Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Targi nienawiści

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Krzysztof Zimnoch w kółko powtarza, jak bardzo chciałby pójść na solo z Arturem Szpilką. To samo wygaduje ten drugi, a prawda jest taka, że ci pięściarze obecnie chodzą w różnych ligach i ich starcie w ringu nikomu nie jest potrzebne.

Stawiałbym na to, że stanie się atrakcyjne dopiero wtedy, gdy obaj będą się zbierać na emeryturę. Wtedy dojdą do wniosku, że nie zaszkodzi na koniec nieco dorobić, puentując dobrze sprzedający się w mediach od kilku lat spektakl nienawiści.

W sobotę Zimnoch pokonał faworyzowanego przez „Szpilę” Amerykanina Mike’a Mollo i ośmielony natychmiast zaczął napomykać o celu życia, jakim jest walka o tytuł mistrza świata. Oczywiście jeszcze nie teraz, dodał trzeźwo. Ma świadomość, że najpierw musi wejść do pierwszej piętnastki rankingu jednej z rozlicznych federacji bokserskich organizujących takie przedstawienia.

Pewnie się z tego uśmiejecie, ale on wie co mówi. Dziś nie trzeba wiele więcej, o czym przekonał się niedawno Andrzej Wawrzyk, otrzymując propozycję starcia o pas z Deontayem Wilderem. Zostawiając na boku to, co z tą szansą zrobił, mamy jasny dowód na to, że marzenia Zimnocha wcale nie muszą być mrzonkami.

Tym bardziej, że Wawrzyk wcale nie jest najbardziej ekstremalnym przykładem zacierania przejrzystości kryteriów parowania mistrzów z pretendentami. Przecież po laniu, jakie zaserwował mu w Moskwie Aleksander Powietkin, krakowianin przez kilka lat mozolnie odbudowywał swoją pozycję, powalając bądź punktując w ringu kolejnych rywali.

O wiele większym skandalem było powierzenie roli challengera 39-letniemu Marcinowi Rekowskiemu, a więc facetowi, który w całkiem nieodległej przeszłości swoje walki zarówno z Wawrzykiem, jak i Zimnochem z kretesem przegrał. Koniec końców w Makau oberwał tak solidnie, jak na to zasłużył, ale sam fakt, że komuś przyszło do głowy wystawiać go do walki wieczoru w nagrodę za powielaną latami beznadziejność każe nam z jeszcze większym niż dotychczas dystansem spoglądać na tę dyscyplinę.

Zaskakujące, jak bardzo nie potrafi odnaleźć się w tym bagienku Szpilka. Jego pazerność na pieniądze i sławę nakazała mu przeskoczyć kilka szczebli naraz, dzięki czemu błyskawicznie, w wieku zaledwie 26 lat, otrzymał prawo mierzenia się o tytuł mistrza świata. Fakt, dzięki zarobionej na klęsce z Deontayem Wilderem forsie mógł sobie pozwolić na bezbolesne przegranie tysiąca dolarów w zakładzie z promotorem Tomaszem Babilońskim o wynik walki Zimnocha z Mollo. Czy to jednak nie upokarzające, że zamiast samemu zakładać rękawice i dawać show, pozostało wcielanie się w rolę obserwatora zazdrosnego o osiągnięcia bijącego się piętro niżej rywala?

e-mail: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski