Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tele-Fonika odda miejsce na koszulce

Krzysztof Kawa
Na koszulkach Wisły od kilku lat widnieje logo właściciela klubu Tele-Foniki. Nadeszła pora na zmianę
Na koszulkach Wisły od kilku lat widnieje logo właściciela klubu Tele-Foniki. Nadeszła pora na zmianę Wojciech Matusik
Sport i biznes. Nowe otwarcie w Wiśle Kraków. Na boisku Robert Gaszyński bronił, ale teraz, jako prezes zarządu, ma przejść do ofensywy i wyciągnąć klub z tarapatów

W poniedziałek Robert Gaszyński, nowy prezes Wisły Kraków SA, rozpoczął urzędowanie, a dzisiaj na Stadionie Miejskim przy Reymonta przedstawi swoją wizję wyprowadzenia klubu z zapaści finansowej. W tak złej kondycji "Biała Gwiazda" nie była od 1997 roku, czyli dnia, gdy jej właścicielem stała się należąca do Bogusława Cupiała spółka Tele-Fonika.

Gaszyński, były bramkarz, który po zakończeniu kariery zajmował stanowiska menedżerskie w dużych firmach, ma zdradzić, w jaki sposób przyciągnie do klubu nowych sponsorów.

- Dzisiaj każdy z nich jest na wagę złota, bo polski biznes niechętnie angażuje się w piłkę nożną - komentuje Zbigniew Szubryt, właściciel Limanovii, który do lata ubiegłego roku wspierał Wisłę w zamian za reklamę swojej firmy na banerach wokół boiska.

Jednym z najpilniejszych zadań nowego prezesa Wisły jest znalezienie sponsora na koszulki piłkarzy. Obecnie widnieje na nich logo Tele-Foniki. Aby zaistnieć na wiślackich trykotach, trzeba wyłożyć co najmniej 2 mln zł i drugie tyle na bonusy za sukcesy dla piłkarzy. Regionalny zakład produkcyjny Coca-Coli ma być jedną z pierwszych "zdobyczy" Gaszyńskiego, lecz nie na tak dużą skalę.

- Też dostałem kiedyś ofertę wejścia z nazwą firmy na koszulkę Wisły, ale na taką reklamę może sobie pozwolić naprawdę duży koncern, o międzynarodowym zasięgu. Nie sadzę, by znalazła się taka firma w Małopolsce - tłumaczy Szubryt.

Dla "Białej Gwiazdy" 4 mln zł to dużo i zarazem mało. Według danych za 2013 rok (ubiegły nie został jeszcze zbilansowany) przychody Wisły ze sponsoringu i reklamy wyniosły 12,7 mln zł, z czego jednak aż 8 mln to pieniądze właściciela klubu. Na dodatek przychody "Białej Gwiazdy" ze sprzedaży maleją, ostatnio było to 27,3 mln zł, a same wynagrodzenia piłkarzy, trenerów i pracowników pochłonęły 19,5 mln.

Dla porównania, przychody Legii Warszawa sięgnęły kwoty 114 mln zł, a Lecha Poznań - 65 mln. Z drugiej strony w tej kategorii większość klubów jest daleko w tyle za "Białą Gwiazdą".

Zdaniem Krzysztofa Sachsa, partnera współpracującej z Ekstraklasą firmy konsultingowej EY, przy słabej frekwencji na polskich stadionach kluczowe jest powiększanie puli sponsorów. Aby ich jednak przyciągnąć, drużyna powinna grać na europejskim poziomie, a nie da się tego osiągnąć, gdy brakuje pieniędzy na kontrakty dla klasowych zawodników. To zaklęty krąg. Jak się z niego wyrwać? Bogusław Cupiał próbował już różnych sposobów. W ciągu 17 lat był nawet gotów odsprzedać część lub całość akcji Wisły, lecz negocjacje kończyły się fiaskiem.

Przed rokiem krakowianie prowadzili rozmowy z koncernem Volkswagena, ale upadły, gdy - jak ujawnił nam trener Franciszek Smuda - zainteresowania oferowaną formą sponsoringu nie wyraził polski oddział niemieckiej firmy. Ciągle w grze może być natomiast Wiesław Włodarski, od sierpnia sponsor "koszulkowy" Akademii Piłkarskiej Wisły.

- Nie jest tajemnicą, że od 20 lat wspieram piłkarskie kluby Wisłę i Cracovię. Przez ostatnie cztery lata byłem też sponsorem polskiej reprezentacji oraz Roberta Kubicy w Formule 1. Jeżeli chodzi o poważniejsze inwestycje kapitałowe to, niestety, są to rozmowy, o których na tym etapie nic więcej powiedzieć nie mogę - stwierdza właściciel firmy Foodcare z Zabierzowa.

Jak Wisła odbija się od dna
Nowy prezes Robert Gaszyński musi się wykazać przy powiększaniu puli sponsorów Wisły Kraków, bo wobec słabej frekwencji na Stadionie Miejskim przy Reymonta, mniejszych wpływach z telewizji oraz braku dochodów z rozgrywek UEFA, pieniądze z tego źródła są kluczowe dla dalszych losów klubu.

O tym, że sprzedanie powierzchni reklamowej na koszulkach piłkarzy to zadanie wykonalne, przekonaliśmy się w Krakowie nie raz, gdy umowy z Wisłą podpisywali właściciele marek Era, bet-at-home.com oraz Tyskie. Rzecz w tym, że wówczas "Biała Gwiazda" regularnie występowała w europejskich pucharach i częściej gościła na ekranach telewizorów.

- Gdyby Wisła grała w Lidze Mistrzów, to chętnych do reklamowania się byłoby mnóstwo. Biznesmeni w Polsce nie chcą inwestować w futbol, bo poziom rozgrywek jest niski, a zainteresowanie kibiców małe. Wolą wykupić spoty reklamowe w telewizji - koszt jest podobny, a trafia się do szerszego kręgu odbiorców. Pieniądze na piłkę dają tylko ci, którzy są kibicami i czynią to z pasji - mówi biznesmen Zbigniew Szubryt.

Przyznaje, że dopóki będzie prowadził Limanovię, to na koszulkę Wisły nie wejdzie, bo taka inwestycja, sięgająca nawet 4 mln zł na rok, dla niego jest zbyt droga.

- Kluby z dolnych rejonów tabeli naszej ekstraklasy mogą domagać się nie więcej jak 500-600 tysięcy złotych za sezon. Wisła jednak ma swoją markę - tłumaczy właściciel Limanovii, ujawniając, że zrezygnował ze sponsorowania "Białej Gwiazdy" tylko dlatego, że jego drużyna awansowała do II ligi.
- Szukałem dla Limanovii sponsorów, ale nie znalazłem, dlatego sam musiałem wyłożyć więcej pieniędzy. Obiecałem jednak Wiśle, że wrócę do rozmów w czerwcu tego roku, gdyż jestem jej wielkim kibicem - podkreśla.

Przed dwoma laty agencja Ernst&Young (obecnie EY) wyliczyła - w oparciu m.in. o ekspozycję podczas transmisji telewizyjnych - wartość miejsca reklamowego na koszulkach piłkarzy w Polsce. W przypadku Wisły była to kwota 3,9 mln zł, wobec 6,8 mln Lecha i 7,7 mln Legii. Słabe wyniki na boisku w ostatnich trzech sezonach nie przyczyniły się do wzrostu wartości wizerunku "Białej Gwiazdy".

Z reklam na liniach bocznych i bandach Wisła zarobiła w 2013 roku zaledwie 4,7 mln zł. Inne źródła dochodu to wpływy z biletów - 5,4 mln zł, transmisji telewizyjnych - 5,1 mln, działalności handlowej - 2,1 mln zł (w tym 883 tys. ze sprzedaży pamiątek klubowych) oraz 1,7 mln z nagród i premii. Ogółem dochody ze sprzedaży wyniosły 27,3 mln zł i były niższe aż o 4 mln niż rok wcześniej.

Zaległości finansowe wobec pracowników spółki, w tym byłych i obecnych piłkarzy oraz trenerów, a także w stosunku do podmiotów zewnętrznych sprawiły, że Wiśle z trudem udało się uzyskać licencję na rozgrywki w sezonie 2014/2015 (a następny rozpocznie z odjętym punktem).

Ludwik Miętta-Mikołajewicz, który stał na czele zarządu po zdymisjonowaniu Jacka Bednarza od sierpnia do 4 stycznia, ogłosił kilka tygodni temu, że Bogusław Cupiał jest gotowy odsprzedać udziały w klubie.

Na razie wielkiego odzewu nie ma, ale to nie znaczy, że za kulisami nie są prowadzone żadne negocjacje.

Największa okazja na ściągnięcie do klubu zamożnego inwestora uciekła w 2007 roku, gdy zainteresowanie wyrażał działający w branży optycznej Waldemar Kita. Ten sam, który 16 grudnia został obdarzony przez prestiżowy tygodnik "France Football" tytułem "Najlepszy zarządzający we francuskiej piłce nożnej 2014".

- Dobrze go znam, bo już gdy pracowałem w Bastii (w sezonie 1998/99 - przyp. KK), chciał mnie zaangażować w Lozannie - wspomina były trener drużyny z Reymonta Henryk Kasperczak. - Gdy nie przejęto oferty Waldemara Kity w Krakowie, planował wziąć Paris Saint Germain, ale jak do gry włączyli się Katarczycy, to nie miał szans ich przebić. Dlatego postawił na Nantes. Sam wyłożył już 80 milionów euro i jeszcze przyciągnął sponsorów.

W polskich warunkach nawet trzy razy mniej wystarczyłoby do zawojowania ekstraklasy z realnymi szansami na wejście do Ligi Mistrzów. Gdy koncern ITI kupował Legię, wydał 22 mln zł, przy czym 20 mln od razu zostało przeznaczone na pokrycie klubowych zobowiązań. Były wielkie plany i ambicje podboju Europy. Gdy jednak po 10 latach ITI sprzedawało udziały, tzw. dług wewnętrzny Legii przekraczał 200 mln.

Czy więc jest jakakolwiek szansa, by na inwestowaniu w polski futbol zrobić dobry interes?

- Mam ulubioną odpowiedź na to pytanie - wyjawia Wiesław Włodarski, właściciel firmy Foodcare. - Na piłce w Polsce można zarobić i zostać milionerem pod jednym warunkiem - że wcześniej jest się miliarderem.

Właściciele polskich klubów z zazdrością spoglądają na niemiecki rynek. Jak wynika z raportu "Piłki, bramki, finanse" przygotowanego przez międzynarodową firmę doradczą EY, zysk netto w sezonie 2013/2014 wypracowało 13 z 18 klubów Bundesligi.

Tymczasem Wisła miała w 2013 roku stratę netto z działalności operacyjnej w wysokości 14,9 mln zł (rok wcześniej 22,9 mln!). Zdaniem partnera EY Krzysztofa Sachsa powinniśmy raczej czerpać inspirację z tego, co dzieje się w 2. Bundeslidze, bo poza Legią i Lechem przychody polskich klubów są na poziomie... III ligi niemieckiej.
"Wisła od lat finansowana jest przez właścicieli tylko zobowiązaniami - po roku 2007 nie miało miejsce żadne podwyższenie kapitału własnego. Dlatego wskaźnik zobowiązania/aktywa z każdym rokiem jest coraz gorszy i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się poprawić" - czytamy w przygotowanym przez EY wraz ze spółką Ekstraklasa raporcie poświęconym sytuacji finansowej w klubach.

By zmienić niekorzystny trend, w Wiśle już za prezesury Jacka Bednarza rozpoczęto zaciskanie pasa. Jednym z elementów działań było renegocjowanie umowy z miastem na wynajem stadionu przy Reymonta. Klub odniósł wielki sukces, bo pozbył się obciążeń związanych z eksploatacją (naprawy, konserwacje, przeglądy) w wysokości 2 mln zł rocznie, a w zamian utrzymał praktycznie te same możliwości czerpania pożytków z obiektu jak w poprzednich latach.

Poważne oszczędności dotyczą także wynagrodzeń, które w 2012 roku sięgnęły 24 mln i, chociaż rok później spadły do 19,5 mln, nadal stanowią nadmierne obciążenie.

Sir David Richards, prezes Premier League i Europejskiego Stowarzyszenia Lig Zawodowych podczas wizyty w Warszawie przed trzema laty radził naszym działaczom, by unikali zaciągania zobowiązań płacowych wobec piłkarzy przekraczających poziom 50-60 procent budżetu.

W Wiśle poszli za jego radą dopiero w ubiegłym roku, ustanawiając zasadę, że suma wydatków na wynagrodzenia nie może przekroczyć 55 procent przychodów. By to osiągnąć, zarząd wprowadził limit 800 tysięcy zł brutto miesięcznie na stałe wydatki kontraktowe dla 25 piłkarzy pierwszej drużyny.

Żaden z zawodników nie może posiadać podstawy kontraktu wyższej niż 60 tys. zł brutto (nie dotyczy to umów podpisanych przed 1 lipca 2014 roku), natomiast maksymalne wynagrodzenie dla piłkarza wchodzącego do kadry z zespołów juniorskich nie może być wyższe niż 5 tys. zł. Do owej podstawy dochodzą premie za występy na boisku i wyniki drużyny. Maksymalny poziom miesięcznych zarobków w wysokości 60 tys. zł (plus premie) dotyczy także trenera.

Co więcej, łączna suma wszystkich wydatków klubu ma stanowić maksymalnie 95 procent przychodów, tak by pozostawały pieniądze na spłaty zaległych zobowiązań.

To krok do przodu, bo jak napisano we wspomnianym raporcie Ekstraklasy i EY, "lata finansowej swobody klubu w pogoni za awansem do Ligi Mistrzów skutkują ogromnym zadłużeniem spółki, (…) a pocieszeniem może być nadzieja, że właściciel nie zażąda natychmiastowej spłaty długu".

Wobec Tele-Foniki Kable i Tele-Foniki ZIS owo zadłużenie wynosi 79,1 mln zł. Spłata samych odsetek kosztuje klub rocznie ponad 2 mln zł. Banki współpracujące z koncernem niechętnie patrzą na coroczne zasypywanie dziur w budżecie Wisły. W klubie wyrażają nadzieję, że staną się bardziej wyrozumiałe po tym, jak sąd pod koniec ubiegłego roku umorzył sprawę oskarżeń prokuratury o przywłaszczenie przez Bogusława Cupiała ponad 67 mln zł (z odsetkami) na szkodę Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Skarbu Państwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski