Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicza tożsamość Janika

dw
Arbiter kategorycznie zaprzecza, jakoby przed złożeniem zeznań wywierano na nim jakiekolwiek naciski. Zapewnia, że nie był szantażowany, ani straszony groźbą utraty pracy. Sugeruje, że na boisku nie doszłoby do rękoczynów, gdyby w trakcie konfrontacji nie wkroczył na murawę burmistrz Limanowej Marek Czeczótka.

Maciej Janik, zawodnik LKS Zawada Nowy Sącz, który w ubiegłym tygodniu był przesłuchiwany przez Wydział Dyscypliny Okręgowego Związku Piłki Nożnej, wystąpił w zakończonym awanturą meczu Limanovii z Zawady - tak twierdzi sędzia główny zawodów Andrzej Gomółka.

Adam Sieja, prezes OZPN - powołując się na opinię radcy prawnego związku - odmawia wglądu do meczowego protokołu, aż do zakończenia postępowania wyjaśniającego. Tymczasem działacze Limanovii są w posiadaniu amatorskiego filmu wideo ze spotkania, na którym - ich zdaniem - wyraźnie widać, że wpisany do protokołu sędziowskiego piłkarz z nr. 20 w niczym nie przypomina Macieja Janika. Limanowianie utrzymują, że z numerem tym zagrał "na lewo" Piotr Szeliga.
Nie milkną echa skandalu, jaki miał miejsce po zakończeniu rozegranego 3 maja w Limanowej spotkania piłkarskiego o mistrzostwo V ligi pomiędzy Limanovią i Zawadą. Przypomnijmy, że w trakcie trwającej po meczu konfrontacji, jeden z graczy Zawady uderzył w twarz piłkarskimi butami burmistrza Limanowej, a nieco później działacz sądeckiej ekipy zamachnął się na fotoreportera "Dziennika Polskiego", trafiając go w głowę i uszkadzając obiektyw o wartości 4 tys. zł.
W miniony czwartek Wydział Dyscypliny OZPN przesłuchał m. in. Macieja Janika, strzelca jednej z bramek dla Zawady, którego obecność na boisku kwestionowali działacze Limanovii. Sędzia zawodów Andrzej Gomółka rozpoznał w nim jednak uczestnika meczu. Limanowianie zarzucili mu kłamstwo. Nieco później pojawiła się pogłoska, jakoby arbiter miał zeznawać pod dyktando bliżej nieokreślonej osoby, która zagroziła mu utratą pracy, gdyby stwierdził, że przesłuchiwanego Janika nie było na boisku w Limanowej. Dodajmy, że na zdjęciu prezentowanym w "Dzienniku Polskim" w ub. sobotę widnieje twarz gracza występującego na boisku z nr. 20. Z takim numerem miał według protokołu i sędziego grać Janik. Fotografia przedstawia jednak innego zawodnika z Nowego Sącza - Szeligę.

Andrzej Gomółka bez wahania przystał na rozmowę z "Dziennikiem".

Czy osoba, która zjawiła się przed obliczem Wydziału Dyscypliny to Maciej Janik?
- Nie wiem, jak się ten człowiek nazywa, ale to piłkarz, który występował w meczu Limanovii z Zawadą.
Jest pan tego pewien?
- Podobieństwo jest uderzające. Tak, jestem pewien, że przesłuchiwana osoba to piłkarz z meczu w Limanowej.
Prezentowane przez "Dziennik" zdjęcia jednak nie kłamią: z**numerem 20 na koszulce biegał po boisku nie Janik, lecz Piotr Szeliga...
- Widziałem te fotografie w "Dzienniku Polskim". One niczego nie dowodzą. Na zdjęciach, na których dostrzec można numer na koszulce, zawodnik odwrócony jest plecami. Twarz jest zasłonięta.
Jeden z**działaczy Limanovii, który widział przed meczem protokół sędziowski przysięga, że nie był doń wpisany Piotr Szeliga. Teraz nazwisko tego gracza w**protokole widnieje. Czyżby dokument został po zawodach sfałszowany?
- Nie. Tuż przed meczem działacze Zawady dopisali w protokole dwa dodatkowe nazwiska swych graczy. Mogli to - zgodnie z przepisami - uczynić, do momentu rozpoczęcia spotkania. I skorzystali ze swego prawa. Takie rzeczy się zdarzają. Działacz Limanovii odpisywał z protokołu składy jeszcze przed tym uzupełnieniem. Nie kłamie więc twierdząc, że ten protokół wyglądał wówczas trochę inaczej.
Czy to prawda, że straszono pana, iż utraci pracę, jeśli oświadczy, że przesłuchiwanej przez Wydział Dyscypliny osoby nie widział pan na boisku w**Limanowej?
- Wierutna bzdura! Kategorycznie zaprzeczam, jakoby ktokolwiek wywierał na mnie naciski, wymuszał fałszywe zeznania czy groził wyrzuceniem z pracy. To wyssana z palca plotka, lub szyta grubymi nićmi intryga. Owszem, jeszcze w trakcie przesłuchania, dwaj reprezentujący Limanovię panowie ostrzegali mnie przed prokuratorem, ale już po zakończeniu czynności, ci sami ludzie podeszli do mnie i przeprosili, że narazili na nieprzyjemności. Bo rzeczywiście, zauważyłem, iż po publikacjach w "Dzienniku", ludzie z mego środowiska zaczęli odnosić się do mnie jakoś inaczej niż dotychczas. Jak gdyby z dystansem, podejrzliwie. Pracuję w prywatnej firmie jako ekspedient i zdążyłem nauczyć się ludzkich reakcji. Potrafię więc wyczuć coś w rodzaju skrywanej niechęci. To boli. Ciężko mi teraz z tym żyć, tym bardziej, że zawsze sędziowałem uczciwie, nigdy nie wchodziłem w jakiekolwiek układy, mam czyste sumienie. Zresztą ci działacze Limanovii sami przyznali, że nie mają żadnych zastrzeżeń do prowadzenia meczu i że współczują mi, iż, trochę za ich przyczyną, znalazłem się między młotem i kowadłem.
Nie obciążali pana odpowiedzialnością za dopuszczenie do pomeczowej rozróby?
- A cóż ja jej byłem winien? Proszę pana, być może znowu się komuś narażę tym co teraz powiem, ale niech tam. Moim zdaniem do niczego by nie doszło, gdyby w trakcie konfrontacji burmistrz nie wszedł na boisko. Nie miał do tego prawa. Przepisy wyraźnie stanowią, że w każdej konfrontacji uczestniczą wyłącznie kapitanowie obydwu drużyn oraz kolejno sprawdzani piłkarze. Nikt inny! Żadni prezesi, trenerzy, działacze, nawet przedstawiciele władzy. A pan Czeczótka, przy rozpoznawaniu szóstego czy siódmego piłkarza Zawady pojawił się na boisku. Nieco wcześniej fotoreporter "Dziennika" chciał robić zdjęcia kart zawodniczych oraz poszczególnych piłkarzy. Poprosiłem go grzecznie, by zszedł z placu gry. Posłuchał i zdjęcia wykonywał z innego miejsca. W jaki sposób doszło nagle do rękoczynów - nie wiem. Zrobiło się ogromne zamieszanie, szamotanina, ktoś kogoś gonił, ktoś przed kimś uciekał. O efektach burdy dowiedziałem się już po przybyciu policji. Faktem jednak jest, że mimo iż przed meczem dostałem od organizatorów listę z nazwiskami porządkowych, nie dostrzegłem na stadionie ani jednego, wyróżniającego się choćby opaską. To tyle, co mam do powiedzenia w sprawie meczu Limanovia - Zawada.
Powtórzmy raz jeszcze: nadal jest pan pewien, że przesłuchiwany przez WD OZPN Maciej Janik zagrał w**tym meczu? **
- Raczej nie mogę się mylić.

x x x

Adam Sieja prezes Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Nowym Sączu, poproszony o wgląd do protokołu sędziowskiego z opisywanych zawodów, oświadczył: - Kontaktowałem się w tej sprawie z radcą prawnym Polskiego Związku Piłki Nożnej, mecenasem Andrzejem Wachem. Stanowczo zalecił mi, bym do czasu zakończenia postępowania wyjaśniającego, żadnej ze stron konfliktu, jak również i mediom, nie przedstawiał ani protokołu z meczu, ani protokołów z przesłuchań, których domagali się działacze Limanovii. Tego wymaga dobro śledztwa. Daję jednak słowo, że po wydaniu werdyktu, dokumenty zostaną upowszechnione. I od tego werdyktu będzie się można odwołać. Uspokajam działaczy Limanovii: jak dotąd żadne wiążące decyzje nie zapadły. Używając terminologii prawniczej, sprawa ma charakter rozwojowy.
Tymczasem limanowianie, którzy wciąż domagają się zweryfikowania meczu jako walkower na ich korzyść zapewniają, że nie spoczną, dopóki nie dowiodą prawdy. Znaleźli się w posiadaniu zupełnie przypadkowo wykonanego nagrania filmowego z meczu Limanovii z Zawadą. Wedle ich zapewnień, na taśmie wyraźnie widać, że z nr 20 biega po boisku nie przesłuchiwany w ub. czwartek Maciej Janik, lecz zupełnie inny piłkarz. Zdaniem limanowian jest to Piotr Szeliga.
Wczoraj Wydział Dyscypliny OZPN miał kontynuować przesłuchania. (dw)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski