Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka kinopisania

Urszula Wolak
„Miastu 44” daleko do ideału
„Miastu 44” daleko do ideału FOT. ARCHIWUM
Lubię kino. Twórców „Miasta 44” w reżyserii Jana Komasy nie interesują moralne dylematy młodych ludzi, którzy na fali buntu przeciwko niemieckiemu okupantowi postanowili powstać z kolan i w 1944 roku wzniecili powstanie w Warszawie.

Dzieło, jak głoszą napisy początkowe, powstało w hołdzie powstańcom. Trudno jednak – po jego obejrzeniu – oprzeć się wrażeniu, że upamiętnia on jedynie (i aż) samo wydarzenie.

Główni i drugoplanowi bohaterowie „Miasta 44” zostali bowiem skonstruowani na zasadzie szkicu, rodzaju impresji i myślowego skrótu. O ile z łatwością jesteśmy w stanie (w wyniku rozwoju fabuły) odtworzyć życiorys Stefana, to postać „Biedronki” – sanitariuszki zostaje zbudowana jedynie na zasadzie naiwnego przeznaczenia.

To bowiem miłość od pierwszego wejrzenia połączy w „Mieście 44” tych dwoje, a my przez cały czas trwania filmu będziemy zastanawiać się, dlaczego ona chce spędzić z nim resztę życia, skoro nie zamieniła z nim ani jednego zdania? „Miłość w czasie apokalipsy” rządzi się tu własnymi prawami, które w żaden sposób nie sprzyjają budowaniu identyfikacji widzów z postaciami.

W konsekwencji pozostajemy obojętni wobec straszliwego losu, jaki ich spotyka, skupiając się jedynie na przebiegu wydarzeń.

Obserwujemy, jak kwitnąca i tętniąca życiem Warszawa, staje się w ciągu kilku dni miastem widmem. Ulice obracają się w ruiny. W gradzie pocisków i bomb giną niewinni cywile. A młodzi – wciąż pełni zapału i energii – walczą, choć nadzieja na zwycięstwo tli się w nich jedynie wątłym płomieniem.

Niejednokrotnie powracają w „Mieście 44” problemy złego uzbrojenia powstańców, wiara w nadchodzącą pomoc „przyjaciół” ze Wschodu i niedoświadczenie młodych żołnierzy. Jan Komasa pozostaje jednak daleki od posługiwania się w filmie deklaratywną retoryką. Nie ocenia powstańczego zrywu, a jedynie odtwarza przebieg krwawych wydarzeń.

Szeroki wachlarz operatorskich środków filmowego wyrazu pozwolił Komasie na realistyczne ukazanie zniszczeń stolicy, ale przesłonił mu inne aspekty konieczne do zaistnienia filmowego dzieła, takiego które wciąga widza bez reszty i nie pozwala się od niego oderwać. „Miastu 44” daleko do ideału.

Zawodzą nawet próby estetyzacji krwawych obrazów powstania i śmiałego mariażu z popkulturą poprzez wielokrotne stosowanie zwolnienia tempa akcji w filmie.

Nazbyt czytelne metafory „Miasta 44” nie uwodzą, nie zmuszają do myślenia. Efektownie przypominają i obrazują historię, o której przeczytamy przecież w każdym szkolnym podręczniku. Film, jako medium, stwarzał szersze pole do jej opowiedzenia, do pięknego kino­pisania. Szansę niewykorzystaną w „Mieście 44”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski