Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten podział jest niszczący dla Polski

Redakcja
Tomek Lipiński z kolegami wyrusza w ostatnią taką trasę.
Tomek Lipiński z kolegami wyrusza w ostatnią taką trasę. Fot. Warner
Rozmowa z wokalistą i gitarzystą, Tomkiem Lipińskim, który wystąpi w czwartek, 17 marca, o godz. 20, w klubie Alchemia.

- Napisałeś na Facebooku, że Twoja obecna trasa koncertowa będzie pożegnalna. Co się stało?

- Wielce prawdopodobne jest, że to będzie moja ostatnia tak intensywna trasa koncertowa. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak to jest uciążliwe zajęcie. Kilkanaście godzin dziennie na nogach, bez odpoczynku w podróży. Jedyny kęs ciepłego jedzenia to kawałek pizzy przełknięty przed koncertem albo hot-dog na stacji benzynowej. Coś takiego dla 60-letniego dżentelmena z lekko uszkodzonym kręgosłupem jest na tyle trudne, że muszę sobie przeorganizować życie. Nie sądzę, bym tak był w stanie funkcjonować w przyszłości.

- To smutne, że po ponad trzydziestu latach na polskiej scenie muzycznej musisz pracować w takich warunkach.

- Nie chcę popadać w malkontencki ton, bo to bardzo demobilizuje. Ale rzeczywiście polski rynek koncertowy i fonograficzny robi bokami. Koncertowy szczególnie - ze względu na obłożenie go 23-procentowym VAT-em. Dużo jest też młodych zespołów, które próbują zarabiać jakieś pieniądze, a nie mają obowiązku utrzymania siebie czy rodzin, stosują więc ceny dumpingowe, co jeszcze pogarsza sytuację. Ale trudno się obrażać na rzeczywistość. Trzeba się do niej dostosowywać.

- Dlaczego zdecydowałeś się, aby ta trasa koncertowa była akustyczna?

- Z dwóch powodów. Jeden to ekonomiczny - kwartet grający na instrumentach akustycznych to mniej sprzętu, mniej ludzi, nie trzeba menedżera, akustyka i technicznych. Choćby jutro - jedziemy do Ełku dwoma swoimi samochodami. Musimy się mieścić w budżecie. A drugi - było to ciekawe wyzwanie dla nas, bo granie piosenek w formie unplugged jest bardzo wymagające i musieliśmy się wszystko nauczyć grać lepiej. Dlatego tym razem Lipiński nie wychodzi na scenę i nie krzyczy tylko szepcze - co na pewno jest też ciekawsze dla ludzi.

- Twoja ostatnia płyta jest też w dużym stopniu akustyczna. Czujesz się zmęczony rockowym brzmieniem?

- Powiem szczerze, że tak. Bardziej dzisiaj cenię sobie ciszę i spokój, subtelność i łagodność. Pewnie odpowiada to temu, jakim dzisiaj jestem człowiekiem. Świetnie odnajduję się w takiej właśnie muzyce, w której jest więcej niuansów i precyzji niż mocnego czadu. Trochę w ten sposób wracam do korzeni - bo w końcu zaczynałem od gitary akustycznej.

- Kilka dni temu ogłoszono nominacje do Fryderyków - i jedną z nich otrzymała właśnie Twoja ostatnia płyta. Byłeś zaskoczony?

- Nie ukrywam, że gdzieś tam w głębi serca na to liczyłem. Cieszę się z tego bardzo, ponieważ moi konkurenci w kategorii „najlepszy album rockowy” są obecni na scenie nieprzerwanie od dwóch dekad, a ja miałem ponad dziesięć lat przerwy fonograficznej. Powrót z tego typu wyróżnieniem jest bardzo fajny. To dodaje mi chęci i wiary w siebie.

- Po premierze albumu powiedziałeś, że to nowe otwarcie w Twojej twórczości. Pracujesz nad kolejnymi piosenkami?

- Tak. Nadal chcę być aktywny fonograficznie. Ten rok poświęcam jednak na promocję koncertową tamtego albumu. W zeszłym roku nie mogłem tego zrobić, bo zmuszony zostałem do zajęcia się swoim zdrowiem. Myślę, że uda się zagrać kilka koncertów elektrycznych, bo pojawiają się już propozycję. A wszystko chciałbym ukoronować występami w teatralnych salach w rozszerzonym składzie z wokalami żeńskimi czy instrumentami smyczkowymi.

- Nie inspiruje Cię aktualna sytuacja polityczna?

- Ja właściwie zabrałem głos w tej sprawie już na poprzedniej płycie. Tam było kilka utworów z tekstami, które antycypowały rozwój wydarzeń - choćby „Nie idź w tamtą stronę” czy „To tylko kilka słów”. Rozczarowanie tym, co zrobiła Platforma Obywatelska jest ogromne - i straciłem dla niej całkowite zaufanie. Jestem więc sierotą, która nie znajduje dla siebie obecnie reprezentacji politycznej w Polsce. Dlatego nie przyłączam się do żadnej aktywności ulicznej.

- Tym razem środowisko rockowe jest wyjątkowo powściągliwe w swych komentarzach. Dlaczego?

- Poparcie dla Platformy było na początku ze środowiska muzycznego bardzo duże. Niestety - zostaliśmy oszukani. Nie doczekaliśmy się realizacji wielu obietnic, dostaliśmy po kieszeni, dowalono nam VAT-em na koncerty, nie doczekaliśmy zmiany prawa, która umożliwiałaby założenie związku zawodowego muzyków. Nie tego się spodziewaliśmy. Nie dziwię się więc, że koleżanki i koledzy zachowują daleko idącą ostrożność i niechętnie się podłączają do publicznych działań.

- Środowisko muzyczne jest teraz podzielone podobnie jak cała Polska?

- Niestety tak. Napisałem niedawno na swoim Facebooku: „Pozdrawiam Rzeczpospolitą obojga nienawidzących się pół-narodów”. Dla mnie to jest bardzo bolesne, bo wielu ludzi, których cenię i szanuję po obu stronach barykady zachowuje się dziś w sposób niegodny. Ten podział jest niszczący dla Polski. Dlatego śpiewam: „Nie dajmy sobie wmówić, że więcej dzieli nas niż łączy/ Każde królestwo przeciw sobie podzielone, nie ostoi się i będzie spustoszone”. Inspiracją jest tutaj oczywiście Nowy Testament. Chciałbym, żeby ten naród, który tak przyznaje się do Jezusa, wziął sobie do serca sens tych słów, bo najwyraźniej ma z tym problem.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski