Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnice proszowskiej biblioteki (cz. 2). Od apteki do biblioteki

Wojciech Nowiński
Widok północnej strony Rynku z widocznym w centrum budynkiem apteki. Zdjęcie wykonane około 1910 r., w czasie gdy właścicielami budynku apteki byli Maria i Józef Gałęzowscy
Widok północnej strony Rynku z widocznym w centrum budynkiem apteki. Zdjęcie wykonane około 1910 r., w czasie gdy właścicielami budynku apteki byli Maria i Józef Gałęzowscy zbiory Miejskiej Biblioteki Publicznej w Proszowicach
Kilka miesięcy temu zaprezentowaliśmy na naszych łamach pierwszą cześć historii budynku proszowickiej Biblioteki Publicznej, jednego z najstarszych obiektów w mieście. Tamta opowieść kończy się 1886 roku śmiercią pierwszego właściciela Antoniego Sikorskiego. Dzisiaj druga część opowieści.

FLESZ - Rosja bombarduje ukraińskie miasta. Coraz więcej ofiar

od 16 lat

Śmierć Antoniego Sikorskiego 22 maja 1886 roku spowodowała uruchomienie jego testamentu, w którym dzielił swój majątek pomiędzy członków rodziny, przyjaciół oraz dzieci zmarłych przyjaciół. Nigdy się nie ożenił, zatem w chwili śmierci żony ani dzieci nie posiadał. Dlatego obdarowanymi krewniakami były osoby z jego dalszej rodziny. Nie wszystkim spadkobiercom spodobał się zastosowany przez testatora podział majątku. Kilku z nich, pod przewodnictwem jak się wydaje Jana Nepomucena Chrzystkowskiego, siostrzeńca Sikorskiego, złożyło w Sądzie Okręgowym w Kielcach wniosek o wykluczenie z dziedziczenia kilku obdarowanych osób.

Aptekę kupuje sędzia Jagielski

Chrzystkowski był synem Julianny, siostry Antoniego, a bratem nieżyjących już wtedy Antoniego i Michała Chrzystkowskich, również aptekarzy, których Antoni Sikorski przyuczał do zawodu w swojej proszowskiej aptece. Sprawy spadkowe (w sumie dwie - pierwsza nie przyniosła żadnego rozstrzygnięcia) toczyły się w 1886 i 1887 roku. W efekcie drugiego procesu cały majątek nieruchomy po Antonim Sikorskim (apteka, dom i inne zabudowania, działka pod domem oraz ogród) został sprzedany 11 kwietnia 1888 r. w drodze licytacji odbytej w siedzibie kieleckiego sądu. Jego nabywcą został Stanisław Jagielski, sędzia sądu gminnego z Proszowic. Wylicytowana cena wyniosła 14 565 rubli srebrem i o ponad 10 tysięcy przekroczyła cenę wywoławczą.

Stanisław Jagielski sam nie będąc aptekarzem z zawodu, w myśl obowiązujących wówczas przepisów farmaceutycznych, nie mógł samodzielnie prowadzić apteki. Prawo przyjęte przez władze carskie określało, że aptekę prowadzić może jedynie osoba posiadająca ukończone pełne studia na wydziale farmacji i posiadająca tytuł magistra farmacji (aptekarza) lub posiadająca tytuł tzw. prowizora. Ten drugi tytuł oznaczał ukończenie 2-letnich studiów farmaceutycznych, odbycie rocznej praktyki w aptece oraz złożenie egzaminu teoretycznego i praktycznego. Nie udało się ustalić, kto oficjalnie zarządzał apteką zaraz po przejęciu jej przez Stanisława Jagielskiego - być może był to ktoś z personelu zatrudnionego jeszcze przez Antoniego Sikorskiego, a być może ktoś zatrudniony przez wykonawcę testamentu Sikorskiego, czyli warszawskiego prawnika Dominika Anca (prywatnie krewniaka Sikorskiego ze strony matki). Anc w każdym razie już wczesną jesienią roku 1886 poszukiwał poprzez ogłoszenia w warszawskiej prasie osoby z wykształceniem prowizora do samodzielnego prowadzenia apteki w Proszowicach. Wiadomo za to na pewno, że kolejnym zarządcą proszowskiej apteki, zatrudnionym około 1901 roku już przez Stanisława Jagielskiego, został prowizor Józef Gałęzowski.

O samym Stanisławie Jagielskim nie udało się zebrać zbyt wielu informacji. Wiadomo, że był sędzią sądu gminnego w Proszowicach, wielokrotnie zresztą wybieranym na to stanowisko – pierwszy raz w roku 1884, po raz ostatni zaś w 1905 r., tuż przed swoją śmiercią. Za swoją działalność w wymiarze sprawiedliwości został nawet odznaczony w 1896 r. orderem Św. Stanisława III-klasy. Zanim nabył aptekę w Proszowicach, był już właścicielem apteki w Miechowie. Wojciech Stanisław Jagielski (na co dzień używał tylko drugiego imienia) urodził się 19 kwietnia 1849 roku w Sułkowie, w parafii Krasocin. Jego rodzicami byli Jan Jagielski, dzierżawca dóbr we wspomnianym Sułkowie oraz Józefa z Waligórskich.

Spadek przypada siostrze

Miał Stanisław Jagielski dwie starsze siostry. Jedna z nich zmarła w dzieciństwie, jeszcze przed jego narodzinami. Druga z nich, Helena, urodzona w 1840 r. we wsi Przygradów (parafia Konieczno) odegrała niepoślednią rolę w dalszych losach budynku apteki, stąd będzie o niej jeszcze mowa. Stanisław Jagielski, podobnie jak Antoni Sikorski, nigdy się nie ożenił i nigdy nie miał dzieci, w związku z tym, gdy zmarł przedwcześnie 5 marca 1905 r., to właśnie Helena Jagielska (po mężu Zubrzycka), odziedziczyła cały spadek po bracie. To na siostrze spoczął także obowiązek pochówku zmarłego brata. Zapewne tylko z przyczyn praktycznych nie pochowała go na cmentarzu parafialnym w Proszowicach, mieście, któremu poświęcił znaczną część swego życia i w którym zmarł, a w Luborzycy, w rodzinnym grobowcu Zubrzyckich.

Helena Jagielska była żoną Józefa Zubrzyckiego, ziemianina, na przełomie XIX i XX wieku właściciela majątku Zagorzyce koło Słomnik, a wcześniej także Wilkowa. Jak się zdaje małżonkowie Zubrzyccy nie byli zainteresowani prowadzeniem apteki w Proszowicach i dlatego jesienią 1905 r., czyli zaraz po przejęciu przez Helenę spadku po bracie, rozpoczęli poszukiwania osoby, która by nieruchomość i aptekę od nich nabyła. Byli w o tyle dobrej sytuacji, że aptekę prowadził cały czas zatrudniony jeszcze przez Jagielskiego prowizor Józef Gałęzowski, więc nie musieli się ze sprzedażą spieszyć.
Józef Gałęzowski urodził się 7 grudnia 1870 roku w miejscowości Boby (obecnie województwo lubelskie). Rodzicami jego byli Franciszek i Aniela z Kazanoskich. W wieku 19 lat Józef postanowił zostać aptekarzem i rozpoczął praktyczną naukę zawodu, którą odbywał w Lublinie w latach 1889 - 1893. W roku 1890 pracował jako kancelista w Rządzie Gubernialnym Lubelskim – w ten sposób prawdopodobnie zarabiał na czesne. Naukę fachu aptekarskiego kontynuował na studiach farmaceutycznych.
Budynek dla córki, apteka dla zięcia
Zubrzyccy kupca na proszowską nieruchomość i aptekę z nią związaną znaleźli stosunkowo szybko, bo już wiosną roku 1906 apteka ponownie zmieniła właściciela. W tym momencie naszej opowieści pojawia się kolejna osoba, która z proszowską apteką zwiąże się na kilka dziesięcioleci. Marianna (Maria) Salomea Kanarek, bo o niej mowa, była jedynym dzieckiem Jana i Julii z Bortlickich małżonków Kanarków. Urodziła się 14 listopada 1882 roku w Działoszycach. Jej ojciec był właścicielem młyna w Michałowicach i dzięki temu człowiekiem stosunkowo zamożnym. Matka Marianny zmarła w 1904 roku w wieku 40 lat. Nie jest do końca jasne gdzie i kiedy Marianna poznała Józefa Gałęzowskiego – czy znała go już zanim zmarł Stanisław Jagielski i proszowska apteka została wystawiona na sprzedaż, czy może poznała go podczas negocjacji związanych z jej zakupem po śmierci Jagielskiego? Faktem jest, że zanim Jan Kanarek wyłożył pieniądze na zakup apteki dla swojej córki, ta poślubiła Józefa Gałęzowskiego, co miało miejsce 20 lutego 1906 roku.

Dwa miesiące później, 28 kwietnia, apteka zmienia właściciela: Marianna Gałęzowska zostaje właścicielką budynku, placu na którym ona stoi oraz ogrodu, natomiast Józef Gałęzowski zostaje właścicielem mieszczącej się w budynku apteki. Małżonkowie przed ślubem sporządzili intercyzę, więc ten podział funkcjonował stale i to nawet wówczas, gdy Józef ze względu na poważną chorobę faktycznie nie mógł już kierować apteką, a jednak cały czas występował jako jej właściciel, a jego zadania wykonywali zatrudnieni zarządcy.

Pierwszy aparat fotograficzny w Proszowicach

Tuż po ślubie Gałęzowscy udali się w roczną podróż poślubną wokół Europy, co w tamtych czasach w Proszowicach i okolicy stanowiło sensację towarzyską wielkiej wagi. W czasie tej podróży w świeżo nabytych budynkach aptecznych i mieszkalnych przeprowadzono remont. To prawdopodobnie z tej podróży Gałęzowscy przywieźli aparat fotograficzny, bodajże pierwszy w Proszowicach, którym w następnych latach wykonali wiele zdjęć dokumentujących zarówno własne życie prywatne, jak i życie miasta (a właściwie wtedy jeszcze osady), w którym przyszło im mieszkać. Zdjęcia te zachowały się do dnia dzisiejszego w prywatnych kolekcjach, a reprodukcje części z nich są także opublikowane na stronie internetowej proszowskiej Miejskiej Biblioteki Publicznej. Wspomniany aparat fotograficzny nie był jedyną nowinką techniczną, która pojawiła się w Proszowicach dzięki rodzinie Gałęzowskich. To dzięki nim Proszowice zyskały także pierwsze w mieście źródło prądu elektrycznego, które stanowiła mała turbinowa elektrownia wodna zbudowana nad Szreniawą na działce Gałęzowskich (budynek ten istnieje zresztą do dzisiaj). Elektrownia miała służyć przede wszystkim jako źródło prądu dla apteki i domu państwa Gałęzowskich. Chociaż starania o jej wybudowanie Józef Gałęzowski podjął już w roku 1910, to pierwszy prąd wyprodukowała ona dopiero 6 lat później.

Choroba właściciela

Zdawać by się mogło, że rodzina Gałęzowskich wiodła żywot bardzo szczęśliwy. Józef prowadził dobrze prosperującą aptekę, a Maria zajmowała się domem i udzielała się towarzysko, między innymi jako członkini proszowskiej Ligi Kobiet. Niestety szczęście to mąciła nieuleczalna choroba psychiczna Józefa, na którą zapadł już kilka lat po ślubie. Z biegiem lat choroba się pogłębiała i leczenie musiał kontynuować w szpitalu psychiatrycznym w podkrakowskim Kobierzynie, gdzie przebywał najprawdopodobniej już od roku 1926. Będąc pod stałą i troskliwą opieką żony, którą leczenie męża zapewne sporo kosztowało, przebywał tam aż do swojej śmierci około roku 1940, kiedy to stał się jedną z ofiar niemieckiej akcji o kryptonimie T4. Celem tej akcji, zapoczątkowanej przez Niemców jeszcze przed wojną i skierowanej wobec obywateli III Rzeszy, było uśmiercenie wszystkich osób chorych psychicznie, których hitlerowcy określali mianem „niezdolnych do współżycia społecznego i wiodących żywot niegodny życia”. Po rozpoczęciu wojny, w szpitalach psychiatrycznych zlokalizowanych na okupowanych terenach Polski, hitlerowcy mordowali chorych psychicznie na różne sposoby: dzieci były trute luminalem, a dorośli najczęściej pozbawiani życia z użyciem gazu, w specjalnie do tego przystosowanych samochodach ciężarowych. W szpitalu w Kobierzynie początkowo zastosowano inną technikę: chorym ograniczano racje żywnościowe do tego stopnia, że w końcu umierali śmiercią głodową. Tych, którzy przeżyli takie traktowanie, 23 czerwca 1942 roku Niemcy wywieźli do obozu w Auschwitz, a niezdolnych do transportu zamordowali w szpitalnych łóżkach. Józef Gałęzowski z racji wieku (w 1940 r. skończył 70 lat) i stanu zaawansowania choroby, najprawdopodobniej ostatecznej likwidacji szpitala nie dożył.

Proszowska apteka przy Rynku 16 (nowy numer pojawił się w okresie I wojny światowej – poprzednio był to numer 21) funkcjonowała pod nazwiskiem Józefa Gałęzowskiego zarówno wtedy, gdy przebywał on w szpitalu w Kobierzynie, jak również wtedy, gdy już nie żył. Było to możliwe dzięki pracownikom i zarządcom apteki. Pierwszym zarządcą został około roku 1926 40-letni Stanisław Krzyżanowski, pochodzący z Tczycy koło Miechowa. Data ta pokrywa się z mniej więcej z momentem rozpoczęcia leczenia szpitalnego przez Józefa Gałęzowskiego. Niewykluczone, że Stanisław Krzyżanowski zarządzał apteką już nieco wcześniej, wobec pogłębiającej się choroby jej właściciela. Kolejnym zarządcą apteki, od roku 1936, była magister farmacji Kazimiera Morawska.

Apteka państwowa

Następna zmiana własnościowa apteki nastąpiła tuż po zakończeniu II wojny światowej. W roku 1946 Maria Gałęzowska, mając zapewne świadomość swojego wieku (przekroczyła 60 lat) oraz tego, że sama po śmierci męża nie będzie w stanie sama jej prowadzić, odsprzedała aptekę Annie i Jerzemu Kołakowskim. Pochodząca z Częstochowy Anna Kołakowska (z domu Zajdler) była żoną wspomnianego wcześniej zarządcy apteki, Stanisława Krzyżanowskiego. Gdy ten zmarł we wrześniu 1939 roku, Anna Zajdler w 1942 roku wyszła ponownie za mąż za Jerzego Kołakowskiego z Pułtuska, przed wojną studenta Politechniki Warszawskiej, zamieszkującego w czasie okupacji w Szreniawie. Kilka lat po zakupie aptekę państwa Kołakowskich dotknął tragiczny los: została upaństwowiona na mocy ustawy z 8 stycznia 1951 roku - podobnie zresztą jak wszystkie inne prywatne apteki w całej Polsce. Był to czarny dzień dla polskiej farmacji, ponieważ nastąpiła jawna grabież własności prywatnej. Aptekarzom zarekwirowano wszystko: urządzenia, szkło laboratoryjne, meble, zapasy leków i środków do ich produkcji, ale także patenty, licencje, znaki towarowe i użytkowe, a nawet biblioteki apteczne, często z cennymi księgozbiorami oraz wszystkie inne rzeczy należące do właściciela prowadzącego aptekę. Maria Gałęzowska upaństwowienie aptek przeżyła tylko o 3 lata. Zmarła w 1954 r. w wieku 72 lat i została pochowana na proszowskim cmentarzu. Wkrótce potem państwo Kołakowscy wyjechali do Krakowa.

Książki w miejsce leków

Apteka funkcjonowała jako placówka państwowa przez ponad 25 lat, aż do roku 1978, kiedy to Urząd Miasta wykupił budynek, w którym się mieściła, z przeznaczeniem na lokal dla proszowskiej Powiatowej Biblioteki Publicznej. Pierwsza biblioteka publiczna powstała w Proszowicach w 1946 roku, z inicjatywy proszowskiego nauczyciela, pochodzącego z Kresów Wschodnich Mieczysława Lewandowskiego. Biblioteka Powszechna, bo taką nazwę nosiła na początku, liczyła około 400 tomów i mieściła się w niewielkim lokalu przy Małym Rynku. W kolejnych latach biblioteka zmieniała swoje siedziby, które zawsze jednak okazywały zbyt małe na potrzeby rosnącego księgozbioru i zwiększającej się ilości czytelników. Przedostatnia przeprowadzka do pomieszczeń na piętrze Powiatowego Domu Kultury, miała miejsce w 1967 r. Mimo, że budynek po byłej aptece zakupiono w 1978 roku, to biblioteka otwarła swoje podwoje dla czytelników w nowym lokum dopiero w roku 1983. Od 1978 r., przez kolejne 5 lat w budynku trwał remont i adaptowanie pomieszczeń do nowej funkcji. Od 1983 roku do dnia dzisiejszego, w budynku byłej apteki Antoniego Sikorskiego funkcjonuje Miejska Biblioteka Publiczna.

Zakończenie

W niniejszym, dwuczęściowym artykule (część pierwsza dostępna jest tutaj: https://dziennikpolski24.pl/tajemnice-proszowskiej-biblioteki-czy-jest-najstarszym-obok-kosciola-murowanym-budynkiem-w-miescie-cz-1/ar/c1-15635750), starałem się przedstawić historię budynku proszowskiej biblioteki oraz związanych z nim ludzi. Budynek ten w roku 2022 obchodzi 175. rocznicę swojego powstania. Był niemym świadkiem bardzo wielu wydarzeń, które rozgrywały się na proszowskim Rynku. Widział powstańców styczniowych, widział maszerujących i walczących żołnierzy rosyjskich, austro-węgierskich, polskich, niemieckich i sowieckich. Widział zniszczenia jakie przyniosły dwie wojny światowe. Ale widział też cotygodniowe proszowskie jarmarki, coroczne procesje Bożego Ciała i świętojańskie odpusty. Widział defilady wojskowe i pochody 1 majowe. I chociaż wokół wciąż burzono stare i stawiano nowe budynki, jemu udało się dotrwać do dziś. I oby stał jak najdłużej…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski