To impreza z ogromnymi tradycjami, do których odwołuje się obecnie krakowski okręg Związku Polskich Artystów Plastyków. Lata 60., 70. i 80. to czas jej świetności - i rozgłosu środowiskowego, o czym przypomina wystawa w Bunkrze Sztuki „Wydobyte z pamięci”. Pojawiają się na niej - o czym już wspominaliśmy - tuzy polskiej sztuki: Danuta Leszczyńska-Kluza, Maria Pinińska-Bereś, Jerzy Bereś, Marian Konieczny, Jacek Waltoś, Jerzy Nowosielski. To pokazuje, z jaką imprezą mieliśmy do czynienia. A jeśli dodać do niej jeszcze laureatów Rzeźby Roku, głośnego w swoim czasie konkursu, mamy widoczny ślad siły krakowskiego środowiska.
Obecna impreza próbuje nadgonić zaległości, obok „wczoraj” pomieścić „dziś”. Mimo sięgania po „sztuki czyste” - czyli, jak sugeruje podtytuł, różne konfiguracje rysunku, malarstwa i rzeźby - nie boi się rozmaitych kombinacji, współczesnych wariacji na temat. I choć pewnie nie do końca jasne jest, dlaczego ta linia podziału została wyznaczona w czasach, w których artyści z lekkością granice gatunków przekraczają, to wyłomów nie brakuje. Przykład? Wystawa „Punkt wyjścia”. Podtytuł mówi wszystko: „Wystawa street artu, którego nie ma”. To rzecz o sztuce ulicy. Więc musiała wyjść na ulice.
To projekt koncepcyjny. Pokazuje, jak mogłoby wyglądać miasto i jego zakamarki, gdyby otworzyło się szerzej na street art. Murali wciąż u nas jest mało. Kraków - mimo że środowiskowych zabiegów nie brakuje - wciąż nie jest muralową stolicą Polski. Powodów można wymieniać wiele. Z jednej strony to historyczna tkanka miasta, której ochrona konserwatorska sprawia, że w ścisłym centrum niewiele jest ścian do zagospodarowania. Z drugiej - daje o sobie znać krakowski konserwatyzm. Z trzeciej wreszcie - tocząca się na świecie dyskusja o muralozie też jest pod Wawelem słyszalna. Bo w odróżnieniu od Berlina lub Nowego Jorku, a nawet Gdyni lub Katowic, mamy inną specyfikę miasta. Oczywistości... Nie zmienia to jednak faktu, że kurator projektu w Alei Róż, Kamil Kuzko, znakomicie wydobył konteksty. Pokazał artystów, którzy na różne sposoby pracują z przestrzenią miejską i jego architektoniczną zastawą. I zwrócił przy okazji uwagę na zjawisko, które w wielu rozmowach z artystami się pojawia - wiele z ich projektów to po prostu jedynie pomysły, które nigdy nie wchodzą do realizacji. Z różnych powodów. To nie jest „krakowska niemoc”. Czasem brakuje środków, czasem konieczna jest walka z biurokracją, która - co oczywiste - jak może, stara się bronić miasta w jego historycznym kształcie. A to z kolei pokazuje, gdzie dziś są „artyści ulicy”. Kiedyś pracowali pod osłoną nocy, dziś stoją w kolejce w urzędzie po pozwolenie. Takie czasy...
Jest jeszcze jedno ważne zjawisko. To pokazanie, jak różnymi dziś środkami pracują artyści street artu. To przecież nie tylko murale. To czasem akcje, które zbliżają ich do rzeźbiarzy, happenerów, performerów. Czyli granice jednak zostały przekroczone... Więc oglądamy ogromny projekt Nawera na hotelu „Forum”, który mógłby na nim widnieć zamiast reklam, ale i „uśmiechnięte twarze”, maski zaprojektowane przez Bartolomeo Koczenasza, dzięki którym na przechodniów patrzyłyby rozbawione światła drogowe.
Ta wystawa to raczej podkreślenie wagi wyobraźni. Nie tylko artysty, ale i odbiorcy.
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 12. Zróbże, idźże, weźże
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/dziennipolskiStrefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?