Przynajmniej od jesieni 1991 r. dziennikarz „Gazety Poznańskiej” Jarosław Ziętara zainteresowany był Elektromisem oraz związanymi z nim kilkunastoma firmami i biznesmenami – tak wynika z jego notatek.
Zapiski dowodzą też, że miał wiedzę o przekrętach celnych na wielką skalę dotyczących alkoholu i starał się ustalić, kto był w nie zaangażowany. Zanotował, że są to osoby „powiązane z władzą obecną i niegdysiejszą”, ale nie wiadomo, czy udało mu się poznać ich nazwiska. Wciąż też nie wiadomo, kto i dlaczego we wrześniu 1992 r. porwał, a następnie zamordował Ziętarę.
Szczątkowe zapiski
Dokumenty zgromadzone przez dziennikarza zniknęły, prawdopodobnie przywłaszczone przez porywaczy, którzy mieli klucze do jego mieszkania. Ślady po
dziennikarskim śledztwie są więc szczątkowe – to zapiski na luźnych kartkach (Ziętara trzymał je w rodzinnym domu w Bydgoszczy) oraz w starym kalendarzu. Zapisał w nim m.in. numer do założyciela Elektromisu Mariusza Świtalskiego i jednego z jej dyrektorów, Bernarda J.
Kiedy w grudniu ub.r. zapytaliśmy o to Świtalskiego, ten stanowczo zaprzeczył nie tylko jakimkolwiek związkom Elektromisu ze śmiercią Ziętary, ale też temu, że kontaktował się on z nim lub jego podwładnymi. Mimo że jedna z notatek Ziętary brzmi: „Dyr. J. z Elektromisu będzie dzwonił po godz. 13”.
Bernard J., prawnik z wykształcenia, zanim przeszedł do Elektromisu, był pracownikiem… Najwyższej Izby Kontroli. Należał do najbardziej zaufanych ludzi Świtalskiego.
Zawartością notatek zaskoczony jest Jacek Tylewicz, były prokurator, który w 1993 r. prowadził w Poznaniu pierwszy etap postępowania w sprawie porwania Ziętary. Potem zaś zajmował się przez kilka lat śledztwem dotyczącym Elektromisu. Ale nie chce o tym rozmawiać, tłumacząc, że „na to jest jeszcze za wcześnie”.
Wszystko w tajemnicy
Ziętara nie mówił, czym się zajmuje ani swojej dziewczynie, ani rodzinie. Przyjaciel, z którym miał rozmawiać o Elektromisie, funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa, wyparł się tego. Jednemu z kolegów za studiów dziennikarz zdradził natomiast, że pracuje nad sprawą, o której może być głośno. Dodał też, że w Poznaniu nie ma chętnych, by o tym napisać, ale „próbuje z gazetami z Warszawy”.
Z zapisków Jarosława Ziętary wynika, że w maju 1992 r. starał się skontaktować z Adamem Michnikiem, redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej”. Prawdopodobnie do niego samego nie dotarł, bo zanotował: „Sprawa zostanie M. przekazana”.
Elektromisem chciał też zainteresować TVP, liczył na to, że sprawą zajmie się Tadeusz Litowczenko, poznański reportażysta, któremu planował pokazać magazyny związane ze spółką. – Prowadziłem w ogólnopolskim paśmie program na temat transformacji gospodarczej Polski. Ale on do mnie nie dotarł, bo bym zapamiętał. Może rozmawiał tylko z którymś z moich współpracowników? – zastanawia się Litowczenko.
Kontaktom z Ziętarą zaprzecza też Adam Michnik. – Z ręką na sercu zapewnia, że nie wie o tym, by Ziętara chciał mu coś powiedzieć. Być może osoba, z którą wtedy rozmawiał, mu tego nie przekazała – wyjaśnia wiceszef „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski.
Ówczesny redaktor naczelny „Gazety Poznańskiej” Przemysław Nowicki rozumie, dlaczego Ziętara próbował się kontaktować z innymi mediami. W tamtym czasie o Elektromisie – zwanym „państwem” – w lokalnych mediach raczej milczano, a w zarządzie wydawnictwa była osoba związana z firmą z holdingu.
Śledztwo w impasie
Gazety zajęły się Elektromisem kilka lat po Ziętarze. Tekst „Państwo Elektromis” opublikowali w 1994 r. w „Gazecie Wyborczej” Maciej Gorzeliński i Piotr Najsztub. Mówią, że z powodu gróźb i obawy o własne życie musieli korzystać z ochrony. W 2008 r. Najsztub stwierdził nawet, że dziennikarz z Poznania mógł stracić życie w związku z Elektromisem. – My mieliśmy za sobą najbardziej znaną w kraju gazetę i zapewnioną ochronę, Ziętara był prawdopodobnie sam i to mogło go zgubić – zwraca uwagę Piotr Najsztub.
Prowadzone od 2011 r. w Krakowie śledztwo w sprawie zabójstwa dziennikarza jest od stycznia w impasie. Z powodu wycofywania się świadków z zeznań zwolniono wszystkich podejrzanych o związek ze zbrodnią – byłego senatora Aleksandra G. (miał podżegać do zabójstwa dziennikarza) i byłych ochroniarzy Elektromisu, Mirosława R. i Dariusza L.
Ustaliliśmy, że prokuratura nie badała wątku kontaktu Ziętary z mediami. Nie wygląda też na to, by zrobiła jakiś użytek ze wspomnianych wyżej zapisków, które są od lat w jej posiadaniu. – Nie udzielamy żadnych informacji o przebiegu sprawy – oświadczył prok. Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?