Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tekst o Adamie Włodku, który ktoś powinien był napisać

WŁODZIMIERZ JURASZ
Adam Włodek FOT. ARCHIWUM
Adam Włodek FOT. ARCHIWUM
Przez wiele lat miałem niewątpliwą przyjemność obdarzać przyjaźnią Adama Włodka. Przez wiele lat miałem niewątpliwy zaszczyt być jego przyjaźnią obdarzany. W ostatnich tygodniach nazwisko zmarłego 19 stycznia 1986 roku, zapomnianego już, poety ponownie zaistniało w życiu publicznym - w nader niepochlebnym kontekście. Dlatego piszę ten tekst.

Adam Włodek FOT. ARCHIWUM

Pod koniec ubiegłego roku na Facebooku pojawił się profil zatytułowany "Konfident UB wzorem dla młodych literatów? Protest", założony przez dawnego działacza opozycji Macieja Gawlikowskiego. Twórca profilu i podpisujące protest osoby sprzeciwili się powołaniu nagrody literackiej dla młodych poetów nazwanej imieniem Adama Włodka, a ustanowionej testamentem Wisławy Szymborskiej. Przez sześć lat żony, a potem - mimo rozwodu - przyjaciółki poety, nadal używającej podwójnego nazwiska Szymborska-Włodek.

Argumenty przedstawione przez Gawlikowskiego mają sporą wagę - to przede wszystkim zreprodukowany na portalu donos złożony przez Adama w roku 1953 w Urzędzie Bezpieczeństwa, zwracający uwagę bezpieki na "podejrzane" z ówczesnego punktu widzenia zachowania pisarza i tłumacza Macieja Słomczyńskiego (notabene przed paroma laty ujawniono, że także Maciej Słomczyński co najmniej przez parę miesięcy był TW). Po tej publikacji Instytut Książki wycofał się z firmowania nagrody. Także Fundacja Wisławy Szymborskiej musi uporać się z tym problemem. Tyle fakty opisywane szczegółowo na naszych łamach.

Wybierając Adama Włodka na patrona nagrody, Wisława Szymborska nie kierowała się jedynie osobistym sentymentem. Adam Włodek przeszedł do legendy jako opiekun młodych, początkujących poetów (asystował m.in. debiutowi samej noblistki - co opisał w książce wspomnieniowej "Nasz łup wojenny", wydanej na wiele lat przed Noblem). W latach 1950- -1965 był formalnym opiekunem Koła Młodych przy krakowskim oddziale Związku Literatów Polskich, przez kolejne lata, aż do śmierci, patronował debiutantom, często kosztem własnej twórczości. Świadectwa ich sympatii i wdzięczności można znaleźć m.in. w książce "Godzina dla Adama", opublikowanej w roku 2000 przez Wydawnictwo Literackie, zawierającej wspomnienia 31 autorów. Niestety, głosów wielu z nich teraz zabrakło...

Ja sam, naówczas "młody poeta" i krytyk, poznałem Adama w roku 1978 u Krzysztofa Lisowskiego, też "młodego", dziś "dojrzałego" poety. Sporo już publikowałem, znaliśmy się z Adamem ze słyszenia, z opowieści wspólnych przyjaciół, zaczęła się więc między nami zażyłość trwająca aż do jego śmierci.

Oczywiście i ja, i pozostali otaczający Adama młodzi przyjaciele (a było nas wielu) zdawaliśmy sobie sprawę z jego komunistycznej przeszłości. Adam sam jej zresztą nie ukrywał. Ale wiedzieliśmy też, że walczył w kampanii wrześniowej, podczas okupacji redagował konspiracyjną Bibliotekę Poetów. Do dziś pamiętam jego opowieść o wizycie u Juliana Przybosia w Gwoźnicy na Rzeszowszczyźnie - podczas powrotu z plecakiem pełnym bibuły (tekstów przeznaczonych do druku) cudem uniknął aresztowania. W trakcie rewizji na dworcu ocaliły go umieszczone na samym wierzchu plecaka przekłady z Rilkego (1875-1926), wielkiego niemieckojęzycznego liryka... Niemcy już głębiej nie szukali.

W czasach stalinizmu Adam został ideowym komunistą, wielbiącym - nie tylko w poezji - bolszewizm. Liczono się z nim w Wydawnictwie Literackim, gdzie bodajże był szefem działu poezji. W gronie młodolite-rackim podkpiwaliśmy sobie z plotek, wedle których chodził naówczas z rewolwerem za pazuchą. Znając ówczesne poglądy Adama, bliskie powstającej w latach 70. opozycji demokratycznej, dziwiliśmy się jego przeszłości. Próbując Adama zrozumieć, wypytywaliśmy o tamte czasy - w końcu był pierwszym stalinistą, pierwszym, jak mawiano przed laty, "pryszczatym", którego mogliśmy bliżej poznać. Pamiętam tylko jedną jego odpowiedź, notabene typową chociażby dla bohaterów książki Jacka Trznadla "Hańba domowa": - Bracie, w to się kiedyś wierzyło... To musiało nam wtedy wystarczyć.
Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego zebraliśmy się w gronie "młodych poetów" u jednej z koleżanek (adres przemilczę - może się jeszcze przydać) na tzw. konspiracyjnym zebraniu. Adam wygłosił wtedy typowe dla siebie płomienne przemówienie. W kapitalny sposób zareagował na nie prof. Wiesław Paweł Szymański, prozaik i historyk literatury, formalny opiekun młodych z ramienia zawieszonego już, a wkrótce oficjalnie rozwiązanego ZLP. Gładząc w charakterystyczny sposób krótką bródkę, z typowym dla siebie zaśpiewem stwierdził: - Taaaak, drogi Adaaamie, ale gdyby kiedyś nie było takich jak ty, nie mielibyśmy dzisiaj tych problemów...

Oskarżając dziś Adama Włodka o - bezsprzeczne - dawne zasługi dla systemu, warto jednak pamiętać o drodze, jaką przebył. Drodze charakterystycznej dla wielu pisarzy jego pokolenia. Także dla funkcjonujących do dzisiaj jako ikony demokratycznej opozycji, a trwających przy komunizmie znacznie dłużej niż on - by wspomnieć tylko Leszka Kołakowskiego, Jerzego Andrzejewskiego, Tadeusza Konwickiego, Wiktora Woroszylskiego, Andrzeja Mandaliana, Jacka Bocheńskiego. Adam Włodek wystąpił z PZPR w roku 1957, po rozwiązaniu tygodnika "Po Prostu". Ze swej komunistycznej przeszłości nie czerpał żadnych profitów. Żył skromnie, utrzymując się z pisania (przede wszystkim z przekładów, głównie literatury czeskiej, ale nie tylko). Mieszkał w niewielkiej, dość zrujnowanej kawalerce przy ul. Daszyńskiego, zawalonej książkami i rocznikami czasopism. Z jednej z jego bibliotecznych szafek, skrzętnie ukrytej, sam przez długi czas korzystałem. Najpierw za pośrednictwem wcześniej zaprzyjaźnionych z nim moich rówieśników, czytając pożyczane, przepisywane na maszynie wiersze Miłosza. A po kilku latach, po osobistym poznaniu, dostąpiłem zaszczytu bezpośredniego dostępu do księgozbioru, poznając dzięki temu oryginalne paryskie wydania Terca, Arżaka, Dżilasa, Arona i wielu innych, znienawidzonych przez reżim autorów. Ten księgozbiór w środowisku "młodych" był zresztą znany już wcześniej. Na pozostawionej przez Andrzeja Bursę liście sposobów zarobienia paru groszy widnieje taki zapis: "Pożyczanie książek od Adama Włodka i sprzedawanie ich w antykwariacie"...

Nie wiem, jak zareagowałbym ja, jak zareagowaliby inni przyjaciele Adama, dowiadując się w latach 70. czy 80. o napisanym przezeń donosie (donosach?). Nie wiem, jak zachować się w tej sytuacji dziś, mając w pamięci przeżyte wspólnie lata. Wiem jednak, że mam moralny problem. Ale wiem też, że ktoś z dawnych jego przyjaciół powinien był napisać ten tekst.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski