Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teraz w roli asystenta

Rozmawiał Jerzy Zaborski
Tak dwa lata temu „Bercik” pogrążył „Pasy”, tym razem się nie udało
Tak dwa lata temu „Bercik” pogrążył „Pasy”, tym razem się nie udało Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z MATEUSZEM ADAMUSEM, skrzydłowym hokejowej drużyny Unii Oświęcim

– Przegrana z Cracovią 2:4 we własnej hali pewnie boli nie tylko Pana, ale także wszystkich kolegów z Unii?

– Na pewno tak, zwłaszcza, że była to nasza kolejna przegrana z gatunku tych ładnych dla oka, z zespołem, który w tym sezonie zgłasza wysokie aspiracje. Poza tym, trudno nie być na siebie wściekłym, skoro dwa razy obejmowaliśmy prowadzenie, by ostatecznie zejść z lodu pokonanym.

– Mógł Pan w pojedynkę rozstrzygnąć losy spotkania na korzyść Unii, mając kilka wybornych pozycji, nawet tych z gatunku „sam na sam”.

– To mnie denerwuje najbardziej.

Sytuacje miał Pan w momentach, w których Unia mogła wrócić do gry. Czy za pierwszym razem, jadąc na Rafała Radziszewskiego, chciał Pan powtórzyć manewr, kiedy wykorzystał Pan karnego przeciwko Orlikowi Opole?

– Mam opracowanych kilka wariantów rozgrywania indywidualnych pojedynków z bramkarzami. Tym razem chciałem go wziąć na bekhend, ale w ostatniej chwili podskoczył mi krążek, więc nie udało mi się wykonać tego, co sobie zaplanowałem. Z kolei za drugim razem zareagowałem instynktownie, uderzając w tzw. długi róg, gdzie bramkarze mają zawsze odbijaczkę. Zapomniałem, że „Radzik” jest mańkutem i w prawej ręce ma łapawicę, więc wyjął mi ten krążek z „okienka”.

– Przeciwko Cracovii w przeszłości miał Pan jednak swoje wielkie chwile...

– Pamiętam mecz sprzed dwóch lat, w Oświęcimiu, wygrany przez Unię 4:2. Zdobyłem wtedy trzecią, przełomową bramkę w 59 minucie. Potem krakowianie wycofali bramkarza i zostali skarceni. Szkoda, że teraz nie udało się tego powtórzyć. Tym razem historia zatoczyła koło, bo nam przyszło zagrać va banque, co wykorzystali rywale, stawiając pieczęć na wygranej.

– Słowa uznania należą się jednak Panu za mistrzowskie podanie, otwierające drogę do bramki Wojtarowiczowi, po którym pierwszy raz objęliście prowadzenie...

– Jakoś w rozgrywkach ligowych przypada mi rola asystenta, bo w sparingach strzeliłem osiem goli, a w meczach o punkty na razie dwa. Jednak dobre podanie w hokeju smakuje tak samo jak gol. Tego się trzymam, co jednak wcale nie znaczy, że odpuszczam sobie polowanie na bramki.

– Może dobrą postawą w sparingach wziął Pan z kolegami z ataku ciężar prowadzenia gry zespołu i teraz trudno go udźwignąć?

– Myślę, że nie mam z tym problemu, bo w Unii mamy kolektyw, więc każdy ma swoje „pięć minut”. Oby rotacja była jak największa, to będzie z korzyścią dla zespołu.

– Prawdziwą zmorą Unii są straty goli podczas gry w liczebnej przewadze...

– Dokładnie. Przeciwko Cracovii stało się to już po raz drugi w tym sezonie i trudno to racjonalnie wytłumaczyć. Wydaje mi się, że tyle mówi się o naszej słabej grze w przewadze liczebnej, że jak już ją mamy, wszyscy angażujemy się w poczynania ofensywne, a potem brakuje nas w obronie.

– Co znaczy napis „Adamusson” na Pańskim kiju , przecież wołają na Pana „Bercik”...

– To dobra dusza naszego ataku, czyli Filip Komorski, każdemu z partnerów przypisał coś, co mogłoby być takim talizmanem pomagającym w zdobywaniu bramek. Filip to „McKomor”, a Maciek Szewczyk to „Szewieczkin”. Razem z kolegami tworzymy taki międzynarodowy atak, nawiązujący do najlepszych hokejowych nacji. Trzeba się jakoś mobilizować. Odrobina dobrego humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski