Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak wyglądały Myślenice z okresu wojny, widziane oczami dziecka...

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Pan Andrzej Szymura podczas wernisażu swoich fotografii w Muzeum Regionalnym „Dom Grecki”
Pan Andrzej Szymura podczas wernisażu swoich fotografii w Muzeum Regionalnym „Dom Grecki” Fot. Katarzyna Hołuj
Historia. Andrzej Szymura spędził w Myślenicach cały okres II wojny światowej. Przez ten czas zrobił około stu unikatowych zdjęć. Przedstawiają m.in. myślenickich Żydów oraz Rabę, jakiej dziś już nie ma. Kto chciałby je zobaczyć może się wybrać na wystawę do muzeum.

Wartość fotografii docenił nieżyjący już starosta myślenicki Stanisław Chorobik. To z jego inicjatywy doszło do zakupienia zdjęć i wzbogacenie o nie zbiorów Muzeum Regionalnego „Dom Grecki”. Dzięki temu właśnie teraz można je oglądać. Składają się na wystawę pt. „Ścieżkami wspomnień - Myślenice z lat 1939-1945”

Rodzina Szymurów do Myślenic trafiła z Wielkopolski. Przyjechali tu w roku 1938, za pracą. Ojciec pana Andrzeja, który był kupcem w branży metalowej planował założyć interes. Kiedy stracił pracę w Poznaniu, pochodzący z Sułkowic a pracujący we Wronkach szwagier doradził mu przeprowadzkę do miasta nad Rabą i założenie sklepu lub warsztatu metalowego, do którego prefabrykaty sprowadzałby z pobliskich Sułkowic. Planu założenia sklepu nie udało się zrealizować, ale prowadził skup.

87-letni dziś pan Andrzej mówi: - Żyję dzięki temu, że mieszkałem w Myślenicach. Mimo że miasto to dotknęły niesłychanie tragiczne rzeczy w czasie wojny, to jednak przeżyć tu było o wiele łatwiej, niż na przykład w Warszawie.

Aparat jako lokata kapitału

Zaledwie 10-letni wtedy Andrzej dostał od ojca aparat fotograficzny Kodak Duo 620.

Na owe czasy był to bardzo dobry sprzęt (do dziś zresztą działa). Aparat kosztował 250 zł, czyli równowartość przedwojennej pensji profesora w gimnazjum. Jego zakup był sposobem lokaty kapitału w tych niepewnych czasach, kiedy w powietrzu wisiał wybuch wojny i każdy spodziewał się spadku wartości pieniądza.

- Musiałem się głowić, jak go obsługiwać - wspomina pan Andrzej.

Pierwszymi osobami, które uwiecznił na kliszy były: jego mama, jej siostra i 2-miesięczna Basia, jego kuzynka. W grudniu 1939, albo w styczniu następnego roku pozowały mu przed domem Jana Górnika, w którym wtedy mieszkali. Stał on przy dzisiejszej ulicy Słowackiego, która w czasie wojny nosiła nazwę Bysińskiej. Kolejne zdjęcie wykonał, jak wspomina, po drugiej stronie tej samej ulicy, przed domem kpt. Flawiusza Śmitkowskiego, oficera 12 Pułku Piechoty w Wadowicach.

Swoich rodziców uwiecznił na fotografii podczas przeprawy przez Rabę w 1940 roku a oni płynęli na tratwie, bo innej drogi wtedy nie było. Odkąd we wrześniu 1939 roku polscy saperzy spalili drewniany most na Rabie i do czasu, kiedy Niemcy wybudowali nowy, jedynym środkiem transportu na Zarabie była właśnie tratwa.

Pytany, czy nie bał się robić zdjęć w czasie okupacji, będąc na dodatek dzieckiem, odpowiada: - Wiedziałem komu mogę robić zdjęcia: swojej rodzinie lub podczas uroczystości religijnych, a komu zdjęć robić nie należy, a więc żołnierzom w mundurach wroga. Zresztą nigdy bym się nie odważył fotografować Niemców, bo nie wiadomo było, jak zostanie to przyjęte.

Część zdjęć pan Andrzej wywołał sam, jeszcze w czasie wojny. Na dwóch fotografiach uwiecznił wizerunki myślenickich Żydów. W mieście z czasów wojny, jakie zachował w pamięci, stanowili oni około jedną czwartą mieszkańców. - Pamiętam jak granatowa policja zawsze w sobotą wieczorem po szabasie domagała się, aby otworzyli sklepy, bo około 80-90 procent handlu było w rękach Żydów - opowiada.

Myśleniccy Żydzi i wstyd młodego dokumentalisty

Wspomina też, że w 1941 roku czuł pewną niestosowność, kierując obiektyw najpierw w stronę dwóch Żydów siedzących na wozie, a potem w stronę Żydówek idących przez rynek. I ci mężczyźni z wozu i te kobiety mieli na ramionach opaski z gwiazdami Dawida. To poczucie wstydu, kiedy sięgał po aparat, żeby zrobić im zdjęcia, wynikało u niego z tego, że w mieście dawało się już słyszeć pogłoski o najpewniej tragicznym czekającym Żydów losie. - Czuliśmy, że coś się zbliża - mówi pan Andrzej. Nie wiedzieli tylko co i kiedy.

Jak się później okazało, los myślenickich Żydów został przypieczętowany w sierpniu 1942 roku. Wywieziono ich z miasta w większości do obozów zagłady. - Tysiąc mieszkańców z dnia na dzień zniknęło, miasteczko opustoszało - wspomina.

Przeczuwać to musieli także sami Żydzi. Pan Andrzej opowiadał podczas wernisażu swojej wystawy w Muzeum Regionalnym, jak niedługo przed tym tragicznym dla Żydów sierpniem do kantorka w zakładzie jego rodziców przyszła znana im Żydówka, zresztą pochodząca z jednej z najbogatszych rodzin. Przyprowadziła ze sobą kilkuletnią dziewczynką zachwalając jej talenty i rezolutność oraz nakłaniając dziewczynkę do popisów przed nimi. - Czuło się, że ona chciałaby nam to dziecko zostawić - mówił, dodając, że ryzyko było ogromne, wręcz pewna śmierć. Wspominał też, że po wojnie spotkali się znowu. Kobieta przeżyła holocaust, dziewczynka nie.

Aparat towarzyszył panu Andrzejowi także podczas wyjątkowej uroczystości kościelnej z udziałem arcybiskupa krakowskiego Adama Stefana Sapiehy w 1942 roku. Było to bierzmowanie w myślenickiej parafii.

- Tylko taki człowiek mógł się zdobyć na to, aby tu, pod bokiem Franka, zarządcy Generalnego Gubernatorstwa, taką uroczystość kościelną zrobić. No, ale on się niczego nie bał, bo nawet Józefa Piłsudskiego na Wawel wpuścić nie chciał.

Jedyny taki mecz z... Luftwaffe

We wspomnieniach pana Andrzeja, który późniejsze swoje życie związał z dziennikarstwem, także tym sportowym, utkwił mocno pewien mecz rozegrany podczas okupacji, a dokładnie latem 1943 roku. Było to prawdopodobnie bezprecedensowe wydarzenie i to nie tylko w skali regionu, ale całego kraju. Naprzeciw siebie stanęły reprezentacje Myślenic (m.in. ze Zbigniewem Hołujem i braćmi Różankowskimi: Eugeniuszem i Stanisławem, strzelcem bramki w tym meczu) i… Luftwaffe (niemieccy lotnicy kwaterowali akurat w Myślenicach). Wygrali Polacy. - Byłem tam, miałem aparat, ale bałem się go wyciągnąć - wspomina pan Andrzej.

Uczeń, harcerz, dziennikarz...

Fotografie powstawały w wolnym czasie. Przede wszystkim jednak czas nastolatka wypełniała szkoła. Uczęszczał najpierw na tajne komplety do profesora Ludwika Werschlera, a później do szkoły handlowej.

W 1945 roku, po zakończeniu wojny zaangażował się we współtworzenie tu drużyny harcerskiej. Wkrótce potem, jeszcze w tym samym roku, wyjechał z rodzicami do Wrocławia. Tam ukończył studia i pracował jako dziennikarz w Polskiej Agencji Prasowej (przez wiele lat był kierownikiem dolnośląskiego oddziału PAP).

Po przeprowadzce do Wrocławia jedynie okazjonalnie bywał w Myślenicach. Tym bardziej był zaskoczony i ucieszony faktem, że podczas wernisażu jego wystawy sala „Domu Greckiego” pękała w szwach. Publiczność doceniła zaś nie tylko fotografie, ale samego autora, który jak się okazało zachował w pamięci wiele miejsc i postaci. Wspomniał na przykład Rabę zupełnie inną niż dziś, z łososiami i pstrągami oraz piekarnię w rynku u Bałuka. - Takiego pieczywa już nie ma Nie ma również takich wędlin jak u Bicza czy u Rusina - tak podczas wernisażu opowiadał z sentymentem o dawnych Myślenicach.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski