Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Taka porażka jest szczególnie bolesna

Redakcja
Każda seria ma swój kres, więc po czterech zwycięstwach z rzędu Beskid Andrychów musiał uznać wyższość rywala. Tak się stało w Muszynie z miejscowym Popradem 0-1 (0-0), a wczoraj przyszło mu stoczyć kolejny trudny wyjazdowy pojedynek, tym razem przeciwko Szreniawie Nowy Wiśnicz. Relację z niego kibice znajdą w głównym wydaniu "Dziennika".

Pozbycie się piłki przez Mateusza Kruka (z prawej) w doliczonym czasie kosztowało Beskid utratę punktów. Fot. Grzegorz Sroka

III LIGA PIŁKARSKA. Beskid Andrychów w doliczonym czasie stracił wszystko w Muszynie z miejscowym Popradem (0-1)

W Beskidzie Andrychów zgodnie podkreślali, że tak dobrej zwycięskiej serii nie mieli w historii swoich trzecioligowych występów. Wcześniej wygrali najwyżej trzy spotkania. - Na pewno nie jesteśmy pazerni na śrubowanie rekordów, choć każdego pojedynku podchodzimy z podobnym nastawieniem, czyli liczymy na zwycięstwo. Pamiętamy jednak, że boisko weryfikuje wszystko - podkreśla Mirosław Kmieć, grający trener Beskidu. - Pewnie, że wszystkiego wygrać nie można, ale nasza dobra seria wcale nie musiała się w Muszynie skończyć. Nie musiała być już nazywana zwycięską, ale przynajmniej bez porażki.

Andrychowianie stracili bramkę w doliczonym czasie gry. - Z przebiegu gry żadna ze stron nie zasłużyła na gola - uważa trener Beskidu. - Jednak futbol bywa czasem grą błędów, więc umiejętność ich wykorzystania może zdecydować o sięgnięciu po pełną pulę. Sami poniekąd prosiliśmy się o tę bramkę. Mateusz Kruk, mając piłkę, niepotrzebnie zagrał za plecy obrońców rywali, bo napastnicy przecież wychodzili mu do gry na skrzydłach. Skoro oddaliśmy piłkę, przejął ją miejscowy bramkarz, szybko wprowadził do gry i nieszczęście było gotowe. Po raz drugi, odkąd jestem związany z Beskidem, przegraliśmy mecz w podobnych okolicznościach. Jeszcze w IV lidze, za czasów gdy Alwernię prowadził Mirosław Hajdo, Artur Derbin zagrał piłkę do rywali i zostaliśmy błyskawicznie skontrowani na niespełna pięć minut przed upływem regulaminowego czasu. To było jednak dawno temu i myślę, że kibice niewiele z tamtych czasów pamiętają, bo obecna drużyna jest całkiem inna od tej sprzed lat. Natomiast w tym sezonie już raz straciliśmy bramkę w doliczonym czasie, ale wtedy to Garbarnia uratowała na własnym boisku punkt. Nie zamierzamy jednak zadręczać się przeszłością. Trzeba myśleć o kolejnych spotkaniach, bo po wtorkowej wyprawie do Nowego Wiśnicza czeka nas ciężki pojedynek na własnym boisku z Dalinem Myślenice, który rozprawił się z Janiną w Libiążu 5-1.

Przyznaje, że równie dobrze w Muszynie to Beskid mógł zgarnąć pełną pulę. - Kilka minut przed utratą bramki, to nasz bramkarz dalekim podaniem uruchomił Eryka Kozioła, który starał się lobować bramkarza, ale mu się nie udało, bo do końca podskakiwała mu piłka. Tak więc każda ze stron mogła pokusić się o wygraną, ale remis byłby najsprawiedliwszym rozstrzygnięciem. Jednak szczęście tego dnia było przy muszynianach - kończy Mirosław Kmieć.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski