedą.

- Bieda w Brazylii jest porażająca, kontrasty między bogatymi a biednymi są potwornie drastyczne. Za to jest też wśród ludzi potrzeba dumy. Gdy byłem w Rio, to przed jednym ze sklepów stała grupka kilkudziesięciu Brazylijczyków. Za szybą, na telewizorze wyświetlano akcje reprezentacji. I kiedy Neymar strzelił gola, wszyscy ci ludzie zaczęli krzyczeć "Brasil!", cieszyć się jak dzieci. To niewiarygodne, a przecież nakręcanie społeczeństwa przed turniejem dopiero się zaczyna. Dodatkowo Brazylia musi wygrać wszystkie mecze, by choć raz zagrać w Rio. Dopiero w finale może wystąpić na Maracanie. To gwarantuje świetny turniej.

- Dwa lata po mundialu w Rio odbędą się igrzyska olimpijskie...

- ...i będą imponujące. Areny sportowe wzdłuż wybrzeża będą niesamowite, natomiast wioska olimpijska zostanie później zamieniona w osiedle mieszkalne. Ale na razie Brazylia skupia się na mundialu.

- Który polscy piłkarze obejrzą w telewizji.

- Naszej piłce potrzeba dwóch rzeczy: awansu do ME w 2016 r. i wejścia polskiego zespołu do Ligi Mistrzów. Bez tego nasz futbol będzie wciąż zaściankowy.

- Wy, starsi dziennikarze, obserwujecie rozpad polskiej piłki?

- Niestety, tak. Bardzo współczuję Darkowi Szpakowskiemu, bo wiem, że on, oglądając mecze, po prostu cierpi. Głęboko wszystko przeżywa. A przecież zaczynał od wielkiego sukcesu na MŚ w Argentynie. Świetny turniej, w finale Darek miał taki "power", że po prostu porywał. Później 1982 rok - sukces i 1986, kiedy się to wszystko rozpadło. Komentatora niesie sukces, a tak naprawdę nic się przez tyle lat w naszej piłce nie urodziło.

- A co z naszym dziennikarstwem? Zmieniało się razem z futbolem?

- Gdy przychodziliśmy do radia pod koniec lat 70., trafiliśmy na gwiazdy, z Bohdanem Tomaszewskim i naszym szefem Bogdanem Tuszyńskim na czele. Dostaliśmy się w mocne tryby obróbki i wiedzieliśmy jedno - trzeba mieć misję, chcieć w jakimś obszarze poprawiać świat, szukać czegoś pozytywnego. Nie można tylko ciągle węszyć. Dziś wszyscy chcą znaleźć sensację, a moim zdaniem należy szukać czegoś pięknego, zwłaszcza że przecież sport to nieskończona kopalnia piękna. Problemem jest też brak wiarygodności, bo dziś "dziennikarzem" może zostać każdy, kto ma komputer. To nie rozwija. W przypadku komentatora jest to o wiele dłuższy proces. W zasadzie nie ma innej możliwości jak długotrwałe terminowanie. Dopiero kiedy człowiek nabierze doświadczenia i zrozumie, o co w tym chodzi, dostaje szansę. Niektórzy czekają na nią bardzo długo i się udaje, ale więcej jest takich, którzy szansy nie dostali i nie dostaną nigdy.
- Pana i Dariusza Szpakowskiego od lat słychać w komputerowej grze FIFA. Jak wygląda proces nagrywania?

- Przez wiele dni, po kilka godzin dziennie, siedzimy w pomieszczeniu i bez końca komentujemy gole, podania, mówimy, kto zagrał do kogo itd. Jest to naprawdę żmudne. Czasem jednak ta praca bywa naprawdę fascynująca. Na przykład kiedy musieliśmy sobie wyobrazić, że Polska zdobywa mistrzostwo Europy. Daliśmy sobie wtedy z Darkiem sporo swobody, żeby każdy z nas opisał coś, czego niestety nie dożyjemy (śmiech). I powiem szczerze, nigdy się tyle nie nakrzyczałem, co podczas nagrywania tych komentarzy. Nawet na igrzyskach, podczas których potrafiłem stracić 5-6 kg.

Rozmawiali: KACPER ROGACIN I DOMINIK LUTOSTAŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski