Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teraz czuję się już inną osobą

Rozmawiał Paweł Gzyl
Julia Marcell
Julia Marcell Fot. Mystic
Rozmowa z piosenkarką Julią Marcell o jej nowej płycie – „Sentiments”

– Dzięki swojej poprzedniej płycie „June” szerzej zaistniałaś w Polsce – zdobyłaś Paszport Polityki oraz nominację do Fryderyka. Ucieszyło Cię to?

– Tak, bardzo! Fajnie to wszystko wystrzeliło przy „June”. Zaczęliśmy dużo grać nad Wisłą i nawiązaliśmy z publicznością dialog. Kiedy przyjeżdżaliśmy do jakiegoś miasta, w którym graliśmy wcześniej, było takie poczucie, że możemy zacząć w miejscu, w którym poprzednio skończyliśmy, że mamy jakiś kontekst, wspólną historię. Okazało się, że ludzie pamiętają poprzednie spotkanie i nie musimy od nowa przełamywać lodów, więc czuliśmy z zespołem, że gramy u siebie.

– Czy te przeżycia sprawiły, że postanowiłaś postawić na karierę w Polsce?

– Czy postawić? To za dużo powiedziane. Staram się docierać ze swą muzyką, gdzie się da. Po doświadczeniach z „June” nauczyłam się jednak, że dobrze koncentrować się przez pewien czas na jednym miejscu. Dlatego teraz wydajemy nową płytę w Polsce, a w Niemczech ukaże się ona dopiero na początku 2015 roku. W efekcie możemy obecnie być tutaj – rozmawiać z ludźmi, grać koncerty, doświadczać wszystkiego. To jest o wiele fajniejsze niż zdalne zarządzanie wszystkim i bycie w pięciu miejscach naraz.

– Wielu artystów wraca po długich trasach koncertowych zmęczonych i wypalonych, co sprawia, że trudno im się zabrać do pracy nad nowym materiałem. To dlatego czekaliśmy na „Sentiments” aż trzy lata?

– W moim przypadku koniec trasy „June” był impulsem, aby zacząć tworzenie premierowych piosenek. Pod koniec koncertów miałam bowiem poczucie, że chcę już śpiewać nowe rzeczy. Dlatego szybko zabrałam się za dopracowywanie materiału, który gdzieś tam powstawał w międzyczasie.

– Mieszkasz na stałe w Berlinie i pracujesz z tamtejszymi realizatorami i muzykami. Nie chciałaś jednak tym razem nagrać płyty w Polsce?

– Zadomowiłam się już w Berlinie i przez muzyków, z którymi gram, znalazłam fajnych współpracowników. Nie myślałam więc o robieniu płyty w Polsce. W Berlinie łatwiej się już poruszam, to moje naturalne środowisko. Dlatego dobrze się tutaj czuję.

– Czy fakt, że nowy album nagrałaś ze swoim zespołem koncertowym, było ważne dla jego kształtu?

– Tak. Od początku chcieliśmy nagrać cały materiał szybko i na żywo, ponieważ aranżacje powstawały długo i mozolnie. Stworzyłam je z Thomasem Fietzem, który współprodukował płytę, potem ćwiczyłam je z zespołem i wtedy okazało się, że osobiste dotknięcie każdego z muzyków miało ogromny wpływ na kształt poszczególnych piosenek. Przy oszczędnych aranżacjach fajnie to działa.

– Na poprzedniej płycie nagrania były bogato zaaranżowane, a tutaj dostajemy bardziej proste i bezpośrednie utwory.

– Zadecydowało o tym moje nagłe zauroczenie ciszą. Ten klaster dźwięków z poprzedniego albumu bardzo nas zmęczył koncertowo. Zrozumiałam wtedy, że powinnam pozwolić muzyce się dziać samej. Tym razem chciałam, aby sedno muzyki było pomiędzy dźwiękami. Czasem można zagrać jeden akord – i będzie on bardziej interesujący niż tysiąc dźwięków naraz.

– Teksty są tym razem wyjątkowo mroczne. Skąd ten brak nadziei?

– Ciężko mi powiedzieć. Spojrzałam po raz pierwszy w życiu wstecz i poczułam się trochę sentymentalnie. Pojawił się wtedy moment przewartościowania, zaczęłam zastanawiać się, kim jestem, i jak ludzie, których spotkałam, wpłynęli na to. Podałam w wątpliwość wszystkie wartości i wybory. Poczułam, że zgubiłam się trochę i na nowo szukałam drogi – i może stąd te ciemniejsze nastroje. Ważne było dla mnie, aby napisać takie konfrontacyjne piosenki. Śpiewam je teraz na scenie – i myślę: „O Boże, dlaczego ja się tak odsłaniam?”. Czułam jednak potrzebę wyrzucenia z siebie tych emocji.

– I pomogło?

– Myślę, że tak. Udało mi się pewne sprawy uszeregować. Teraz czuję się już inną osobą niż ta, która jest na płycie. Ale chyba tak dzieje się zawsze – co jakiś czas się zmieniamy i idziemy do przodu.

– Trochę łagodzisz ten mrok ironicznym dystansem.

– Te piosenki są opowieściami o dość odległej przeszłości, więc sama perspektywa czasu już trochę taki dystans wprowadza. Dowcip jest jednak potężnym narzędziem, które pozwala podkreślić te ciemniejsze emocje. Dzięki temu nie są one jednowymiarowe, niejednoznacznie smutne czy wesołe, wydają mi się bliższe, bardziej naturalne.

– Na najbliższych koncertach zobaczymy więc nową Julię Marcell?

– Już w teledysku „Manners” pojawiłam się w innej roli. Inaczej będzie też podczas występów – wizualnie i muzycznie. Stare piosenki poznamy w nowych wersjach, które będą pasować do oldskulowego brzmienia „Sentiments”. W ferworze koncertów zawsze dajemy się jednak porwać emocjom i radości samego grania, bycia z publicznością, więc zupełnie nie martwię się o to czy te mroczne klimaty nas jakoś ograniczą – na pewno będzie też dużo zabawy. W Krakowie zagramy 9 listopada w Fabryce. Zapraszam!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski