Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szybowcem spod fortu

PS
Tuż po zakończeniu wojny, jeszcze w 1945 r., grupa miłośników lotnictwa, skupionych w Kole Lotniczym przy Wydziale Politechnicznym ówczesnej Akademii Górniczej, rozpoczęła próby lotów poniemieckimi szybowcami. Miejscem, gdzie rodziły się początki krakowskiego latania akademickiego, był Bodzów.

Bodzów

   Gdy reaktywowano po wojennej przerwie krakowską Akademię Górniczą, powstał Wydział Politechniczny. Przez pewien czas istniały plany otwarcia na nim kierunku lotniczego, kształcącego inżynierów lotnictwa. Grupa studentów oraz harcerzy założyła wtedy przy wydziale Koło Lotnicze i podjęła starania, by ożywić w Krakowie tradycje szybownictwa. Miejscem naturalnie do tego nadającym się był Bodzów: od lat trzydziestych XX w. na wzniesieniu, na którym znajdował się poaustriacki fort 53 "Bodzów", istniało szybowisko Ligi Obrony Przeciwpowietrznej. Wybudowano nawet obok fortu hangar, w którym przechowywano szybowce Wrona-Bis, Żaba i Salamandra. Na dolnym lądowisku odbyły się próby lądowania samolotu RWD-8. Podczas wojny miejsce to wykorzystywane było z kolei przez szybowników z Hitlerjugend. Istniały tam bardzo korzystne warunki aerodynamiczne dla latania szybowcowego. Układ strug powietrza pozwalał na dobre wznoszenie się i długie utrzymywanie w locie.
   Studenci z Koła Lotniczego wykorzystywali odnalezione w Krakowie (m.in. w kościele Zmartwychwstańców) poniemieckie szybowce SG-38 i Grunau, nazywane później "Jerzykami", oraz jedyny szybowiec wyczynowy "Olimpia". Byli wśród nich późniejsi wykładowcy Politechniki Krakowskiej, wybitni naukowcy: dr Fryderyk Schäfer, prof. Janusz Bogdanowski, dr Wiesław Wielgus, wieloletni dyrektor Muzeum Lotnictwa Polskiego mgr Marian Markowski oraz historyk sztuki, znawca architektury drewnianej, dr Marian Kornecki.
   - Ówczesne szybowce startowały z tzw. gumy, nie wymagały zatem samolotu holującego - wyjaśnia dr Krzysztof Wielgus z Politechniki Krakowskiej, syn Wiesława Wielgusa, znawca tematyki lotniczej. Tak wznosił się np. szybowiec SG-38. Z bodzowskiej góry startowano w trzech kierunkach. Najbezpieczniejszy, ze względu na układ wiatrów, był kierunek północno-wschodni. W tamtą stronę odbywały się loty szkolne na najniższe kategorie A i B. Na szybowisku prowadzono także zajęcia na tzw. chwiejnicy, zwanej też "szubienicą". Szybowiec ustawiano na podwyższeniu z przegubem, a pilot ruchami steru musiał nie dopuścić do przewrócenia się maszyny. - Był to po prostu ówczesny symulator lotu - tłumaczy dr Wielgus.
   Potem wykonywano tzw. szury - próby startu z niepełnego naciągu lin. Szybowiec wykonywał skok, a pilot miał nie dopuścić do wywrotki lub zahaczenia skrzydłem o ziemię. Następnym krokiem były ćwiczenia lotu po prostej. Start odbywał się bardzo malowniczo. Ogon maszyny mocowano do pala linką z węzłem, który dawało się rozwiązać jednym ruchem. Na dole szybowca, pod płozą, przywiązane były dwie gumowe liny trzymane przez 4-6 osób. Padały komendy instruktora: "Pilot gotów?" "Gotów!" "Ogon gotów?". Osoba, odpowiedzialna za puszczenie ogona, odkrzykiwała "Ogon gotów!".__"Skrzydło?" Jeden z pomocników podnosił skrzydło do pionu i odkrzykiwał "Gotów!". Wtedy brzmiała komenda "Naciągaaaj!" - i odliczanie tempa: "1, 2, 3, 4"... Grupy rozchodziły się pod kątem 45 stopni, jednocześnie naciągając liny. Na hasło "Biegiem!" zaczynały biec w dół zbocza. Wreszcie instruktor krzyczał "Puść!" - i wtedy osoba przy ogonie błyskawicznie rozwiązywała linkę, a szybowiec startował wyrzucony jak z procy.
   Po udanym starcie zadaniem ucznia było tylko utrzymanie kierunku lotu, a następnie lądowanie. Bardziej doświadczony pilot natomiast, gdy trafił na dobre warunki wietrzne - silny i równomierny wiatr - i gdy w momencie puszczenia liny uzyskał tzw. przewyższenie, tj. był wyżej od punktu startu, skręcał i zaczynał latać w poprzek zbocza. Wtedy wiatr unosił go wyżej i wyżej. - Był to tzw. lot żaglowy - mówi dr Wielgus, sam szybownik. - Można było tak wykonywać nawet i 45-minutowe loty. Instruktor krzyczał czasem przez blaszaną tubę - "Ląduj!" - bo inni też chcieli polatać...
   Lądowisko znajdowało się na dole, a szybowiec należało z powrotem wynieść na górę. Najgorszym miejscem do niesienia było skrzydło, dlatego zsyłano tam za karę tych, którzy coś przeskrobali.
   Dla bardziej doświadczonych pilotów przeznaczone były zbocza w kierunku Tyńca, o dużym spadku - dziś pokryte lasem. Przy wiatrach zachodnich startowano stamtąd lepszymi szybowcami: Grunauami i Olimpią.
   Rozwój krakowskiego lotnictwa akademickiego przerwano w 1949 r. Władze ukróciły lotnicze próby, zlikwidowano aerokluby, zakazano latania. Cały wysiłek został zmarnowany, a szybowce zniszczone. W 1956 r. wysadzono bodzowski fort, a przez lata sześćdziesiąte stopniowo rozbierano jego resztki. W następnej dekadzie bodzowskie pole lotów zaczęli wykorzystywać lotniarze - znakomite warunki aerodynamiczne nadal tam istniały. Bodzów stał się mekką ludzi chcących latać w sposób bardziej indywidualny i mniej skrępowany. Działali tam m.in. Jan Psuj i Michał Ornakiewicz, dziś nestorzy krakowskiego lotnictwa. Wreszcie w późnych latach osiemdziesiątych zaczęto tam latać na paralotniach.
   Dziś wzgórze użytkują modelarze, głównie ci, budujący modele szybowców zboczowych - sterowanych radiem, o dużej rozpiętości skrzydeł i wymagających górskich wiatrów. Obecni są także paralotniarze. Start paralotni nie wymaga naciągu gumy, wystarczą własne nogi, a działanie strug powietrznych jest przecież takie same, jak przed laty.
   - To teren o ogromnej atrakcyjności turystycznej. Są tam skałki do wspinania, fortowe kawerny do zgłębiania i pole wzlotów dla miłośników latania. Na razie brak jednak jakiejkolwiek koncepcji jego wykorzystania - mówi Krzysztof Wielgus.
   Szkoda - bo przecież zaczyna się wracać do dawnego latania. Zaczynają ożywać stare szybowiska, wraca się do szkolenia tanią i bezpieczną metodą jednosterową i startów z gumy. W taki sposób działają szybowiska w Tęgoborzu, Bezmiechowej i Ustjanowej. Latem tego roku w miejscu, gdzie w 1923 r. odbyły się pierwsze w Polsce zawody szybowcowe - na Czarnej Górze koło Białki Tatrzańskiej - zorganizowano zawody i pokaz modeli szybowców. Zaprezentowano m.in. modele maszyn, które uczestniczyły w zawodach z 1923 r. Imprezę przygotował Aeroklub Podhalański oraz władze gminy.
   - W tym widziałbym szansę dla Bodzowa, który ma przecież same plusy: dobrą lokalizację, blisko Krakowa, oraz fenomenalne warunki wietrzne. Trzeba go tylko ożywić - mówi Krzysztof Wielgus. Pierwszy krok już został zrobiony: Bodzów umieszczono na wojewódzkim "Szlaku historii lotnictwa" jako miejsce związane z historią latania w Polsce.
   Po wojnie na bodzowskim szybowisku wyszkoliło się kilkudziesięciu pilotów szybowcowych. Tak się złożyło, że byli wśród nich ludzie wybitni, którzy tworzyli później krakowską naukę. Pomyślmy o nich, spoglądając na te fotografie...
(PS)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski