Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica aresztowania i nieudanej próby odbicia pułkownika "Lutego"

Paweł Stachnik
Józef Spychalski, zdjęcie z 1940 r.
Józef Spychalski, zdjęcie z 1940 r. Ze zbiorów Stanisława M. Jankowskiego
Historia. Aby odbić z rąk gestapo płk. Józefa Spychalskiego, żołnierze AK planowali śmiałe akcje: m.in. porwanie dowódcy SS i wymienienie go za Spychalskiego. Próbowali także namówić Anglików na zbombardowanie niemieckiej dzielnicy w Krakowie.

24 marca 1944 r. wypadł w piątek. Tego dnia dowódca okręgu krakowskiego Armii Krajowej 46-letni płk Józef Spychalski ps. "Luty" miał spotkać się na odprawie z jednym z oficerów komendy okręgu, a następnie wrócić do swojej kwatery w mieszkaniu Marii Starowieyskiej przy ul. Karmelickiej 45. Wieczorem nie dotarł jednak na Karmelicką.

Następnego dnia zaniepokojeni współpracownicy rozpoczęli poszukiwania. Z miasta dochodziły źle wróżące meldunki o "niezwykłym ruchu na Pomorskiej" (mieściła się tam siedziba gestapo). Meldunki akowskiego wywiadu docierające do szefa sztabu okręgu pozwoliły stwierdzić, że płk Spychalski razem z kilkoma innymi osobami został aresztowany przez Niemców w mieszkaniu przy ul. Dietla 32.

Jak doszło do aresztowania najwyższego rangą oficera okręgu? - Mamy powojenną relację krakowskiego gestapowca Heinricha Hamanna, który w 1993 r. opowiedział dziennikarzowi o tych wydarzeniach. Otóż Hamann twierdził, że dotarł do niego meldunek konfidenta na temat jakiegoś spotkania przy Dietla 32. Nie przywiązał do tego większej wagi, a na miejsce posłał mało znaczącego urzędnika z tłumaczem.

Na miejscu okazało się, że w ręce wpadł Niemcom sam dowódca okręgu - mówi Stanisław M. Jankowski, krakowski historyk, badacz dziejów okupacji, który sprawę aresztowania płk. Spychalskiego opisał w swojej niedawno wydanej przez Rebis książce "Klucze do wolności". - Wskazywałoby to na przypadkowy charakter aresztowania Spychalskiego, choć nie możemy też wykluczyć, że ktoś go specjalnie zadenuncjował - dodaje badacz.

Gestapo założyło w mieszkaniu przy Dietla tzw. kocioł, do którego wpadały kolejne zaangażowane w konspirację osoby. Przy ul. Pomorskiej poddawano je brutalnym przesłuchaniom, aby wydobyć kolejne adresy i nazwiska. Jeden z torturowanych wydał w ręce gestapo zaszyfrowane listy odznaczeniowe, zawierające nazwiska 470 oficerów i 530 podoficerów okręgu. Niemcy po czterech tygodniach pracy odszyfrowali zapisy, co otworzyło im drogę do dalszych aresztowań w Krakowie, ale też w Myślenicach i Nowym Sączu. W sumie w efekcie "wielkiej wsypy pod Wawelem" wiosną 1944 r. do gestapowskich kazamat trafiło kilkuset konspiratorów!

Tajemnicą jest dla nas rola, jaką w tej sprawie odegrał bliski współpracownik Spychalskiego z konspiracji Franciszek Ponicki. Prowadził on sklep z farbami przy ul. Długiej 22. Był to punkt kontaktowy, melina i przykrywka dla licznych działań konspiracyjnych. Ponicki fikcyjnie zatrudniał w swojej firmie Spychalskiego, dzięki czemu ten dysponował wiarygodnymi dokumentami. Za te i inne działania na rzecz podziemia Ponicki przewidziany był do odznaczenia krzyżem Virtuti Militari i awansu na stopień podporucznika.

Tymczasem z powojennych zeznań krakowskiego gestapowca Kurta Heinemeyera dowiadujemy się, że Ponicki był… aktywnym konfidentem dostarczającym mu często informacje o podziemiu. Podczas wytoczonego mu po wojnie procesu Ponicki potwierdził swoje kontakty z gestapo, ale jednocześnie zapewnił, że płk Spychalski dobrze o nich wiedział…

Uwięzienie dowódcy okręgu było dla krakowskiej AK bardzo poważnym ciosem. Szybko pojawiła się też idea, by dokonać jego zbrojnego odbicia. Rozpatrywano kilka planów uwolnienia pułkownika, a niektóre z nich mogłyby z powodzeniem stać się kanwą sensacyjnego filmu. Jeden z nich przewidywał opanowanie więzienia Montelupich, w którym przetrzymywano Spychalskiego i innych aresztowanych podczas "wielkiej wsypy". Do środka miano dostać się podstępem (żołnierze AK przebrani za niemieckich żandarmów mieli wprowadzić do więzienia rzekomy konwój aresztowanych), a gdyby to się nie udało - siłą (brama miała zostać wysadzona).

Równolegle inna grupa bojowa opanowałaby pobliski dworzec towarowy i podstawiła tam krótki pociąg obsługiwany przez zaufanych kolejarzy. Po uwolnieniu Spychalskiego i innych konspiratorów (oceniano, że będzie to kilkadziesiąt osób) skład miał ich wywieźć w kierunku Miechowa.

By zwiększyć szanse powodzenia akcji, konspiratorzy zamierzali zwrócić się za pośrednictwem Komendy Głównej do Londynu i poprosić Brytyjczyków o zbombardowanie w umówionym dniu krakowskiej dzielnicy niemieckiej, co wywołałoby zamieszanie i chaos.
Do Krakowa zostali ściągnięci dobrze wyszkoleni członkowie Kedywu z innych miast i zaczęły się przygotowania. Rozpoznali teren, zdobyli plany więzienia, przygotowali szkice. - Mimo że AK miała już na koncie bardzo udane akcje zdobycia niemieckich więzień, to jednak plan opanowania Montelupich trzeba uznać za zupełnie nierealny. Ten teren był mocno nasycony Niemcami i zajęcie obiektu w biały dzień nie mogło się powieść. Również pomysł z bombardowaniem miasta został odrzucony przez Komendę Główną - opowiada Stanisław Jankowski.

Drugi projekt uwolnienia dowódcy okręgu przewidywał odbicie go na jednym z krakowskich cmentarzy. Za pomocą grypsów przekazywanych Spychalskiemu przedstawiono mu następujący pomysł: pułkownik podejmie pozorną współpracę z Niemcami i przekona ich, że na cmentarzu Salwatorskim (lub Rakowickim) ukryte są w jednym z grobowców ważne dokumenty. Gdy hitlerowcy zawiozą go tam, specjalny zespół Kedywu odbije dowódcę.

Również ten plan przeszedł do fazy realizacji. Na cmentarzu Salwatorskim ukryto w zalutowanej puszce fikcyjne konspiracyjne dokumenty, a w pobliżu dyżurowały ekipy bojowe gotowe w każdej chwili przystąpić do akcji, gdyby pojawili się tam gestapowcy ze Spychalskim. - To również nie doszło do skutku, bo Niemcy chyba przejrzeli zamiary akowców. Sam pułkownik sugerował natychmiast w przekazywanych z więzienia grypsach, żeby akcję jego odbicia przeprowadzić raczej podczas przewożenia go samochodem z Montelupich na Pomorską, co miało być dość łatwe - mówi historyk.

Najbardziej niecodzienny plan uwolnienia pułkownika przewidywał… porwanie dowódcy policji i SS w Generalnym Gubernatorstwie gen. Wilhelma Koppego, a następnie wymienienie go za Spychalskiego. Kedyw AK już od dawna obserwował Koppego, który za swoje brutalne działania przeciwko ludności polskiej dostał wyrok śmierci od podziemia i miał zostać zlikwidowany. Rozpoznano jego zwyczaje, miejsca, w których się pojawiał, trasę codziennego przejazdu z Wawelu do siedziby rządu Generalnego Gubernatorstwa i samochody, jakich używał. Dane te mogły z powodzeniem posłużyć do uprowadzenia hitlerowskiego dostojnika.

- Wszystkie te plany były jednak dość fantastyczne i ostatecznie zostały przerwane przez nowe dowództwo okręgu. Tym bardziej, że Spychalski został wywieziony przez Niemców z Krakowa - opowiada Stanisław Jankowski.
Z pobytem pułkownika w więzieniu Montelupich wiąże się pewna tajemnica. Ze złożonych po wojnie zeznań żony Spychalskiego Eleonory wiemy, że Niemcy złożyli mu wtedy propozycję stanięcia na czele jakiegoś polskiego Legionu Antybolszewickiego, który walczyłby u boku Wehrmachtu z nadciągającą Armią Czerwoną. W tej sprawie Spychalski kontaktował się nawet z Komendą Główną AK, a rozmowę z nim na ten temat miał odbyć w Krakowie sam… minister spraw wewnętrznych Rzeszy Heinrich Himmler.

- To bardzo ciekawy wątek. Wiemy, że w tym czasie Niemcy rzeczywiście prowadzili w różnych miejscach sondażowe rozmowy z AK na temat ewentualnego współdziałania przeciwko Armii Czerwonej. Sprawdziłem też, że Himmler przyjechał do Krakowa w maju 1944 r. Czy rzeczywiście spotkał się ze Spychalskim? Tego na sto procent nie wiemy - stwierdza Stanisław Jankowski.
Ostatecznie ani Spychalski, ani Komenda Główna na współpracę z Niemcami się nie zgodzili, co zapewne przypieczętowało los pułkownika. Z Krakowa wywieziono go do Rzeszy i na tym kończy się nasza pewna wiedza o jego losach.

Najprawdopodobniej trafił do obozu koncentracyjnego Gross Rosen (lub Sachsenhausen) i tam został zamordowany na początku sierpnia 1944 r. Rozwścieczony wybuchem powstania warszawskiego Heinrich Himmler wydał wtedy rozkaz zlikwidowania grupy wysokich oficerów AK będących w niemieckich rękach, w tym komendanta głównego Stefana Roweckiego "Grota" i płk. Józefa Spychalskiego "Lutego".

- Marcowe aresztowanie dowódcy Krakowskiego Okręgu AK do dziś kryje liczne tajemnice. Nie wiemy, kto zadenuncjował spotkanie przy Dietla 32, od którego zaczęła się wielka wsypa. Nie wiemy wreszcie, gdzie i kiedy "Luty" został zamordowany. Historia sprzed 70 lat nadal czeka na pełne wyjaśnienie - podsumowuje Stanisław Jankowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski