Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten klimat, to miejsce

Redakcja
- Na festiwal zaprosiliśmy około 60 osób ze świata filmu. Przybyli m.in. Martin Szulik (słowacki reżyser, którego 5 filmów było prezentowanych podczas festiwalu), Marta Meszaros, Josef Pacskovsky; a z polskich twórców m.in. Michał Rosa (przyjechał z najnowszym filmem "Cisza"), Przemysław Wojcieszek i Rafał Maćkowiak. Niestety, nie dotarła ekipa "Angelusa", ani "Bloku.pl". Przyjechało wielu dokumentalistów. W trakcie sesji "Wschód Zachodu" wywiązała się ciekawa dyskusja o kinie w naszej części Europy. Wydaje mi się, że w przyszłości Sanok będzie miejscem konfrontacji tego, co się dzieje w tym regionie. Budżet festiwalu był skromny, jako firma dołożyliśmy do niego około 50 tys. zł, ale to inwestycja przyszłościowa. Imprezę przygotowywaliśmy w bardzo krótkim czasie - decyzję co do miejsca festiwalu podjąłem w połowie marca. Nie mieliśmy więc czasu na znalezienie sponsorów. Na wszystkie pokazy sprzedaliśmy 26 tys. biletów i wejściówek, do tego dochodzi 14 tys. widzów na bezpłatnych pokazach na wolnym powietrzu. W sumie na festiwalu mieliśmy około 40 tys. widzów.

- mówi o 1. Sanockim Festiwalu Filmowym jego pomysłodawca Roman Gutek

 - Zakończył się Sanocki Festiwal Filmowy. Czy warto organizować takie imprezy?
 - To dużo czy mało?
 - Nie spodziewaliśmy się aż tak dużej frekwencji. Zaskoczyło nas to, że na festiwal przyjechali ludzie z całej Polski. Liczba widzów była niespodzianką dla wszystkich - władz miasta, restauratorów, kioskarzy itd. To dla nas lekcja i dowód na to, że w Sanoku można dużo zrobić.
 - Rozumiem, że za rok odbędzie się kolejna edycja festiwalu?
 - We wrześniu czekają mnie już pierwsze rozmowy z władzami miasta.
 - Dlaczego wybrał Pan Sanok na miejsce festiwalu?
 - Przede wszystkim z powodu ludzi. Waldemar Szybiak, od 10 lat dyrektor miejscowego Domu Kultury, był dla nas prawdziwym partnerem, mieliśmy w nim oparcie. Dom Kultury jest piękny, zadbany, nie musieliśmy się martwić o jego utrzymanie. Poza tym Sanok to urocze miasteczko, z niesamowitą atmosferą, a dzięki temu, że nie jest to modny kurort, festiwal nie został zdominowany przez inne wydarzenia, nie miał konkurencji. Do tego niezła baza turystyczna i piękna okolica. Świadomie wybrałem małe miasto, bo pasuje do filmów z "peryferii" kina, a ja od lat promuję dzieła twórców tworzących na marginesie kina komercyjnego. Przyznam, że władze miasta początkowo uważały mój pomysł za mrzonkę - patrzono na mnie jak na kosmitę, mimo że przez wiele lat organizowałem Warszawski Festiwal Filmowy, a później Lato Filmów w Kazimierzu.
 - Dlaczego rozstał się Pan z festiwalem w Kazimierzu?
 - Pomysłodawcą Kazimierza był Sławomir Rogowski, który zaprosił mnie do współpracy. Zgodziłem się tym chętniej że Lubelszczyzna to moje rodzinne strony. Niestety, w tym roku organizatorzy zrezygnowali ze mnie. Wolałbym się nie rozwodzić na tym faktem, ale zaważyły niezdrowe ambicje organizatorów i może ich lęk przed moimi pomysłami, promocją filmów niezależnych. Nie było to dla mnie przyjemne.
 - Sanok, w sensie artystycznym, jest więc bardziej niezależny niż Kazimierz?
 - Wydaje mi się, że tak. W Sanoku postawiliśmy na filmy niekomercyjne. 50 z tych obrazów specjalnie sprowadziliśmy z zagranicy, sami robiliśmy tłumaczenia. Perełkami były m.in. prezentacje z cyklu Niezależnego Kina Amerykańskiego oraz pokazy filmów irańskich. Dopełnieniem wrażeń był koncert Madragony, grupy czerpiącej z korzeni bieszczadzkich. Trudno mi mówić o festiwalu w kategoriach sukcesu, ale miejsce się sprawdziło, przyjechali ludzie, a to najważniejsze.
Rozmawiała: DOMINIKA ĆOSIĆ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski