Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpitalna rzeczywistość

Liliana Sonik
Odkryłam zupełnie inne oblicze szpitala. Spotkałam lekarzy uważnych, kompetentnych i empatycznych. Nie pytałam, czy traktują swój zawód jako misję, ale wszystko wskazuje, że tak jest.

Już przed godziną 6 zaczyna się krzątanina zabiegów higienicznych, a nieco później medycznych. Zazwyczaj unikam w tych felietonach wątków osobistych, ale dziś od tego odstąpię, ponieważ szpital mocno mnie zaskoczył.

Wszyscy - słusznie - narzekają na upiorne kolejki, odległe terminy przyjęć, liche posiłki, wypełnione oczekującymi SOR-y.

No dobrze, a co dzieje się potem? Jak wygląda szpitalne życie, gdy już człowieka położą? Z relacji jakie docierają z mediów powstaje obraz koszmaru.

Tymczasem w szpitalu przy Wrocławskiej, a potem przy Focha, odkryłam zupełnie inne oblicze szpitala. Spotkałam lekarzy uważnych, kompetentnych i empatycznych. Nie pytałam, czy traktują swój zawód jako misję, ale wszystko wskazuje, że tak jest. Uwijają się jak mrówki, bo w czasie wakacyjnym siłą rzeczy personelu jest mniej. Młodych lekarzy ktoś musiał tej „uważności” nauczyć, chyba że z takim darem się urodzili. Rezydentka zajmuje się pacjentami z taką troską, jakby chodziło o jej własnych rodziców. Moja sąsiadka - od dawna hospitalizowana - mówi, że gdy myśli o tutejszych lekarzach, do oczu napływają jej łzy wdzięczności. To samo można powiedzieć o cierpliwych pielęgniarkach i osobach z personelu pomocniczego. Po prostu rewelacyjny zespół.

Może miałam wyjątkowe szczęście, a może straszna opinia jaką mamy o służbie zdrowia jest fałszywa? Szpital - z wszystkimi brakami, wprost nieuczciwie niskimi pensjami - nie jest piekłem, choć oczywiście nie na każde cierpienie znajduje panaceum.

Zaskoczeniem były też osoby, z którymi dzieliłam 6 osobową salę. Wpierw byłam przerażona, widząc zwinięte ciała z całym oprzyrządowaniem - pampersy, cewniki, kabelki, piszczący tlen… wykrzywione twarze. W małym pomieszczeniu siłą rzeczy wszystko się widzi i słyszy. Pacjentki są w wieku moich rodziców, a odwiedzający w moim. Każdego dnia pojawiali się mężowie, dzieci, krewni, znajomi. To pokolenie, któremu ze skutkiem lepszym lub gorszym, wbijano do głowy „czcij ojca swego i matkę swoją”. W czasach pofreudowskich uznano to za szkodliwy anachronizm. Lekarze też są pod wrażeniem tej stałej troski. Chorzy wspierani czułością szybciej dochodzą do zdrowia. Niestety personel mówi, że sytuacje przykre, kiedy rodziny są nieobecne, zdarzają się często; coraz częściej.

Opisuję, co widzę, czyli szpital w nietypowym czasie wakacyjnym, kiedy rośnie rola młodych lekarzy. Z pielęgniarkami jest odwrotnie: rytm pracy utrzymują te starsze, a młodych jak na lekarstwo.

Czy dacie wiarę, że w atmosferze empatii i troski wyniszczone bezkształtne ciała traciły turpistyczny wymiar? Nie przypuszczałam, że tylu optymistycznych scen przyjdzie mi być świadkiem. Jak gdyby typowa dla epoki obojętność nie miała tu wstępu, a godność unosiła się nad wszystkimi obecnymi. Czarny obraz polskiej służby zdrowia uważam za szkodliwy i niesprawiedliwy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski