Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak zapamiętaliśmy dzień wyboru kardynała Wojtyły na papieża

Redakcja
16 października 1978 * Krakowianie opowiadają jak przed laty zareagowali na wieść o tym, że krakowski kardynał został wybrany na Stolicę Piotrową.

Ks. inf. Bronisław Fidelus - miał wtedy 39 lat i był wicekanclerzem Krakowskiej Kurii

Pierwszą wiadomość o tym wyborze otrzymałem od księdza (dzisiaj biskupa) Pieronka, który też był wtedy jak ja w Krakowie, ale słuchał radia włoskiego i stąd miał pierwsze informacje. Nasze środki przekazu milczały, czekając na decyzję polityczną, co należy podawać, i dopiero z wieczornego dziennika można było się czegoś dowiedzieć.

Dużo ludzi wtedy przyszło na Rynek. Całą noc kuria była otwarta i wierni przychodzili zobaczyć pokoje urzędowe kardynała, kaplicę. Nic nie było zabezpieczone, a jednak nic nie zginęło. Wierni pytali o pamiątki. A my, zaskoczeni, mieliśmy tylko 30 czy 40 pocztówek z kardynałem, rozdaliśmy je.

Otworzyliśmy Bazylikę Mariacką, trochę później katedrę wawelską. Biły dzwony.

Nasze media były zagubione - przecież to był reżim. Natomiast zjechało bardzo dużo dziennikarzy ze świata. Udzielaliśmy prostych, krótkich wywiadów. Zresztą już przed wyborem pojawiła się grupa dziennikarzy z Włoch i agencji. Robili zdjęcia, tłumaczyli, że zbierają informacje o dziesięciu najbardziej prawdopodobnych kandydatach. Czuli coś, obstawiali.

Pierwszy telefon Ojca Świętego był na drugi dzień po wyborze. Pytał, co słychać, jak Polacy to odebrali i prosił, żeby się modlić. Myśmy mówili, że się modlimy.

Te dni bardzo zbratały wszystkich Polaków bez względu na różnice w poglądach politycznych i na życie. Ludzie po raz pierwszy poczuli swoją siłę i jedność.

Prof. Jan Ostrowski, dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu - był wówczas 31-letnim historykiem sztuki

Gdy przyszła ta wiadomość, pojechałem od razu do centrum, wmieszałem się w tłum. Był jesienny, późny wieczór, w mieście pełno ludzi. Nie pracowałem wtedy jeszcze na Wawelu (tylko na Uniwersytecie Jagiellońskim) i nie wiem, co się tego dnia na Wawelu działo. Z miasta zapamiętałem kleryków pod kościołem Mariackim. Trzymając się za ręce, wykonywali rodzaj tańca i śpiewali, powtarzając frazę: "Nasz kardynał Ojcem Świętym".

Pamiętam, że zapanowała ogromna radość. I nikt sobie wtedy jeszcze nie zdawał sprawy, jak ważne będą konsekwencje tego wyboru.

Jan Rokita, polityk, a w 1978 r. - 19-latek

Pamięć ludzka jest tak skonstruowana, że tylko nieliczne momenty rejestruje z precyzją i utrwala na lata. Tamtą chwilę pamiętam w szczegółach. Właśnie odwiedziła nas ciotka Janka i z Mamą popijały herbatę u niej w pokoju, ja natomiast coś czytałem u siebie, przy włączonej Wolnej Europie. Krótko po szóstej radio przerwało program, by podać wiadomość, że z Kaplicy Sykstyńskiej idzie biały dym. Przerwałem czytanie i dostroiłem intensywnie zagłuszaną stację. Jakiś kwadrans później w radiu zapadła nagła cisza, a po chwili z wyraźnym wahaniem w głosie, spiker zakomunikował, że ma niepotwierdzoną informację, iż nowym papieżem jest Wojtyła. Zaniosłem tę wiadomość od razu Mamie i ciotce. Wyglądało na to, że nie kojarzą w pierwszej chwili, co do nich mówię. Gdy powtórzyłem drugi raz, siedząca przy stole i popijająca herbatę ciotka wydała jakiś nieartykułowany okrzyk, nieoczekiwanie przechyliła się i... spadła na podłogę. Tylko ten jeden raz w życiu widziałem w rzeczywistości sytuację, opisywaną znanym idiomem: "spaść z krzesła na wieść o czymś".
Pół godziny później przyszedł mój przyjaciel Olo Nelicki i wyszliśmy zobaczyć, co się dzieje w mieście. Pod kurią na Franciszkańskiej zaczęły się gromadzić grupki radosnych ludzi. W niedługim czasie urósł z nich mały, koło stuosobowy tłumek, który spontanicznie zorganizował się w pochód. Ktoś ad hoc zaadaptował prostą melodię do słów: "Ojcem Świętym nasz kardynał". Pojawiła się biało-czerwona flaga. I tak dłuższy czas chodziliśmy wte i wewte w tym coraz liczniejszym pochodzie, z tą pieśnią-komunikatem i flagą. Aż ktoś powiedział, że za chwilę w Mariackim rozpocznie się msza. Więc pochód powędrował do kościoła.

Nigdy później nie przeżyłem już takiej wewnętrznej eksplozji radości z tego, że jestem Polakiem, jak podczas tamtej mszy.

Anna Klimczyk, krakowianka, emerytowana nauczycielka przedszkola, wówczas miała 21 lat i była młodą mężatką

Byłam po pracy, sprzątałam mieszkanie, odkurzałam. Szedł telewizor i nagle zobaczyłam ten znany obraz: papieża jak wychodzi na balkon. Niedowierzałam. Karola Wojtyłę znałam, bierzmował obie moje siostry, był biskupem, potem kardynałem, z którym się miało kontakt na co dzień. A papież - to był ktoś święty!

Wyłączyłam odkurzacz, patrzyłam w telewizor i płakałam rzewnymi łzami. Spośród tylu z całego świata wybrany nasz, Polak.

Marcin Biborski - archeolog, wawelski dzwonnik, miał wtedy 34 lata

Ta wiadomość zastała mnie, gdy wychodziłem z pracy, z Muzeum Archeologicznego. Pamiętam wieczór tego dnia - szary, jak to za realnego socjalizmu, ludzie się przemykali, mało kto wiedział, że coś się stało. Wróciłem do domu, żonie powiedziałem: "Słuchaj, Karol Wojtyła został papieżem, radio podało". W naszej telewizji nic, cisza.

Przyleciał też mój kolega, który parę tygodni wcześniej zaczął dzwonić na Wawelu. Okazało się, że dzwonnicy chcieli uruchomić dzwon Zygmunta, ale Wawel po zmroku był już zamkniety. I dopiero następnego dnia dzwon Zygmunta zabił. A ja właśnie od tego momentu zacząłem dzwonić i do dzisiaj jestem dzwonnikiem, już 35 lat.

Pierwszy raz dzwoniliśmy chyba przed ósmą rano. Rąk do pociągania lin nie brakowało. To dzwonienie to była pełna euforia. "Zygmunt" był przed remontem i chodził ciężej niż dziś. Ale wstąpił w nas niesamowity duch. Ja po raz pierwszy łapałem za sznur, miałem zdartą skórę z dłoni. A "Zygmunt" wyjątkowo wysoko się unosił, głos szerzej się rozchodził. Oczami się porozumiewaliśmy, że dzwonimy dla naszego papieża. Był to ogromny zaszczyt, że mogliśmy dawać koncert w tak historycznej chwili.

W pracy w następnych dniach niczym innym się nie żyło, nie dało się pracować. Myśmy wszyscy nagle poczuli, że Rzeczpospolita zaczyna odżywać, że mamy teraz swojaka, który odgrywa jedną z najważniejszych ról w świecie. Czuliśmy przez skórę, że dzięki temu człowiekowi sytuacja Polski się zmieni, że wyrwie nas z kręgu tej cholernej komuny. I tak się stało.
Zebrała: MAŁGORZATA MROWIEC

MIGRENA

* Z czasem tamtego konklawe i wyboru Karola Wojtyły na papieża wiąże się wielokrotnie przytaczane wspomnienie zmarłego przed rokiem Józefa Muchy. Był on przez 16 lat w Kurii Krakowskiej kierowcą Karola Wojtyły.

W książce "Pół miliona kilometrów z kardynałem Wojtyłą", wspominał on m.in. reakcję kard. Wojtyły na wieść o śmierci Jana Pawła I.

"Pobiegłem tam, gdzie jedli śniadanie. Wołam księdza Dziwisza i mówię: »Proszę księdza, papież umarł!«. I wtedy rozległ się brzęk, dźwięk widelca lub łyżeczki, która wypadła z ręki kard. Wojtyły i uderzyła o talerz. Kard. Wojtyła dostał tak silnego ataku migreny, że nigdzie nie pojechaliśmy tego dnia, mimo że coś tam było wcześniej zaplanowane i umówione".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski