Anna Zechenter: Nieprzedawnione
Wyprzedzając ataki rocznicowe, Lewica ogłosiła się "najmłodszą partią Niemiec". Media wciąż jednak drążą sprawę jednego z czołowych polityków spadkobierców, niemłodego wcale Gregora Gysiego. Adwokat, który bronił w NRD więźniów politycznych, był donosicielem Stasi. Przed usunięciem z życia politycznego uchronił go jeden fakt: brak w archiwach podpisanego przezeń zobowiązania do współpracy. Dokument ten - wydawałoby się - rozstrzygający, nie był w tym przypadku potrzebny: Gysi (pseudonim "Notariusz") przekazał Stasi wiele informacji - tak wiele, że na wątpliwości nie pozostało miejsca.
Po wcieleniu NRD do Niemiec byli opozycjoniści oskarżali Gysiego. Ich zarzuty potwierdziła z końcem lat 90. parlamentarna komisja ds. immunitetów. Ale wcześniej, w 1994 roku, Sąd Krajowy w Hamburgu wziął go w obronę, zakazując mówienia i pisania o tym, że "szpiclował". Rok później ten sam sąd zabronił nazywać Gysiego "szpiclem". W ten sposób udało się zamknąć usta jego ofiarom.
Z końcem 1996 roku tygodnik "Der Spiegel" podał - powołując się na akta Urzędu Pełnomocnika ds. Stasi - informację o współpracy Gysiego z wywiadem do 1997 roku; opublikowano też fotokopię dokumentu potwierdzającego, że Gysi, adwokat z zawodu, ściśle współpracuje jako nieformalny informator z Departamentem XI Referatem 1 Głównego Zarządu Wywiadu i jest zarejestrowany pod numerem MA 1121. Zadania operacyjne wykonywał "starannie i w duchu partyjnym". Ale to w zjednoczonych Niemczech nie jest karalne...
W maju 2008 Marianne Birthler, obecna pełnomocnik rządu ds. akt Stasi, odpowiedniczka prezesa IPN, powtórzyła w publicznej telewizji ZDF: "Nie ma wątpliwości, Gregor Gysi był tajnym współpracownikiem Stasi. Dobrowolnie i świadomie przekazywał informacje o swoich klientach".
Potem sprawy potoczyły się według znanego nam scenariusza, który nakazuje - by rzec zwięźle - iść w zaparte. Niemcy oglądali to po zjednoczeniu, kiedy wpadały grube ryby z NRD: Lothar de Maizière, pierwszy "niekomunistyczny" premier NRD, Ibrahim Böhme i Wolfgang Schnur, współzałożyciele opozycyjnych ugrupowań. Gysi zaskarżył telewizję, nad głową pani Birthler rozpętała się burza; szef Lewicy Oskar Lafontaine rodem z zachodnioniemieckiej SPD i Gysi zażądali, by ustąpiła, bo "marnuje pieniądze podatników", brak jej kompetencji do zajmowania się złożonymi relacjami enerdowskich adwokatów ze Stasi, no i stosuje "metody policyjne".
Zabrakło akcentów, które przewiduje polska instrukcja "chodzenia w zaparte" i które należałoby uznać za nasz twórczy wkład w procedurę ochrony donosicieli: nikt nie napisał, że za oskarżeniem Gysiego przez państwowy urząd stoi aktualna władza, która chce utrącić lidera opozycji, że jest to, słowem, rozgrywka polityczna. I nikt nie kazał się Niemcom za panią Birthler wstydzić.
Autorka jest pracownikiem krakowskiego oddziału IPN.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?