Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tańcząca brzytwa

Redakcja
Piotr Marek (1950-1985) Fot. Andrzej "Püdel" Bieniasz
Piotr Marek (1950-1985) Fot. Andrzej "Püdel" Bieniasz
Wczwartek, 5 sierpnia minęła XXV rocznica śmierci Piotra Marka, legendy krakowskiego undergroundu - muzyka, poety, malarza. Jego krótkie życie odcisnęło wyraźne piętno na tym, co działo się pod Wawelem w pierwszej połowie lat 90., a scheda artystyczna przetrwała do dziś. Dwa akordy - zamknąć mordy

Piotr Marek (1950-1985) Fot. Andrzej "Püdel" Bieniasz

XXV rocznica śmierci Piotra Marka

Od razu rzucał się w oczy. Wysoki, z długimi włosami, w okularkach "lennonkach", w oryginalnych dżinsach Levi`s, na które rzadko kto mógł sobie pozwolić w tamtych czasach. Co więcej - często nosił pod pachą winylowe płyty zagranicznych zespołów. Wyglądał, jakby przyjechał prosto z Zachodu.

Na początku lat 80. najważniejszym miejscem spotkań ludzi interesujących się muzyką rockową była w Krakowie coniedzielna giełda płyt w klubie "Pod Przewiązką". Nie zabrakło tam i Piotra Marka. Miał mnóstwo znajomych, przede wszystkim z hipisowskich czasów, dlatego zawsze otaczał go wianuszek ludzi. Największą ciekawość wzbudziły płyty Franka Zappy, które przynosił ze sobą. Był jego wielkim fanem i zasilił Kraków trudno dostępnymi krążkami legendarnego artysty.

- Poznałem Piotra właśnie na giełdzie płyt - wspomina Andrzej "Püdel" Bieniasz, obecny lider zespołu Püdelsi. - Potem okazało się, że jego żona, "Qqła", to moja dobra znajoma. Kiedy przyszli do mnie oboje, Piotr od razu rzucił się na sprzęt, który przywiozłem dopiero co z zagranicy - gitarę i wzmacniacz lampowy. Puściłem mu potem swoje nagrania z czterośladowego magnetofonu, a on zaproponował wspólne muzykowanie.

Piotr Marek w zasadzie grał na wszystkim - a może raczej ze wszystkiego potrafił wydobyć interesujące dźwięki. Przez pewien czas robił nawet plemienne bębny - wydrążone w drewnie, obciągnięte skórą, o głębokim brzmieniu.

- Kiedy zaczął mnie odwiedzać, dałem mu własną gitarę basową - wyjaśnia "Püdel". - A on przerobił ją po swojemu - dołożył do niej dwie przystawki zmajstrowane ze starych wkładek gramofonowych, przemalował na złoto i założył nylonowe struny, które polewał olejem, aby miały lepszy glis. Mimo iż nie uczył się na niczym grać, miał wrodzone wyczucie rytmu, harmonii i kojarzenia akordów.

"Püdel" reprezentował w tamtym czasie nowe pokolenie muzyków - zafascynowanych stylem punk, jego prostotą i energią. Nic dziwnego, że zaraził swoimi zainteresowaniami kolegę. Piotr ściął długie włosy, założył skórzaną kurtkę i pasek z ćwiekami.

- Stworzyliśmy z Piotrem hasło: "Uznajemy dwa akordy, ryje w kubeł, zamknąć mordy" - śmieje się "Püdel". - Mieliśmy też własny sposób oznaczania dźwięków: a-dur nazywaliśmy "poprzecznym", c-dur "długim" a d-dur - "trójkątnym". Kiedy robiliśmy nowe kawałki, Piotr mówił: "To będzie szło tak: dwa długie, jeden trójkątny, a potem poprzeczny i powtórka".

Początkowo obaj muzycy nagrywali swobodne improwizacje - jeden utwór trwał czasem pół godziny. Piotr wpadł w pewnym momencie na ciekawe rozwiązanie techniczne - mając do dyspozycji dwa magnetofony Pioneera i jeden, zwalniający, Marantza, połączył je i stworzył wieloślad. Dzięki temu muzycy mogli rejestrować mnóstwo nakładek - coś w rodzaju dzisiejszych sampli i loopów. A ponieważ Piotr miał w swym kwadrofonicznym wzmacniaczu Sansui mikser - wszystko to brzmiało zadziwiająco selektywnie. Do odsłuchu nagrań używali wysokiej klasy głośników Marantza - wartych niemal tyle, co dobrej klasy zachodni samochód.

Grzebiąc w podświadomości

Wielogodzinne sesje nagraniowe Piotra Marka i Andrzeja Bieniasza odbywały się w domu tego ostatniego przy ulicy Zbrojów, a potem Tarnowskiej. Akurat w tym czasie generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Muzyków ogarnęła totalna depresja - ponieważ mieli blisko do Peweksu przy ulicy 18 Stycznia (obecnie Królewska), wychodzili tylko raz dziennie po kolejną dostawę wódki i papierosów. Zatapiali w niej swój strach, rozgoryczenie i złość.

- Z czasem weszliśmy w eksperymenty z substancjami chemicznymi - przyznaje "Püdel". - Piotr miał znajomego hipisa w Kopenhadze, "Romano", który zawsze pamiętał o starym kumplu z Krakowa i wysyłał regularnie w listach lub paczkach nielegalny towar - głównie marihuanę i haszysz. Piotra mocno pchało w tym kierunku - miał artystyczną duszę, fascynował go Witkacy, dążył do poznania nowych obszarów psychiki, lubił grzebać w swej świadomości. Po hipisowskich czasach zostało mu również zainteresowanie buddyzmem. Zdarzało się nawet, że nagrywaliśmy, będąc pod wpływem dragów.

Obaj muzycy nigdy nie myśleli, że ich nagrania kiedykolwiek ujrzą światło dzienne. Stan wojenny sprawił, iż wydawało się, że świat wokół nich zmierza ku apokaliptycznej zagładzie. Dlatego "Püdel" nie sprzeciwił się, kiedy Piotr zaczął przynosić obrazoburcze teksty, pełne wulgaryzmów splecionych w surrealistyczne wizje o turpistycznej estetyce.

- To mi się podobało - podkreśla. - Najlepszy tekst, jaki napisał Piotr to "Babaluba", złożona niemal wyłącznie z niecenzuralnych słów. Ale były one ułożone tak, że tworzyły niesamowitą całość. Piotr tworzył nieustannie. Zapisywał te swoje poematy na dwudziestu kartkach papieru, a ja potem skompletowałem je i przyciąłem do formy tekstu piosenki. Miały najczęściej prześmiewczy charakter, budował je głównie na zasadzie kontrapunktu, zestawiając poważny temat z zabawnymi słowami, często bawił się w tworzenie nowych wyrazów, pisał nieortograficznie, lubił wyciskać z zaskakujących skojarzeń nowe treści.

Z czasem "Püdel" rzucił propozycję, aby rozwinąć duet w regularny zespół. Do współpracy zaproszono barwny korowód postaci - amerykańską wokalistkę, studentkę krakowskiej ASP, Jenny "Jjenifer" Giovannos, punkowego basistę "Franza Dreadhuntera", rockowego gitarzystę, Andrzeja "Potoka" Potoczka i nowofalowego bębniarza, Artura Hajdasza. Skład nie był stały - przez grupę przewinęło się wiele postaci krakowskiej bohemy. Próby zespołu odbywały się w Dworku Białoprądnickim, a załatwił je Piotr Marek, mając bliski kontakt z szefem tamtejszej pracowni muzycznej, Wojciechem Chmurowiczem.

- Kiedy przyszło do wybierania nazwy, postanowiłem ochrzcić nas prowokacyjnie, po punkowemu, więc zaproponowałem "Assholes", czyli "Dupki" - śmieje się "Püdel". - Piotr się sprzeciwił, chciał coś po polsku. "No to niech będzie Dupa" - powiedziałem. Ponieważ Piotr, który lubił, żeby go nazywać "Szefem", chciał mieć zawsze ostatnie zdanie, powiedział: "Nazwiemy się Narzędnik Osoby Düpą". I tak zostało.
W tamtym czasie na brudnych murach krakowskich kamienic zaczęły się pojawiać napisy: "Düpą wiecznie żyje i króluje w podziemiu". Czasami towarzyszył im też charakterystyczny znak graficzny - trójkąt z wpisanym weń okiem, z którego wyrastały trzy zakrzywione odnogi. To była wymyślona przez Piotra Marka "hoża moyra" czyli "tańcząca brzytwa", coś, co dzisiaj nazwalibyśmy logo zespołu.

- Pomysł wyszedł z piosenki "Hoża moyra" - wyjaśnia "Püdel". - Miała ona zachęcający do walki tekst, w którym Piotr wypowiadał wojnę... rastafarianom, wyznawcom reggae. To przesłanie miało podwójne znaczenie - niosło niezgodę na ówczesną modę na zaimportowaną z Jamajki filozofię rasta, a jednocześnie - zachęcało do sprzeciwu wobec stanu wojennego, który kojarzył się Piotrowi, podobnie jak wspomniana ideologia rasta, z czymś obcym, z czym trzeba walczyć.

Jakby na przekór Piotrowi, "Püdel" przynosił na próby coraz więcej piosenek w jamajskich rytmach. A ten - na przekór "Püdlowi" - pisał do nich złośliwe teksty. Sztandarowym przykładem stał się utwór "Reggae - kocia muzyka", chyba największy, "podziemny", przebój Düpą.

Wejście w mrok

Piotr Marek pochodził z inteligenckiej rodziny. Jego ojciec to długoletni profesor krakowskiej ASP, ceniony rzeźbiarz, malarz i poeta, a matka - konserwator obrazów na Wawelu i kierownik pracowni konserwacji w Sukiennicach. Sam nie zdobył jednak wykształcenia - nawet nie zrobił matury. Mimo to, kiedy zaczął malować, od razu widać było w tym przebłysk geniuszu. Jako jedyny artysta nie mający wykształcenia akademickiego został przyjęty do Związku Artystów Plastyków. A miał wtedy zaledwie 21 lat. Stało się to po krakowskiej wystawie jego prac. Wszystkich zaskoczyła ich niezwykła sugestywność - mroczna tematyka, surrealistyczna wizyjność, nieokiełznana wyobraźnia. Podobnym sukcesem zakończyła się wystawa Marka w Kopenhadze. W efekcie zaczęli przyjeżdżać do niego zachodni kolekcjonerzy - artysta sprzedawał swoje prace na pniu, a marszandzi ustawiali się po nie w kolejce. Niewiele jego dzieł pozostało w kraju.

- Miał swoją pracownię w Mistrzejowicach - wspomina "Püdel". - To była niezwykła pieczara. Zaciemnione okna i buddyjski wystrój, sztaluga i mocna lampa skierowana na obraz pozostający w trakcie malowania. Kiedy wchodziło się do łazienki, uwagę zwracała mała wanna wypełniona po brzegi brudnymi garami, czekającymi na umycie. Piotr miał też swoje kulinarne patenty. Kiedy robił dla nas jajecznicę, wbijał na patelnię sześć jajek, a skorupki rzucał za plecy...

Choć na koncertach prowokował widzów, prywatnie był człowiekiem kulturalnym. Nie przeklinał, miał dużą wiedzę o świecie, lubił dowcipkować, słynął z oryginalnego poczucia humoru. Potrafił jednak dopiec, bywał złośliwy, dla niektórych wręcz do przesady, dlatego miał również wrogów. Sam szybko zapominał urazy. Kiedy pokłócił się z "Püdlem", po kilku godzinach pukał do jego drzwi, pytając z uśmiechem: "Pogramy?". I wmaszerowywał z gitarą, całując "Betti", żonę "Püdla", szarmancko w rękę.
- Bardzo kochał swoją żonę, ale prowadził z nią nieustanną wojnę nerwów - przyznaje "Püdel". - Bywał zazdrosny i to do przesady. Choć jako artysta był skupiony na sobie i tym, co tworzył, poświęcał też czas swoim dzieciom - starszemu Stasiowi i młodszemu Jasiowi, którzy byli bardzo do niego podobni. Miał też dziecko z pierwszą żoną, Anną - najstarszego chłopaka, też Piotra, tylko juniora.

Sława Düpą rosła z roku na rok. Mimo iż grupa nie wydała żadnej płyty, jej utwory cieszyły się wielkim powodzeniem w muzycznym undergroundzie. Słynny jazzowy trębacz, Tomasz Stańko, skontaktował się z "Püdlem" i zaproponował wspólne nagrania. Kiedy Düpą zostało zakwalifikowane do festiwalu w Jarocinie w 1985 roku, grupa zagrała specjalny koncert w Piwnicy pod Baranami, który poprowadził sam Piotr Skrzynecki. Występ skończył się totalną burdą - ktoś z publiczności wszczął bijatykę, w efekcie której zdemolowano całą salę.

- Piotr, odkąd go poznałem, ciągle mówił o samobójstwie - wspomina "Püdel". - Wiem, że nawet miał kilka nieudanych prób. I nadal ciągnęło go na ciemną stronę. Widać to było na jego obrazach, słuchać to było w jego tekstach. Swoje zrobił też alkohol. Wtedy wódka była niedobra, a on pił litrami. Zniszczył sobie organizm, zaczął wysiadać fizycznie i psychicznie. W pewnym momencie przyszedł do mnie i powiedział: "Püdel, zakładaj swój zespół, bo ja odchodzę".

5 sierpnia 1985 roku Piotr Marek powiesił się przez zdzierzgnięcie na strychu domu, gdzie mieszkał z żoną i dziećmi.

- W dniu jego śmierci poszedłem z żoną do kina na film "Zagadka nieśmiertelności" - przyznaje "Püdel". - Była godzina ósma wieczór. W pewnym momencie coś mnie tknęło i powiedziałem: "Wiesz co, nie pchajmy się do tego kina, chodźmy do Piotra". I już mieliśmy wrócić, kiedy podeszła do nas znajoma bileterka i zaproponowała wprowadzenie na salę. No i poszliśmy. Dzień później dowiedziałem się od szwagierki Piotra, "Rybci", o jego samobójstwie.

Piotr Marek został pochowany na cmentarzu Rakowickiem, później jednak jego ciało przeniesiono na cmentarz Salwatorski, gdzie spoczywa do dzisiaj. Na jego grobie znalazł się prosty napis: "Piotr Marek - Artysta".

Jego muzyczna i tekstowa twórczość nie poszła w zapomnienie - "Püdel" zgodnie z sugestią przyjaciela założył nowy zespół - Püdelsi, który nagrał na swych płytach większość piosenek Düpą. Obecnie Pudel przygotowuje multimedialne wydawnictwo, na którym znajdą się oryginalne wykonania Düpą i reprodukcje obrazów Piotra Marka.

- Mimo że znaliśmy się tylko pięć lat, on zmienił moje życie na zawsze - przyznaje "Püdel". - Do dziś, kiedy coś robię w muzyce, zawsze zadaję sobie pytanie: "Co Piotr by na to powiedział?".

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski