Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpieg nie nudzi się na emeryturze

Redakcja
Vincent Severski to jeden z wielu byłych szpiegów. Świetnie sobie radzi w życiu po zakończeniu służby. FOT. BARTEK SYTA
Vincent Severski to jeden z wielu byłych szpiegów. Świetnie sobie radzi w życiu po zakończeniu służby. FOT. BARTEK SYTA
Vincent V. Severski - "polski pisarz, były oficer wywiadu. Tworzy pod pseudonimem, prawdziwe imię i nazwisko ze względu na byłą pracę ukrywa". Tak zaczyna się notka biograficzna Severskiego w Wikipedii. To żartobliwa konwencja, bo jeśli komuś naprawdę zależy, z łatwością odnajdzie w internecie jego prawdziwe nazwisko.

Vincent Severski to jeden z wielu byłych szpiegów. Świetnie sobie radzi w życiu po zakończeniu służby. FOT. BARTEK SYTA

SŁUŻBY SPECJALNE. Są świetnie wyszkoleni, władają językami obcymi, znają wiele tajemnic, o których nie mamy pojęcia. Emerytowani agenci specsłużb coraz lepiej odnajdują się na emeryturze. Mimo że według Vincenta V. Severskiego, byłego agenta i pisarza, to istoty niezdarne, a nawet niedorajdy.

Autor "Nielegalnych" i "Niewiernych" doskonale poradził sobie po odejściu z Agencji Wywiadu. Na jego spotkania promocyjne przychodzą tłumy czytelników; książki, w dużej mierze opowiadające o jego własnej historii - historii szpiega - sprzedają się świetnie. On sam inteligentny, kompetentny, bardzo szybko stał się ulubieńcem mediów, które eksploatują go w roli eksperta głównie w dziedzinie służb specjalnych.

- Mam emeryturę, jestem inwalidą II grupy, ale gdybym miał żyć tylko z pisania i sytuacji, które z tego wynikają, utrzymałbym czteroosobową rodzinę - przyznaje Vincent V. Severski.

I zaraz dodaje, że wbrew powszechnemu przekonaniu jego koledzy, byli agenci, nie najlepiej radzą sobie w życiu po zakończeniu kariery. - Szpiedzy to wbrew pozorom istoty dość niezdarne - zauważa Severski. - Mają wąską specjalizację, więc wielkich karier po odejściu ze służby nie zrobili.

Są oczywiście wyjątki, jak np. generał Gromosław Czempiński, śp. gen. Sławomir Petelicki czy może jeszcze kilku innych. Ale to, zdaniem Severskiego, naprawdę wyjątki.

Spośród byłych funkcjonariuszy i współpracowników Wojskowych Służb Informacyjnych (o których Severski mówi: "To były jeszcze większe niedorajdy niż my") poradził sobie Alex Makowski. Również pisze książki, jego "Tropiąc bin Ladena" rozeszło się błyskawicznie. - To lata pisania raportów przyczyniły się do pewnej sprawności pióra, którą teraz wykorzystuję - opowiada Alex Makowski.

On jednak teraźniejszość swoich starych kolegów po fachu widzi inaczej niż Vincent V. Severski. - Zdecydowana większość osób, z którymi pracowałem, jest dzisiaj na emeryturze, ale wielu oficerów poszło do biznesu i świetnie sobie radzi - dodaje Makowski. Bo - jak podkreślają inni nasi rozmówcy - zwłaszcza analitycy byłych służb, także WSI, niekoniecznie szpiedzy, doskonale odnaleźli się w nowej rzeczywistości.

Makowski, uważany przez niektórych za jednego z najzdolniejszych oficerów wywiadu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, współpracujący także ze służbami wolnej Rzeczypospolitej, nie kryje, że książka "Tropiąc bin Ladena" być może nigdy by nie powstała. Umożliwił to osławiony raport Antoniego Macierewicza dotyczący likwidacji WSI i dekonspirujący operację prowadzoną przez polski wywiad w Afganistanie. Od niego wszystko się zaczęło, także drugie życie ludzi, którzy w tej służbie pracowali.

Ale po kolei. Wojskowe Służby Informacyjne powołano do życia w 1991 r. Propozycja ich likwidacji padła w tzw. pakcie stabilizacyjnym, podpisanym w 2006 r. przez Jarosława Kaczyńskiego, Romana Giertycha i Andrzeja Leppera. Sejm jeszcze w tym samym roku podjął decyzję o rozwiązaniu służb. Do tego zadania został wyznaczony Antoni Macierewicz. I niedługo potem pochwalił się "Raportem o działaniach żołnierzy i pracowników WSI", wytykającym pozaprawne działania służbie. Długo by wyliczać, ale dokument traktuje m.in. o braku weryfikacji funkcjonariuszy z czasów PRL, tolerowaniu szpiegostwa na rzecz Federacji Rosyjskiej, udziale wojskowej specsłużby w aferze FOZZ, nielegalnym handlu bronią czy też "dzikiej lustracji" byłego wiceszefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego płk. Mieczysława Tarnowskiego.
Jedną z najbardziej sensacyjnych spraw ujawnionych w dokumencie były kulisy akcji pod kryptonimem "Zen", związanej z jednym z naszych rozmówców. Zdaniem autorów dokumentu Aleksander Makowski, funkcjonariusz wywiadu PRL, w III RP współpracownik WSI, który organizował osłonę polskich żołnierzy w Afganistanie, dopuszczał się mistyfikacji. Wszystko po to, aby wyłudzić od NATO wielomilionową nagrodę za rzekomą eliminację terrorystów. "Operacja »Zen« była swoistym przykryciem do zupełnie innych działań mających na celu odniesienie osobistych korzyści przez Makowskiego" - czytamy w dokumencie. Zdaniem Antoniego Macierewicza już same te działania uzasadniały likwidację WSI.

Po upublicznieniu tych zarzutów Aleksander Makowski oświadczył, że ujawnienie szczegółów tajnej akcji służy "jedynie organizacjom i osobom, przeciwko którym były skierowane". Złożył pozew do sądu, żądając przeprosin od prezydenta, premiera i Ministerstwa Obrony Narodowej. Sprawę wygrał.

W połowie grudnia tego roku temat raportu Macierewicza wrócił. Wszystko za sprawą informacji tygodnika "Wprost", z których wynika, że dokument miał być przetłumaczony na język rosyjski jeszcze przed publikacją w języku polskim. Jak pisze tygodnik, tłumaczka za swoją pracę otrzymała 17 tysięcy złotych. Zatrudniono ją jednak bez procedury przetargowej, a umowę podpisano po zakończeniu tłumaczenia. Antoni Macierewicz, jak można się było spodziewać, rewelacje tygodnika nazwał absurdem.

Do sprawy odniósł się także premier Donald Tusk. - Warto przypomnieć, że generalnie cała akcja pana ministra Macierewicza kosztowała Polaków już bardzo dużo pieniędzy. Mówię tutaj o nieustannych przeprosinach, jakie musimy jako polski rząd publikować. To także jest kwestia reputacji, nie tylko pieniędzy podatnika, przeprosiny tych, których Antoni Macierewicz tak nieodpowiedzialnie umieszczał w tym raporcie - mówił premier. Tusk dodał, że "te prawdziwe zarzuty dotyczą dużo poważniejszych problemów: przede wszystkim bezpieczeństwa naszych agentów i współpracowników służb specjalnych". Wielu ekspertów - zdaniem szefa rządu - jest przekonanych, że Antoni Macierewicz naraził na szwank ich bezpieczeństwo i możliwość funkcjonowania.

Donald Tusk zaznaczył, że "co do skutków działania pana Macierewicza" nie ma "żadnych wątpliwości, że za cokolwiek się weźmie, to jest być może z korzyścią dla jego popularności w niektórych kręgach, ale prawie bez wyjątku ze szkodą dla ojczyzny".

Premier powiedział coś, co od wielu już lat podnosi gen. Marek Dukaczewski. - Antoni Macierewicz powinien ponieść odpowiedzialność za straty, jakie ponieśliśmy, i za to, jak w wyniku jego działań i raportu ucierpiały nasze służby - powtarza gen. Dukaczewski, były szef WSI i prezes stowarzyszenia SOWA, które skupia byłych żołnierzy WSI oraz ich sympatyków. Bo oficerowie służb nawet na emeryturze cały czas utrzymują ze sobą kontakt i wspierają się. Przecież pracowali ze sobą latami. Już dawno otrząsnęli się po weryfikacyjnym szoku i próbują dobrze sprzedawać umiejętności na rynku pracy.
- Starsi są już nieaktywni zawodowo, ale sporo młodych oficerów WSI, których znam, znalazło zajęcie w różnych instytucjach finansowych. Pracują w bankach, zajmując się sprawami bezpieczeństwa, w ubezpieczeniach, firmach ochroniarskich - twierdzi Janusz Zemke, obecnie europoseł, kiedyś wiceszef resortu obrony. - Trzeba pamiętać, że ci ludzie mają bardzo cenną wiedzę, często władają kilkoma językami.

Media od lat piszą, że byli oficerowie WSI żyją dzisiaj dostatnio, a z ich wiedzy chętnie korzystają prywatne firmy i instytucje. Generał Dukaczewski wspominał, że swego czasu wspólnie z kolegami z WSI założył stronę internetową, na której umieszczali różnego rodzaju analizy, tak polityczne, jak i wojskowe. Wejść było wiele, najczęściej z ich materiałów korzystali... ludzie obecnych służb.

Jeden z oficerów tak opowiada: "To, co wiem, mogę sprzedać wszędzie i to za całkiem spore pieniądze". I jest to prawda. WSI dysponowały dużą wiedzą o PRL-u i jej budowniczych, o ludziach komuny robiących karierę w III RP, o kulisach powstawania wielkich fortun w czasie przemian politycznych i gospodarczych, a wreszcie o agenturze. Dlatego w III RP prawie każda nowa władza chciała coś w WSI zmieniać albo je zlikwidować. Kiedy to się wreszcie udało, w miejsce WSI powołano Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Służbę Wywiadu Wojskowego.

Podczas tworzenia nowych służb podniósł się spory rwetes. Mówiło się np. o zaniepokojeniu NATO spowodowanym ujawnianiem tożsamości żołnierzy WSI, co miało skutkować "osłabieniem potencjałów wywiadowczych naszego kraju, ale też sojuszu atlantyckiego". Dyskutowano o niebezpieczeństwie, na jakie narazili się polscy żołnierze, których pozbawiono osłony kontrwywiadowczej. Mocno podnoszono też kwestię, że może zbyt łatwo państwo polskie pozbywa się doświadczonych wojskowych, w tym właśnie analityków, którzy są łakomym kąskiem dla prywatnych firm i osób. Podkreślano, że ich wiedza może zostać wykorzystana także do robienia nielegalnych interesów. I można się spodziewać, że w niektórych przypadkach tak się stało.

Jedno jest pewne: analitycy byłych służb to ludzie, których chętnie widzą u siebie biznesmeni. A szpiedzy piszą książki, które cały czas świetnie się sprzedają.

DOROTA KOWALSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski