Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica nierozwikłana od 61 lat. Recenzja "Tragedii na Przełęczy Diatłowa" Alice Lugen

Anna Piątkowska
Anna Piątkowska
„Każdy, kto dotarłby do akt śledczych uznałby, że okoliczności tego wypadku zdecydowanie odbiegają od innych. Nie było to jednak możliwe, gdyż decyzją władz partyjnych dokumenty utajniono” – pisze Alice Lugen o tragedii, która zdarzyła się w styczniu 1959 roku w górach Ural.

FLESZ - Znamy stawki za połączenia międzynarodowe

od 16 lat

Dziewięcioro turystów, głównie studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej, postanowiło uczcić zjazd KPZR zdobyciem góry Otorten na Uralu Północnym. Nigdy nie dotarli na szczyt, ich wyprawa zakończyła się tragicznie, do dziś pozostając jedną z najbardziej tajemniczych i nierozwikłanych zagadek.

Żaden z uczestników wyprawy nie powrócił z niej. Dziewięć osób zginęło w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach – turyści rozcinając płachtę namiotu, uciekli z niego w pośpiechu wprost na siarczysty uralski mróz. Większość była bez butów i ciepłej odzieży, by przetrwać próbowali rozpalić ognisko. To krańcowo nieracjonalne zachowanie do dziś pozostaje zagadką.

Historia tajemniczej śmierci turystów odżyła w 1990 roku, gdy prokurator Lew Nikitycz Iwanow opublikował artykuł, w którym opisał nieznane dotąd kulisy śledztwa dotyczącego „tragedii na Przełęczy Diatłowa”, które w 1959 roku prowadził. Przed laty zakończył je niespodziewanym podsumowaniem: „przyczyną śmierci turystów było działanie potężnej siły”.

Jako oficjalną przyczynę śmierci podano zamarznięcie w ekstremalnych warunkach. Po latach prokurator przyznał, że było to kłamstwo. Po tragedii prawdę poznali jedynie wtajemniczeni przedstawiciele wierchuszki, a Iwanow postanowił ją wyjawić, gdy został jej ostatnim żyjącym powiernikiem.

Jak się okazało, sekcja zwłok wykazała, że nie wszyscy turyści zmarli wskutek zamarznięcia, a ogromnych obrażeń wewnętrznych: skomplikowanych złamań żeber z przemieszczeniem, które były przyczyną wewnętrznych krwotoków, przebicia serca fragmentem złamanego żebra, złamania podstawy czaszki i rozległych urazów głowy. Próbki ubrań były napromieniowane, o czym także nie dowiedziały się rodziny.

Choć „Tragedię na Przełęczy Diatłowa” czyta się jak najlepszy thriller, to nie dociekania dotyczące tajemniczej śmierci dziewięciorga turystów są jej przedmiotem. Wątki sensacyjne i teorie spiskowe nie zajmują autorki. Oglądamy za to mechanizm działania biurokratycznej machiny, tej samej, która została uruchomiona po wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu i mnożące się pytania bez odpowiedzi: Dlaczego ekipa ratunkowa wyrusza na poszukiwanie zaginionych turystów dopiero po dziesięciu dniach od chwili, kiedy powinni się stawić w punkcie kontrolnym? Dlaczego nagle przerwano dochodzenie w sprawie śmierci turystów?

LGBT to nie ludzie, to ideologia. Ludzie kultury reagują na ...

Lugan pokazuje jak podnosząc się z powojennych strat, w Związku Radzickim buduje się najlepszy ustrój na świecie, a w tle zimna wojna i wyścig zbrojeń.

Niedawno wznowione zostało dochodzenie w tej sprawie, ale podobnie jak to sprzed 61 lat skazane jest na niepowodzenie. Historia tragedii na Przełęczy Diatłowa jest historią bez końca.

Alice Lugen to pseudonim dziennikarki śledczej, która skrupulatnie przez wiele lat badała historię śmierci radzieckich turystów.

Alice Lugen
„Tragedia na Przełęczy Diatłowa”
Wydawnictwo Czarne, 2020

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Tajemnica nierozwikłana od 61 lat. Recenzja "Tragedii na Przełęczy Diatłowa" Alice Lugen - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski