Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teraz nikt mnie nie straszy

Rozmawiała Justyna Krupa
Wilde-Donald Guerrier jest ostatnio w bardzo dobrej formie. Tak cieszył się z gola strzelonego Górnikowi
Wilde-Donald Guerrier jest ostatnio w bardzo dobrej formie. Tak cieszył się z gola strzelonego Górnikowi FOT. WOJCIECH MATUSIK
Rozmowa. – Powiedziałem: trenerze, pomóż mi. A wtedy ja pomogę tobie – wyznaje Wilde-Donald Guerrier, piłkarz Wisły Kraków.

– Strzelił Pan dwie bramki w dwóch meczach z rzędu, skąd to nagłe przebudzenie? Wcześniej przez wiele miesięcy nie błyszczał Pan formą.

– Wiele rzeczy miało wpływ na to, że moja forma poszła w górę. Po pierwsze, presja ze strony trenera nie jest już taka jak wcześniej.

Nowy szkoleniowiec Kazimierz Moskal naprawdę chce mi pomóc wrócić do mojej najlepszej dyspozycji. Jestem też spokojniejszy podczas gry i treningów, staram się być bardziej skoncentrowany. I wreszcie, fizycznie czuję się lepiej i nie myślę już o ryzyku kontuzji.

Bo kiedy wcześniej wróciłem po kontuzji, cały czas prześladowały mnie obawy, że mogę znów doznać urazu. Teraz pozbyłem się tych myśli z mojej głowy.

Piłka nożna wymaga poświęceń, w każdym momencie może ci się coś stać. Rozumiem to, ale daję z siebie sto procent. Jeśli kiedyś umrę, to na boisku, z piłką. Takie mam nastawienie. Czuję, że nadchodzi czas, w którym dam z siebie maksimum. Myślę, że z nowym trenerem wszystko będzie się układało.

– Jeszcze na początku sezonu przekonywał Pan, że Franciszek Smuda potrafi przemawiać niczym sam Bóg. Ale później stracił Pan chyba tę nić porozumienia z poprzednim szkoleniowcem. On sam wspominał, że Pan i Emmanuel Sarki kiedyś wpędzicie go w szaleństwo…

– Spróbuję wam coś wytłumaczyć. Jak ma się dziecko i ciągle, nieustannie wywiera się na nie presję, krzyczy na nie, to ono w końcu będzie się ciebie bać. Może i to dziecko będzie miało różne umiejętności, ale będzie się bało cokolwiek pokazać, cokolwiek zrobić. Będzie ci tylko próbowało zejść z pola widzenia.

W efekcie ty pomyślisz, że ten dzieciak jest gorszy, głupi. A to ty go wystraszyłeś. Treningi piłkarskie są po to, by pracować nad swoimi słabościami i się rozwijać. Jeśli zawodnik popełni błąd, a ty wściekniesz się na niego, on straci pewność siebie. Na początku trener Smuda bardzo mnie wspierał, mówił „brawo Donald”, a moja pewność siebie rosła. Ale potem nagle to się zmieniło i zacząłem popadać w psychiczny dołek. To był trudny czas dla mnie.

– Trener Moskal przyznał, że nadal ma Pan pewne braki. Chce, by był Pan skoncentrowany na boisku przez cały czas, a nie tylko wtedy, gdy ma Pan piłkę przy nodze. Rozmawialiście na ten temat?

– Na każdym treningu powtarza mi: „Jesteś dobrym graczem, ale stać cię na jeszcze więcej. Potrzebna jest jedna rzecz – lepsza koncentracja. Wiem, że się starasz jej nie tracić, ale spróbuj być jeszcze bardziej skupiony na grze.” Robiliśmy nawet takie ćwiczenia, które pokazały mi, że gdy nie jestem wystarczająco skoncentrowany na tym, co robię w polu karnym, to uderzona przeze mnie piłka leci wysoko nad bramką. A gdy poprawiam ten mentalny element – trafiam.

– A jak stara się Pan pracować nad tą stroną mentalną poza boiskiem?

– Mój trening mentalny to oglądanie akcji Cristiano Ronaldo. To przynosi efekty, bo ostatnio praktycznie skopiowałem jedno z jego trafień. Tyle, że on szedł prawą stroną na bramkę, a ja – lewą. Zamarkował ruch do środka pola, po czym uciekł na zewnątrz i uderzył. Starałem się to powtórzyć.

Dziennie potrafię po pięć-sześć razy oglądać na smartfonie nagrania z meczów Cristiano. Robię to zwłaszcza bezpośrednio przed moimi meczami. Próbuję zrozumieć, na czym dokładnie polega dany manewr, który Ronaldo wykonał. Bramka, którą strzeliłem Chinom podczas meczu kadry, też była inspirowana Cristiano.

– „Cieszynkę” po golach też Pan skopiował od Ronaldo.

– Mam już przygotowaną następną, którą zaprezentuję jak tylko strzelę kolejnego gola dla Wisły. Cristiano był moim idolem już wtedy, gdy byłem nastolatkiem. Gdybyście odwiedzili mój dom na Haiti, zobaczylibyście mój pokój oklejony zdjęciami Ronaldo z czasów, gdy grał w Manchesterze United. Poza Cristiano, inspiruje mnie jeszcze Mario Balotelli.

– Balotelli? On ostatnio bardziej, niż z dobrej gry, znany jest ze swoich kontrowersyjnych zachowań.

– Wiem, ale mnie się jego charakter podoba. Grałem przeciwko Balotellemu, gdy kadra Haiti mierzyła się z Włochami w Brazylii. Przedtem też myślałem, że to taki „zły chłopak”. Ale przekonałem się, że to miły gość, który szanuje innych ludzi i potrafi normalnie do każdego zagadać.

– Wspomniał Pan o marcowym występie przeciwko Chinom. Czy po tym spotkaniu dostał Pan jakieś sygnały o zainteresowaniu ze strony chińskich klubów? Ostatnio Państwo Środka to dość popularny kierunek transferowy dla piłkarzy z ekstraklasy.

– Na mecze reprezentacji Haiti zjeżdżają się skauci i menedżerowie z wielu krajów. Były pewne sygnały o zainteresowaniu ze strony Chińczyków. Gdyby w przyszłości przyszła z tej strony dobra oferta, to czemu nie? Kocham Wisłę, chcę walczyć dla tego klubu. Ale futbol to nasza praca.

To nie zabawa, tylko kwestia naszego być albo nie być. Jak masz do wyboru miejsce pracy, gdzie płacą ci np. 50 dolarów, a gdzie indziej chcą ci dać 100, to co wybierasz? Każdy będzie chciał oczywiście zarobić 100 dolarów. Ważne jest jednak, by pamiętać, że na wszystko jest odpowiedni czas.

Mam ważny kontrakt z Wisłą i zainteresowane mną kluby muszą najpierw rozmawiać z Wisłą. To właśnie powiedziałem takiemu jednemu człowiekowi, który namawiał mnie na grę w Chinach. Zresztą, ten temat jest nadal w pewnym stopniu aktualny.

– Chodzi o klub z chińskiej ekstraklasy czy drugiej ligi?

– O jeden z klubów ekstra­klasowych. Było też zainteresowanie ze strony klubu z Rumunii. Ale moje wymarzone ligi to hiszpańska i niemiecka. Może jeszcze belgijska.

– Żeby zainteresować sobą kluby z najlepszych lig, nie można mieć takich wahań formy, jakie Pan ostatnio prezentował. Nie wystarczy „przebudzenie” raz na pół roku.

– Wiem, ale czuję, że teraz moja forma będzie bardziej stabilna. Trener Moskal naprawdę mi pomaga. Gdy przyszedł do klubu, na wstępie zapytał, co może dla mnie zrobić.

Odpowiedziałem, że proszę o jedną rzecz. O to, by gdy zrobię błąd, nie wykrzykiwał wobec mnie złych rzeczy, by mnie nie wystraszyć. Powiedziałem: trenerze, pomóż mi. A wtedy ja pomogę tobie. To, że zagrałem nieźle w tych dwóch ostatnich meczach, to zasługa trenera Moskala. To efekt tego, co mi powiedział, jak dotarł do mojej głowy. Czasem wystarczy jedno słowo.

– Po meczu z Górnikiem zaserwował Pan sobie w nagrodę kolejny zagraniczny wypad na weekend?

– Nie, byłem w Oświęcimiu. Spotykałem się tam z dzieciakami. Robiłem sobie z nimi zdjęcia, bawiłem się z nimi piłką, rozdawałem im prezenty, koszulki. Nie dlatego, że w klubie mi kazali, sam mam taką potrzebę.

– A jak tam Pański biznes modowy, czyli kolekcja ubrań marki D77G?

– Można je już kupić nie tylko w internecie, ale też w sklepie stacjonarnym – na ul. Karmelickiej w Krakowie. Wśród moich rodaków na Haiti moja kolekcja sprzedaje się naprawdę dobrze. Tutaj w Polsce ten projekt dopiero się rozkręca. Chcę cały czas poszerzać asortyment, dołączyć np. linię bielizny D77G.

Niektórzy myślą, że jestem szalony, skoro próbuję sprzedawać ubrania własnej marki. Ale ja po prostu uważam, że trzeba próbować w życiu różnych rzeczy. Poza tym, wyobraźmy sobie przykład piłkarza X, który całe miesięczną wypłatę z klubu wydaje na fajne ciuchy, samochody, wyprawy do knajp itd. Nie zastanawia się nad przyszłością. Któregoś dnia łamie sobie nogę na treningu, kontrakt z klubem mu się kończy i co wtedy? Dlatego jeśli dostajesz pięć złotych, chociaż złotówkę z tego zaoszczędź lub zainwestuj. Takie jest moje zdanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski