MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica milczenia dzwonu Zygmunta w wigilię XXI wieku

Redakcja
Jeżeli przywiązujemy jakąkolwiek wagę do symboli, to musimy stwierdzić, iż dzwon Zygmuntowy w noc wigilijną chciał nam coś przekazać Fot. Anna Kaczmarz
Jeżeli przywiązujemy jakąkolwiek wagę do symboli, to musimy stwierdzić, iż dzwon Zygmuntowy w noc wigilijną chciał nam coś przekazać Fot. Anna Kaczmarz
Gdy w noc wigilijną roku 2000 pękło serce Dzwonu Zygmunta na Wawelu, przez kilka dni trwało przedziwne embargo na tę informację, jakby tego rodzaju fakt dało się utrzymać w tajemnicy...

Jeżeli przywiązujemy jakąkolwiek wagę do symboli, to musimy stwierdzić, iż dzwon Zygmuntowy w noc wigilijną chciał nam coś przekazać Fot. Anna Kaczmarz

Krakowianie pod Wawelem i w Nowym Jorku przewidzieli tragedię World Trade Center

W drugim dniu świąt zadzwonił do mnie wielki architekt Jurek Brataniec i zarządził tajemną naradę w swej pracowni. Zjawił się egzotyczny komplet: Leszek Dziewulski - dzwonnik Zygmuntowy, Staszek Kural - turkolog i światowiec, Wojtek Michalak - iranista i niżej podpisany. Wspólnie z gospodarzem doszliśmy do wniosku, że trzeba jak najrychlej powiadomić o tym, co się stało Polaków w kraju i na szerokim świecie. Nazajutrz zawiadomiłem dyrektora TVP w Krakowie Andrzeja Jeziorka, który przysłał na Wawel ekipę. Proboszcz katedry wawelskiej, ks. infułat Janusz Bielański, naopowiadał o zmęczeniu materiału, sam zaś rzekłem, iż dzwon Zygmunta - jako jedyny w chrześcijańskim świecie - nie obwieści nadejścia XXI wieku i Trzeciego Tysiąclecia. Resztę mi wycięli, zatem teraz dopowiem: starałem się uspokoić ciężko przerażone społeczeństwo i dodałem: - Ludzie, nie bójcie się, Kraków to wieczne miasto i bezpieczne, nigdy nie było i nie zostanie naruszone, bo nad nami czuwa wawelski czakram.

Pęknięcie serca dzwonu Zygmunta potraktowano jako tajemny znak, ostrzeżenie, złą wróżbę. Gdyby pękło serce jakiegokolwiek innego polskiego dzwonu, nikt zapewne nie odnotowałby tego faktu. Ale jeżeli zawał Pierwszego Dzwonu Polski zdarza się akurat w noc wigilijną, ostatnią taką noc stulecia i tysiąclecia, to każdy - chcąc nie chcąc - odczuwa ciarki przechodzące po plecach. Jeżeli przywiązujemy jakąkolwiek wagę do symboli, tajemnych znaków i kodów, to musimy stwierdzić iż dzwon Zygmuntowy w noc wigilijną chciał nam coś przekazać. Bo od ponad 480 lat jest on ściśle związany z dziejami Wawelu, Krakowa i całej Polski. Dzwon ten powstał co prawda z polecenia Zygmunta I Starego w roku narodzin ostatniego z rodu Zygmunta Augusta na chwałę mej umiłowanej dynastii Jagiellońskiej, jednak już w XIX wieku stał się narodowym symbolem. Jego głos rozlegał się w najważniejsze święta, towarzyszył triumfom Rzeczypospolitej, ale obwieszczał też klęski, bił na trwogę, również w chwilach smutku, gdy chowano władców, wieszczów i bohaterów narodowych. Mówiąc lapidarnie: zawsze był to dzwon od wielkiego dzwonu.

Jak długo na Wawelu Zygmunta bije dzwon

Tak długo nasza Wisła do Gdańska płynie stąd.

Stał będzie kraj nasz cały, stał będzie Piastów gród

Zwycięży Orzeł Biały, zwycięży polski ród.

Jeżeli ktoś przynajmniej raz słyszał tę piosenkę, to od razu, dowiadując się o zamarciu serca Zygmunta, musiał mieć jak najgorsze skojarzenia. Nie będzie stał nasz kraj cały? Wisła przestanie płynąć do Gdańska? Zawali się Kraków?

Do niedawna jeszcze niemal nikt nie pamiętał, że serce Zygmunta pękało już kilkakroć, że dzwon bywał - mówiąc żartem - leczony kardiologicznie. Na wspomnianym spotkaniu u Jerzego Bratańca zaczęliśmy wyliczać podobne sytuacje sprzed lat. A skojarzenia z dawnymi dziejami wywoływały prawdziwy dreszcz... Jak podaje Maria Estreicherówna, serce dzwonu pękło w 1859 roku, a zatem tuż przed dramatycznymi wydarzeniami początku lat 60. XIX wieku. Zauważyliśmy, że już wtedy tak dalece kojarzono pękanie serca ze złą wróżbą, iż za każdym razem spieszono się, aby uszkodzenie jak najszybciej naprawić. I chyba ten pośpiech sprawił, że robotę wykonano niedbale - serce pękło ponownie w noc sylwestrową 1863 roku, gdy dogasało powstanie styczniowe! Ale nie tylko pękanie serca zwiastowało tragiczne wydarzenia.
Dzwon nie odezwał się na Wielkanoc 1939 roku. Istniał taki zwyczaj, że najpierw bił dzwon, potem śpiewano Te Deum Laudamus, następnie ponownie rozlegał się dzwon. A wtedy Zygmunt zadzwonił tylko raz, a w dodatku nie odśpiewano Te Deum... Mówił mi o tym ks. prałat Kazimierz Figlewicz: nie wiadomo, dlaczego tak się stało, natomiast wiadomo, co nastąpiło za kilka miesięcy!

Jedna z wawelskich legend mówi, że w noc wigilijną - po usłyszeniu dzwonu - zbierają się w kryptach nasi królowie na naradę o stanie państwa. Ponieważ stan państwa naszego przy końcu roku 2000 był fatalny, tłumaczyłem publicznie, że fakt milczenia dzwonu ma związek z nędzą życia polityczno-gospodarczego. - Zygmunt przestrzega Polskę - mówiłem - Zygmunt żąda, abyśmy się zastanowili i opamiętali!

Nerwowo mijały dni i nadeszła noc sylwestrowa 2000/2001. Podczas wielkiej zabawy na krakowskim Rynku wystąpił jasnowidz Michał Kaszowski. Zapytany, co czeka świat w 2001 roku odrzekł: — We wrześniu zacznie się wojna od zburzenia dwóch wież, znacznie wyższych niż te z mariackiego kościoła.

Usłyszały to tysiące podchmielonych ludzi. Zachowała się taśma. Potem życie wróciło do normy, serce zaś do Zygmunta. Bije on już nie tak jak dawniej, ale przecież go słychać. Kraj pogrążał się w kryzysie, obywatele pomstowali, turystyka zamierała. Do tego stopnia, że w maju 2001 roku po raz pierwszy od wielu lat na Wawelu były pustki.

Na przełomie maja i czerwca zdarzyło się jednak coś arcyzabawnego. Hrabia zamkowy profesor Jan doktor habilitowany Ostrowski do spółki z proboszczem ks. infułatem Januszem Bielańskim odgrodzili sznurem mur kaplicy św. Gereona i obwieścili świętą wojnę z wawelskim czakramem. Powypisywali głupstwa, za to w kilku językach, przy owym sznurze i omal nie zasiedli jako chrześcijaństwa przedmurze. Naród mamy przekorny, więc natychmiast na dziedzińcu zamkowym zaroiło się od "protestantów". Masowo zaczęli kupować "zakazane wersety", czyli moją książkę zatytułowaną "Czakram wawelski - największa tajemnica wzgórza"; prasa krajowa, polonijna oraz światowa zaczęła walić w obu panów jak w bęben, naśmiewając się i naigrawając tak dalece, że - jako chrześcijanin - biorę ich w obronę, mówiąc podczas setek spotkań autorskich, iż nie wiedzieli, co czynią.

5 września 2001 roku podczas IX Światowego Forum Mediów Polonijnych w mym rodzinnym Tarnowie głosiłem do ponad 150 dziennikarzy z całego globu tzw. wykład warsztatowy, zatytułowany "Niezwykły towar w legendowym opakowaniu", mówiąc o sposobach "sprzedawania" Wawelu i dziejów kultury polskiej światu - a moi koledzy przybyli ze świata onego pytali, czy przypadkiem cała ta heca ze ścianą czakramową nie jest świadomie uknutym spiskiem autora z kierownikami instytucji wawelskich. Dementowałem nieskutecznie, jak kiedyś słynna Agencja TASS, ale nie uwierzyli!

Wawelska wojna czakramowa bawiła nas przez kanikułę letnią Roku Jowisza 2001, bo czakram związany jest ponoć energiami z tą właśnie planetą. Ale już tydzień po tarnowskim wystąpieniu nikomu nie było do śmiechu. Spełniło się proroctwo Michała Kaszowskiego i świat zamarł z przerażenia.
Moim P.T. Czytelnikom, którzy przychodzą na spotkania, mówię rzeczy uspokajające. Opowiadam o przepowiedniach ojca Czesława Andrzeja Klimuszki, które w odpisach krążyły po kraju w latach 70., że już niedługo Polska wyzwoli się od systemu totalitarnego; że Polonia masowo będzie wracać do ojczyzny, bo po przejściach państwo nasze ustabilizuje się gospodarczo, a w chwilach zawieruchy światowej (przewidywał ją)

POLSKA BĘDZIE NAJBEZPIECZNIEJSZYM PAŃSTWEM ŚWIATA.

A teraz krótka, przedziwna opowieść, która swoiście pointuje na linii (lotniczej) Kraków - Nowy Jork - Kraków przepowiednie zarówno Klimuszki, jak i krakowskiego grafika wizjonera, który w latach 1987-1997 przebywał w związku z rodzinnym dramatem - jako emigrant w największej metropolii globu. Mowa o Januszu Bartkowiczu, w życiu prywatnym mężu Krystyny Styrny-Bartkowicz. Ich córce Julii groziła operacja przeszczepienia serca, dlatego Janusz poleciał do USA, aby na tę operację zarobić. Dramat rodziców został połączony ze smutkiem życia na emigracji ojca i dziecka. Janusz Bartkowicz, pracując mozolnie i niepokojąc się o los córki, w rzadkich wolnych chwilach tworzył wspaniałe grafiki oraz uprawiał, niekiedy zabawną, to znów pełną zadumy "grafikę publicystyczną". Przyjaciołom słał karteczki wykonane pracowicie. Ich tematem głównym były wieżowce Manhattanu, ze szczególnym uwzględnieniem Empire State Building oraz - uwaga - obu wież World Trade Center. Wiele jego prac przedstawia obie najgłośniejsze wieże świata, u których stóp rozciągają się... cmentarze. Jedna z grafik, wykonana jeszcze w 1989 roku, ukazuje zawalenie się obu wież, mnóstwo krzyży i mogił.

Cud medycyny sprawił, że Julka wróciła do zdrowia bez operacji. A terrorystyczny akt z 11 września spełnił niemal obsesyjne myśli Janusza Bartkowicza, snute przez lat wiele na nowojorskim bruku.

* * *

Powracam znów myślą do owego wieczoru świąt Bożego Narodzenia 2000 roku, spędzonego u Jurka Bratańca. Zapytałem wówczas zgromadzonych, jaki najczarniejszy scenariusz mógłby się spełnić, gdy Zygmuntowi pękło serce.

- Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć - powiedzieli niemal jednocześnie turkolog Staszek Kural i iranista Wojtek Michalak - to gdyby doszło do zbrojnego konfliktu między cywilizacją Zachodu a islamem.

W milczeniu dopiliśmy wódkę i dałem wszystkim dedykację z autografem na "Wawelskim czakramie". Przecież to książka-talizman. Przynosi szczęście!

ZBIGNIEW ŚWIĘCH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski