Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tanie latanie, czyli potknięcie Polskiego Związku Piłki Nożnej

Krzysztof Kawa
Gromy spadły na PZPN po tym, jak piłkarki naszej drużyny narodowej utknęły na ponad siedem godzin w Bydgoszczy z powodu opóźnienia samolotu tanich linii.

Niektórzy dziennikarze posunęli się w polemikach do postawienia uogólniającej tezy, jakoby Zbigniew Boniek i jego poplecznicy nie radzili sobie z krytyką i każdy jej przejaw dusili w zarodku.

Sam mógłbym w tym temacie dorzucić trzy grosze i wypomnieć prezesowi jakiś tweet niefortunnie skierowany w moim kierunku, ale akurat fakt niezbyt fartownego rozplanowania logistycznego występu naszych dziewczyn w Glasgow wydaje mi się nie wart kruszenia kopii.

Wiadomo, że jak potknie się piłkarski związek, to od razu jest temat, a jak - dajmy na to - plamę dadzą działacze od kajaków górskich, to szkoda siadać do pisania, bo i tak nikt tego nie przeczyta. Tym razem jednak zaryzykuję i przytoczę opowieść usłyszaną dawno temu z ust byłego reprezentanta.

Otóż osoba odpowiedzialna w związku za logistykę wymyśliła, że zawodnicy, startujący bodajże w Niemczech, w drodze powrotnej wsiądą do samolotu w Wiedniu i stamtąd polecą do Krakowa z przesiadką w Warszawie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że przelot do stolicy był wczesnym rankiem, a samolot z Okęcia na Balice - późnym wieczorem. Kadrowiczom, którzy samochodem przejechaliby z Austrii do Polski bez pośpiechu w sześć godzin, związek zafundował całodzienny, bezczynny postój.

W efekcie kajakarze po dotarciu do domów na Podhalu padali ze zmęczenia, bo cała podróż (od momentu stawienia się na lotnisku w Wiedniu) przeciągnęła się do kilkunastu godzin. Ale co tam. Ważne, że wylatano kolejne mile zapisane w niezwykle atrakcyjnej dla związku umowie z pewnym lotniczym przewoźnikiem...

Gdy więc bramkarka Katarzyna Kiedrzynek z Paris Saint-Germain narzeka na sposób, w jaki została potraktowana w podróży służbowej finansowanej przez PZPN, niech się cieszy, że nie postawiła przy wyborze kariery sportowej na kajaki. Albo na narciarstwo biegowe, bo wprawdzie planowanie tanich (i drogich) przelotów przez PZN przebiega bez zakłóceń, lecz od kilku dni w obroty wzięłaby ją Justyna Kowalczyk, nowa asystentka trenera Aleksandra Wierietielnego. A to znacznie gorsze niż robienie przedmeczowej rozgrzewki na korytarzu lotniczego terminalu.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski