Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta misja była szkołą pokory

Barbara Ciryt
Lekarze z Krzeszowic Grzegorz Kulig i Andrzej Ryszkiewicz z pacjentką
Lekarze z Krzeszowic Grzegorz Kulig i Andrzej Ryszkiewicz z pacjentką Archiwum Misji Medzycznej
Krzeszowice, Iwanowice. Kilka osób spod Krakowa i Przemyśla zorganizowało Akcję Medyczno-Humanitarną dla Naddniestrza, gdzie żyją tysiące polskich rodzin . Lekarze leczyli ich przez kilka dni, wspierali swoją obecnością i pokazali, że Polska o nich pamięta.

Czworo lekarzy pracujących w placówkach medycznych w powiecie krakowskim bez wahania przyjęło propozycję wyjazdu na misję medyczną do Naddniestrza. Towarzyszyli im wolontariusze, którzy od kilku lat organizują pomoc dla Polaków z Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawii, nie uznanej przez świat za autonomiczną.

W Naddniestrzu żyje 13 tysięcy Polaków. Trudna sytuacja materialna mieszkańców ogranicza możliwości leczenia. Dlatego tamtejsze Towarzystwo Polskiej Kultury "Jasna Góra" z prezesem Natalią Siniawską-Krzyżanowską poprosiło o pomoc z Polski.

Natychmiast zareagował Marek Pantuła z Przemyśla, który od dawna organizuje wsparcie dla Naddniestrza. Razem z Andrzejem Osiniakiem, dyrektorem Ośrodka Rehabilitacji Narządu Ruchu w Krzeszowicach przygotowali Akcję Medyczno

-Humanitarną. Poprzez Fundację "Pomoc Polakom na Wschodzie" udało się pozyskać pieniądze z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie.

Wyzwanie bez wahania
Można było zakupić podstawowy sprzęt i leki. - Dzięki temu nasi lekarze mogli przeprowadzić badania, konsultacje, próbować diagnozować choroby i poradzić jak je leczyć - mówi Andrzej Osiniak, który nie pierwszy raz organizował pomoc dla Naddniestrza. Teraz m.in. szukał lekarzy, którzy zdecydowaliby się na wyjazd.

- Nikogo nie musiałem namawiać i prosić - mówi. Joanna Pawlik z Poradni Rodzinnej w Iwanowicach brała już udział w takich wyjazdach i sama skontaktowała się z Pantułą.

Lekarze z krzeszowickich placówek Anna Strokowska, Grzegorz Kulig i Andrzej Ryszkiewicz bez zbędnego zastanawiania podjęli wyzwanie. Nie zraził ich wyjazd busem wypełnionym darami, nocna przeprawa przez Ukrainę, w której toczą się walki i konieczność podjęcia medycznej misji, gdy dysponuje się tylko podstawowymi lekami i znikomą aparaturą.

Pracowali w trzech miejscach. Najpierw dotarli do Słobody Raszków. Mieli trzy godziny na posiłek iodpoczynek. Potem zaczęli przychodzić pacjenci. Lekarze służyli im do godz. 19, następnego dnia znów od rana do południa. Kolejne badania i konsultacje były w Raszkowie i Tiraspolu.

- Zdajemy sobie sprawę, że to nie była wielka misja medyczna, raczej konsultacje niż diagnostyka. Nasze możliwości były ograniczone, warunki trudne. Bywało, że przyjmowaliśmy w pomieszczeniach, w których nie było wody. Ręce myliśmy żelem podróżnym - mówi Anna Strokowska, lekarka z Ośrodka Rehabilitacji Narządu Ruchu w Krzeszowicach.

- Dla Naddniestrzan ważniejszą formą pomocy był fakt, że pojechaliśmy do nich, zainteresowaliśmy się nimi, rozmawialiśmy. Przekonanie, że ktoś o nich pamięta poprawiało ich samopoczucie - podkreśla pani doktor.

Pacjentami byli nie tylko ludzie polskiego pochodzenia. Nikt nie robił selekcji, przyjmowali byli wszyscy chętni. Przychodziły głównie osoby starsze, ale także młodsi, a nawet dzieci. Anna Strokowska badała trzyletnich chłopców, bliźniaków z podwojonymi wadami układu moczowego i niezastąpionymi jądrami.

- Dla nich jedynym ratunkiem są operacje, rekonstrukcja cewek moczowych - mówi. Naddniestrzańscy medycy, do których wcześniej zwróciła się matka chłopców odroczyli operacje mówią, że nie mają doświadczenia, żeby je przeprowadzić.

Kolejnym trudnym przypadkiem był 6-letni chłopiec, który po urazie kolana ma rozległe zapalenia i opuchnięcia, stan pogarsza się, dziecko chudnie w błyskawicznym tempie. Lekarka zostawiła mu leki, po których zapalenie może ustąpić, ale jej zdaniem ważniejsze jest wykluczenie choroby nowotworowej. Możliwości szukania pomocy dla chorych ogranicza bieda i trudności z komunikacją.

Nadzieja na leczenie
- O tych przypadkach rozmawialiśmy z panią minister zdrowia Naddniestrza i przedstawicielem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jeśli oni nie zorganizują leczenia tym dzieciom, to sprowadzimy je do Polski, żeby tu przeprowadzić operacje
- mówi Andrzej Osiniak.

Na część schorzeń udało się zaradzić. Lekarze podpowiadali jak w naturalny sposób leczyć niektóre choroby. - Zalecałam wykorzystanie kapusty, pokrzywy. Byli zachwyceni, bo mają do tego dostęp. Zorientowałam się też, że mają dobre siano, bo nie stać ich na nawożenie łąk. Dlatego na choroby reumatyczne mogłam proponować kąpiele w sianie, jak w alpejskich uzdrowiskach - opowiada Anna Strokowska zajmująca się na co dzień rehabilitacją.

Dla Polonii liczyły się wzajemne spotkania. Uczestnicy akcji byli przyjmowani z niezwykłą życzliwością. I nie dlatego, że dla najbiedniejszych przywieźli dary. Przygotowali je nie jako organizatorzy misji, ale każdy z uczestników od siebie wiózł żywność, prezenty, pomoce szkolne. Te ostatnie były zbierane w krakowskim liceum im. Nowodworskiego.

Gdy nauczycielka historii z tej szkoły dowiedziała się od męża Anny Strokowskiej, że jest organizowana misja medyczna
- dopytywała czego potrzebują ludzie w Republice Naddniestrzańskiej. Lekarka z Krzeszowic wymyśliła, że zawiezie przybory szkolne. Licealiści w kilka dni zebrali pudło artykułów papierniczych, piśmienniczych. Trafili z tym "w dziesiątkę".

Uczestnicy misji mieszkali w prywatnych domach. Anna Strokowska w pierwszej miejscowości trafiła do Antoniny Pietrasz, miejscowej nauczycielki. Na początku powiedziała, że obcięto pieniądze na pomoce dydaktyczne dla szkoły i nie ma nagród dla dzieci na koniec roku, a tak bardzo chciała docenić ich naukę. Pudło z Nowodworka rozwiązało problem.

Życzliwość jest za darmo
- Dla mnie ten wyjazd był szkołą pokory i przyjaźni - przyznaje krzeszowicka lekarka. Wszyscy uczestnicy misji opowiadają o otwartości i życzliwości ludzi nad Dniestrem. Mówią o gościnności, szczerych zaproszeniach do prywatnych domów, spotkaniach w Domu Polskim w Raszkowie oraz pracy księży.

Jeden z nich sercanin ks. Rusłan prowadzi niezwykłą akcję charytatywną. Robi pranie najbiedniejszym rodzinom, które nie mają w domach wody. Bezinteresownie przyjeżdża po ubrania i pościel, wiezie do siebie, pierze i odwozi czyste. W stołówce organizuje żywienie dla ubogich dzieci, zaś ludziom starszym rozwozi posiłki do domów. Lekarze uczestniczyli w misji bezpłatnie, a po powrocie dziękowali organizatorom, że mogli pomagać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski