Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Talent? Nie, ciężka praca

Redakcja
Agnieszka Czopek-Sadowska podczas styczniowej gali Małopolskiego Okręgowego Związku Pływackiego Fot. Wacław Klag
Agnieszka Czopek-Sadowska podczas styczniowej gali Małopolskiego Okręgowego Związku Pływackiego Fot. Wacław Klag
Podczas igrzysk w 1980 r. w Moskwie Agnieszka Czopek zdobyła brązowy medal na swym koronnym dystansie 400 m stylem zmiennym.

Agnieszka Czopek-Sadowska podczas styczniowej gali Małopolskiego Okręgowego Związku Pływackiego Fot. Wacław Klag

(Nie)zapomniane postaci krakowskiego sportu: AGNIESZKA CZOPEK-SADOWSKA - pływanie

To pierwszy krążek olimpijski w historii polskiego pływania. Kariera pochodzącej z Krzeszowic (teraz mieszka w Przegini Duchownej) zawodniczki, obecnie trenerki pływania w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Krakowie, była pełna sukcesów, ale bardzo krótka.

- Na początku bardzo bałam się wody. Jak trafiłam do trenera Jacka Choynowskiego, wzbudził we mnie zaufanie. Mówił z takim przekonaniem, człowiek wierzył, że tak się stanie. W ekspresowym tempie nadrobiłam zaległości spowodowane strachem. W ciągu 2-3 miesięcy nauczyłam się wszystkich stylów. Po pierwszych zawodach, jakichś niewielkich, trener powiedział tacie: Zobaczy pan, Agnieszka pojedzie na olimpiadę - wspomina Czopek-Sadowska.

Igrzyska bez atmosfery

Zawodniczka Jordana i uczennica SMS Kraków na igrzyska do stolicy ówczesnego ZSRR pojechała mając 16 lat (rocznik 1964). Mimo że wcześniejsze wyniki dawały podstawy do liczenia na medal (w I Pucharze Świata w Tokio była 3. na 400 m zmiennym), w sezonie olimpijskim takiej pewności nie było. Ostre zapalenie zatok spowodowało bowiem kilkutygodniową przerwę w treningach w wodzie.

- Trzeba było później przejść morderczy trening, żeby to nadrobić i się dobrze przygotować. Przed igrzyskami nie czułam "świeżości", nie wiedziałam, na co mnie stać. Na listach rankingowych plasowałam się w czołowej "10" i mój tata mówił: Musisz założyć sobie najwyższy cel i o niego powalczyć, może nawet o finał. Przyznam szczerze, że nie wierzyłam w siebie tak bardzo jak on i trener, bo ta choroba dała mi się we znaki. Po eliminacjach jednak czułam, że pływa mi się dobrze, że mogę poprawić ten wynik. Byłam pewna, że powalczę do ostatnich sił.

W finale na 400 m st. zmiennym o miejsce na podium nie było łatwo. Polka długo płynęła na 2. pozycji, ale w końcówce musiała ostro walczyć o brąz. Zdobyła go, poprawiając rekord kraju (4.48,17). Wygrała Niemka Petra Schneider, druga finiszowała Brytyjka Sharron Davies.

- Sam wyścig pamiętam bardzo dokładnie, bo każdy centymetr tego dystansu był okupiony ciężką pracą. Taktyka była taka, że musiałam zacząć bardzo mocno i starać się utrzymać tempo. Ponadto styl klasyczny był moim najsłabszym i w pozostałych musiałam popłynąć "na maksa", żeby mieć rezerwę. To wszystko kosztowało mnie wiele sił, na ostatnich 50 metrach ze zmęczenia miałam mroczki przed oczami, ale jakąś siłą woli rzuciłam wszystko na szalę. Cały czas byłam druga, za Niemką Schneider, która była poza zasięgiem. Angielka wyprzedziła mnie na ostatnim nawrocie.

Jak mówi, olimpijska przygoda była bardzo krótka i poza basenem inna niż sobie wyobrażała. Ze względów szkoleniowych nie uczestniczyła w ceremonii rozpoczęcia i zamknięcia igrzysk. - Byłam w Moskwie bardzo krótko, chyba trzy i pół dnia. Pełnej atmosfery igrzysk nie przeżyłam, nie zdążyłam nawet zwiedzić całej wioski olimpijskiej, po występie nie było czasu na luzie porozmawiać z innymi zawodniczkami. Trzeba było wracać do Polski i szykować się do kolejnego sezonu.

Meble za medal

To był pierwszy olimpijski medal dla polskiego pływania. Młoda zawodniczka początkowo nie zdawała sobie sprawy z wagi osiągnięcia. - Sukces dotarł do mnie dopiero później. Byłam tym wszystkim bardzo oszołomiona, długo nie dowierzałam, że to się wydarzyło. Medalistki skierowano na kontrolę antydopingową. Wyścig był około godziny 20, a ja siedziałam tam do pierwszej w nocy. Do wioski olimpijskiej wracałam bardzo późno, strażnicy prześwietlali torby, zaczęli coś wołać, z czegoś się cieszyć. Byłam zmęczona, nie wiedziałam, o co im chodzi. Mówiłam, że tam mam pomarańcze, a oni że przecież medal jest i że mi gratulują. W ogóle zapomniałam, że mam go w torbie!

Jak przyznaje, zainteresowanie po powrocie do kraju trochę ją przerosło. - Byłam skromną, małomówną, nieśmiałą osobą. Nie umiałam się cieszyć wtedy z tego osiągnięcia, nie wiedziałam, co to oznacza. Dopiero gdy osoby znające się na sporcie, dziennikarze, podkreślali, że to pierwszy medal w historii polskiego pływania, zaczęłam się zastanawiać, jaki w ogóle ma to wyraz. Dla mnie to był po prostu najważniejszy start w sezonie, chciałam poprawić swój rekord życiowy. A czy to da finał, czy medal, to już było prezentem.

Mimo sukcesu, zawodniczka nie mogła skorzystać z przywilejów. - Ze względów szkoleniowych nie skorzystałam nawet z nagrody, która przysługiwała wszystkim olimpijczykom, czyli wczasów w Grecji. Do dziś tam nie byłam, może dlatego pragnę tam pojechać (śmiech).

Przed wyjazdem władze obiecywały, że medaliści olimpijscy będą honorowani samochodem. Później okazało się, że z powodu "trudnej sytuacji ekonomicznej w kraju" tej nagrody nie było. - Dostaliśmy nagrody pieniężne w rublach, za to kupiłam sobie 3,5-metrową meblościankę. Ja wówczas nie patrzyłam na nagrody, tylko starałam się tak pracować, żeby robić postępy, bić rekordy, nie zawieść zaufania trenera, taty, trochę też kibiców.

3600 km w basenie

Czopek-Sadowska ma w dorobku 4 brązowe medale dużych imprez: oprócz moskiewskich igrzysk, także z PŚ w Tokio (1979) na 400 m zmiennym i dwa z ME w 1981 r. w Splicie (400 zmiennym i 200 motylkowym). Do tego uzbierała kilkadziesiąt medali MP (14 złotych), 37-krotnie biła rekord kraju.

- Wszyscy mówią, że byłam talentem. A jak nie do końca tak uważam. Teraz wiem, że ze względu na budowę ciała, byłam za ciężka do pływania, trochę za niska. Miałam jednak predyspozycje wytrzymałościowe. Musiałam włożyć w trening bardzo dużo pracy, aby osiągnąć dany pułap wynikowy. Widziałam, że koleżanki taki sam efekt osiągały przy połowie tego wysiłku co ja. Oprócz treningów w szkole, dodatkowo ćwiczyłam z ojcem. Totalne przemęczenie organizmu dawało o sobie znać. W roku olimpijskim przepłynęłam 3600 km. To olbrzymi dystans, teraz rzadko się zdarza takie coś. Później w mistrzostwach Europy w Splicie też zdobyłam brązowy medal, ale wynik był słabszy niż w Moskwie. Chciałam odpocząć od pływania, bo nie znajdowałam w sobie siły, by kolejny sezon podołać takiej pracy.
To także zbyt intensywny trening u Choynowskiego przyczynił się do szybkiego, bo już w wieku 20 lat, zakończenia kariery. Ostatnią dużą imprezą były mistrzostwa Europy w Rzymie w 1983 r., ale bez sukcesów. - Miałam operację, nie wróciłam do pełnej sprawności, lekarz sportowy nie wyraził zgody na starty. Wzięłam się więc za naukę. Uznałam, że skoro nie mogę trenować, to może trzeba spróbować wykorzystać wiedzę praktyczną, nabrać teoretycznej, by pomagać innym uczyć się pływać. To mi się udało, nie wyobrażam sobie, żebym mogła pracować w innym zawodzie.

Olimpijskie opowieści

Mając taki sukces na koncie, trudno uciec od sławy, zwłaszcza jeśli obraca się w środowisku pływackim. Po zakończeniu studiów na AWF (1987), podjęła pracę w SMS w Krakowie. Przez wiele lat prowadziła grupy naborowe, ucząc podstaw "zawodniczego" pływania. W każdej nowej grupie są chętni do wysłuchania olimpijskiej historii.

- Teraz i tak jest już spokojnie, jest mi łatwiej (śmiech). Często muszę przypomnać, jak to było. Staram się motywować dzieci, opowiadam swoje przeżycia, czytam wywiady z zawodnikami. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, trochę mnie to krępowało i zawstydzało. Po latach rozmawiałam z kibicami, myśleli, że po zdobyciu medalu olimpijskiego byłam bardzo zarozumiała, bo się nie odzywałam. A to wynikało z nieśmiałości.

Jak mówi, rozdział sportowy w swym życiu zamknęła dawno temu, od wielu lat skupia się na pracy zawodowej. Nawet medal oddała do Muzeum Olimpijskiego. - Skoro ma leżeć w domu i się kurzyć, to lepiej żeby inni, zwłaszcza młodzież, go oglądali. Dzieci z naszej szkoły jeżdżą na wycieczki do Warszawy, zaglądają do tego muzeum, sama byłam z kilkoma grupami. Później przez tydzień są uskrzydleni. Bardzo lubię swoją pracę. Mam dużo satysfakcji, jak widzę, że zawodnicy poprawiają technikę pływania. Obecnie prowadzę dzieci z piątej klasy szkoły podstawowej i dodatkowo jako drugi trener w czwartej klasie.

Jak podkreśla, w życiu jej i rodziny ważne są teraz także inne kwestie. - Od pewnego czasu mamy wyższe cele, duchowe, jesteśmy świadkami Jehowy. Sprawy duchowe są ponad inne, jak choćby hobby. Do wszystkiego co robimy, przykładamy się rzetelnie, bo o tym też mówi Pismo Święte, wszystko, co robimy, mamy robić jak dla Boga. Mamy choroby w rodzinie i w wierze znajdujemy oparcie.

Do wody nie wchodzi

Pływaniem zaraziła dzieci (syn Krystian był mistrzem Polski juniorów), ale później wybrały inne zajęcia. Bardzo rzadko się zdarza, by sama wskoczyła do wody. - Mocny charakter w pływaniu wyczerpał się. Jako świadek Jehowy muszę mieć dobrą dyscyplinę, aby realizować wszystko, co sobie założę, ale tej dyscypliny by wejść do wody mi brakuje. Nie ma już tej radości.

Po zakończeniu kariery zawodniczej tylko raz dała się namówić na "poważny" występ. - Jakieś 13 lat temu, gdy byłam na wakacjach w województwie zachodniopomorskim, na jeziorze odbywały się zawody. Mąż mnie namówił do startu. Mężczyźni ustawili się w pierwszej linii na pomoście, nie można się było dopchać na przód. Wiedziałam, jak rozłożyć siły i mimo że dawno nie pływałam, spokojnie, technicznie pokonałam 1500 m, byłam druga. Mam satysfakcję, bo pierwsza była wówczas aktualna, młoda zawodniczka Stali Stocznia Szczecin. Panowie się dziwili, że wygrała z nimi jakaś "kobita", a niektórzy w ogóle nie ukończyli zawodów. Ja się nie przyznałam, że mam medal olimpijski, ale mąż się pochwalił.
Nie żałuje decyzji o zajęciu się pływaniem. - Kiedyś moja katorżnicza praca została nagrodzona. A przecież nie każdy sportowiec dostaje olimpijską szansę. Teraz się cieszę, gdy ktoś może korzystać z mojego doświadczenia, czy czerpać motywację z mojego medalu w swoim sportowym życiu.

Artur Bogacki

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski