Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpilka ma przed sobą przyszłość

Rozmawiał Artur Gac
Artur Szpilka ma 25 lat
Artur Szpilka ma 25 lat fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa z trenerem boksu Andrzejem Gmitrukiem.

– Artur Szpilka był tak dobry, wygrywając w Kraków Arenie jednogłośnie na punkty, czy Tomasz Adamek tak słabo dysponowany?

– Pewien scenariusz sam się ułożył. Wszyscy oczekiwali, że Tomek będzie miał więcej energetyki w swoich poczynaniach, bo przecież nie ulega wątpliwości, że umie boksować. Byłem przekonany, że wykorzysta swoje doświadczenie, ale zabrakło mu motoryki. Widać, że jego czas w ringu powoli się kończy, zresztą sam Tomek zapowiedział koniec kariery. Nie wiem, czy wyłącznie pod wpływem emocji, czy pewnych przemyśleń, ale na pewno warto nad tym się zastanowić.

– Przeważały prognozy, że Szpilka nie ma szans wygrać na punkty. Szczęścia miał poszukać, pokonując Adamka przed czasem.

– Akurat dla mnie taki werdykt nie jest niespodzianką, bo przewidywana przewaga szybkości Szpilki spowodowała, że wiele ciosów Tomka było przestrzelonych. Pamiętając poprzednie pojedynki Artura, słowa uznania dla tego chłopaka za zdyscyplinowanie i dobre wykorzystanie wszystkiego, co można było pokazać na tle Adamka.

Mam na myśli pracę nóg, ruchliwość, skuteczność podejmowanych decyzji i niewdawanie się w żadne sytuacje, które mogły być dla niego zagrożeniem. Ponadto Szpilka zademonstrował bardzo aktywną prawą rękę, do tej pory używaną zdecydowanie rzadziej i zdolność maksymalnego zrealizowania założeń na ten pojedynek. To był naprawdę dobry występ posłusznego i mającego koncepcję na walkę Artura, co zaowocowało zwycięstwem nad rutynowanym i doświadczonym zawodnikiem.

– Z drugiej strony warto ostrożnie formułować komplementy pod adresem Szpilki, bo „Góral” był daleki od wysokiej dyspozycji.

– No tak, ale Artur jest w pewnym procesie rozwoju, a decyzja o takiej konfrontacji, po przegranej z Bryantem Jenningsem, bez wątpienia była odważna. Wygraną Szpilka odzyskał zainteresowanie swoją osobą, bo pokazał, że stać go na chłodną ocenę sytuacji w ringu. Już nie jest zawodnikiem wyłącznie spontanicznym, popełniającym wiele błędów. Chłopak potrafił zdyscyplinować się w Krakowie, a więc na swoim terenie, gdzie niepowtarzalna atmosfera mogła spowodować, że nie do końca będzie potrafił kontrolować wydarzenia w ringu.

– Po kolejnej walce, która planowana jest na 31 stycznia w Toruniu, Szpilka zamierza poszukać szczęścia w USA, niejako weryfikując warsztat trenera Fiodora Łapina z amerykańskimi metodami szkoleniowymi. To dobra koncepcja?

– Nie chciałbym oceniać tej sytuacji, niemniej takie decyzje powinny zapaść po wspólnej konsultacji zawodnika i całego teamu. Ja otarłem się o Amerykę i jest to wielki kraj, w którym czasami można się zagubić, gdy nie ma się dużo szczęścia, a wokół siebie zaufanych ludzi.

Gdy Tomek Adamek wyemigrował za ocean, był zawodnikiem już bardzo doświadczonym, a i tak do momentu walki z Paulem Briggsem pozostawał poza systemem znaczących promotorów, lecz pomagali mu prywatni ludzie. Fakt, dziś mamy troszkę inną sytuację w Stanach Zjednoczonych, a szlaki przetarli zawodnicy z krajów postkomunistycznych, przy czym oni trafiali do dobrych grup zawodowych. To pokazuje, że takie decyzje muszą być poukładane i przygotowane, ale wstrzymam się z ferowaniem opinii.

– Czy Adamek powinien pluć sobie w brodę za chałupniczy obóz przygotowawczy w Gilowicach, a przede wszystkim fatalny dobór sparingpartnerów? Bo jak inaczej ocenić klasę ociężałych Jasona Bergmana i Władymira Letra...

– Zawodnik może akceptować dobór sparingpartnerów, ale jest pewna grupa ludzi, którzy dokonują selekcji. Do takiej walki trzeba było przygotować się bardzo solidnie pod wieloma względami i szkoda, że pewne decyzje nie zapadły. Na pewno nie jest łatwo zorganizować mańkutów, choć na terenie Europy jest wielu takich pięściarzy, przy czym praca nad ich zakontraktowaniem musi odbywać się z większym wyprzedzeniem.

– Wystarczyło ściągnąć zawodnika z kat. junior ciężkiej, chłopaka szybkiego na nogach, który zmuszałby Adamka na sesjach sparingowych do boksowania z lotnym przeciwnikiem.

– To już nie nasza rola, tylko trenera, który obmyślił ten konkretny system przygotowań. Na pewno szkoda, ale zadecydowało też coś innego, czyli dosięgający każdego z nas upływający czas. Tomek zrobił bardzo dużo dla polskiego sportu, jest wspaniałym pięściarzem i niezależnie od rezultatu walki w Krakowie, pozostanie szanowany.

– W trakcie pojedynku było widać, jak bardzo przeżywa Pan niemoc Adamka.

– Najmocniej przeżywa się walkę w roli sekundanta, a ja stałem z boku jako przyjaciel i człowiek, który spędził z nim dziesięć lat. Cóż, na pewno było mi przykro i w trakcie oglądania pojedynku miałem świadomość, że wspaniała kariera Tomka zbliża się do końca. Czułem w sobie niemal nostalgiczne odczucia.

W każdej karierze są bardzo dobre momenty i te, które przytrafiają się zazwyczaj przy końcu kariery. Doświadczył ich nawet słynny Muhammad Ali, rozstając się z ringiem porażkami, a mimo to jego legenda nic nie straciła. Również Tomek Adamek już na dobre zagościł w naszej świadomości jako mistrz, wzór sportowca i żywa legenda polskiego boksu.

– Zakończenie kariery byłoby w tej chwili najrozsądniejszą dla niego decyzją?

– Wiadomo, że z boku łatwiej się na to patrzy i wielu ludzi, bardzo życzliwych Tomkowi oraz pełnych szacunku dla jego dokonań, sugeruje takie właśnie rozwiązanie. Natomiast tego typu decyzje zawsze należą do zawodników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski