Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka bez kompromisu

Urszula Wolak
Kino. Wojtek Smarzowski zapowiada, że w "Wołyniu" przedstawi subiektywną wizję krwawej rzezi. Czy jego film zaszkodzi polsko-ukraińskim relacjom?

Każdy nowy film Wojtka Smarzowskiego, reżysera m.in. "Róży" i "Drogówki", rozpala wyobraźnię widzów i krytyków. Emocje budzi radykalne podejście twórcy do poruszanych przez niego - drażliwych wciąż - tematów; takich m.in. jak alkoholizm, korupcja w policji czy wysiedlenie ludności niemieckiego pochodzenia z ziem polskich. Nie inaczej będzie i tym razem.

Smarzowski realizuje bowiem "Wołyń" - opowieść o masowym mordzie, dokonanym przez Ukraińców na Polakach od 1943 do 1944 roku. Szacuje się, że w efekcie krwawej czystki etnicznej zginęło od 50 do 60 tys. Polaków. W odwecie śmierć poniosło od 2 do 3 tys. Ukraińców.

Początek zdjęć i dyskusji
Zdjęcia do filmu dopiero powstają, a już rozgorzała dyskusją na temat jego potencjalnej siły rażenia. Ostatnie wypowiedzi reżysera "Róży" nie studzą nastrojów. "Nie można zrobić filmu, który zadowoli wszystkich. Mam swoją opcję, swoją prawdę i jej się trzymam" - powiedział na łamach jednego z ogólnopolskich tygodników Wojtek Smarzowski. Zwrócił też uwagę, że jako Polak robi swój film z polskiej perspektywy.

- Znając twórczość Wojtka Smarzowskiego, który słynie z epatowania przemocą i jest mistrzem oddziaływania na emocje widzów, nie sądzę, by jego nowe dzieło przyczyniło się do budowania dobrych relacji polsko-ukraińskich - mówi Jan Piekło, dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI, który uważa, że obraz o rzezi wołyńskiej powinien powstawać we współpracy Polaków i Ukraińców.

Prace nad "Wołyniem" wzbudzają emocje, ponieważ wpisują się silnie także w aktualne wydarzenia społeczno-polityczne na Ukrainie i dążenia Ukraińców do pełnej niepodległości.

Mieszanie dwóch światów
Specjalista od kultury popularnej - Kamil Śmiałkowski - uważa jednak, że mieszanie świata przedstawionego na ekranie z rzeczywistością jest błędem.

- Sztuka ma potężną siłę oddziaływania. Ale mówienie wprost o tym, że ktoś popełnił samobójstwo pod wpływem jakiegoś filmu czy dokonał ataku terrorystycznego na bezbronnych uczniów pod wpływem gier komputerowych, jest tezą posuniętą za daleko - ocenia Kamil Śmiałkowski.

Zwraca też uwagę, że tworzenie podobnych uproszczeń w kontekście powstającego właśnie "Wołynia" jest bezzasadne.

- Powinniśmy spojrzeć na dzieło Smarzowskiego jak na dzieło sztuki, które - patrząc na dotychczasowe dokonania reżysera - stanie się zapewne utworem ponadczasowym, niezależnym od zmieniającej się, jak w kalejdoskopie, sytuacji geopolitycznej w Europie - twierdzi Śmiałkowski.

To nie temat tabu
Czy rzeczywiście czas na film o "Wołyniu" jeszcze nie nadszedł?

- Wołyń nie jest dla Ukraińców tematem tabu - twierdzi Jan Piekło. Dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI nie zaprzecza, że na Wołyniu działy się rzeczy straszne, ale w sprawie rzezi pozostaje jeszcze wiele do wyjaśnienia.

- Mało znana jest przecież rola w tych wydarzeniach Niemców i Rosjan. I co z kontekstem polskiej polityki z okresu międzywojennego skierowanej przeciw Ukraińcom? Nie sądzę, by Smarzowski podniósł wszystkie te kwestie w swoim filmie - mówi Jan Piekło.

Kamil Śmiałkowski zwraca jednak uwagę, że prawda obiektywna nie istnieje. W sztuce tym bardziej.

- Nie oczekujmy więc tego na ekranach kin. Smarzowski ma prawo do przedstawienia własnej, subiektywnej wizji wołyńskich wydarzeń. Jestem przekonany, że uczyni to w świetnym, jak zawsze osobliwym dla tego filmowca stylu - mówi Kamil Śmiałkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski