Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tęsknota za kot. z kap. kisz.

Leszek Mazan
Leszek Mazan - dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Leszek Mazan - dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog Andrzej Banaś
Dawno, dawno temu w podręczniku literatury polskiej do klas ósmych znalazł się był wiersz Rodocia (Mikołaja Biernackiego) „Nie jestem przy apetycie”.

Był dziewiętnasty wiek i tłusty burżuj rozmawiał z kelnerem:

- Garson! Proszę o nakrycie!

- Wiem, w osobnym pokoiku...

- Nie jestem przy apetycie...

- Może czystego barszczyku?

- Eeeee, nie, wolę bulion jaki.

- A przedtem, jak zwykle, raki.

- Ze śmietaną?

- Tak! Obficie!

- Słucham pana, a co potem?

- Może kurczątko z kompotem? (...)

- Rozumiem, a co na wety?

- Na wety? Zwykłe przysmaczki.

- Może strasburskie pasztety?

- To, to, to! Ach, nędzne życie!

- Nie jestem przy apetycie!...

Jako młody człowiek rozpoczynający dopiero gastronomiczną edukację nie rozumiałem całej finezji, z jaką poeta piętnował wiecznie nienażartego wroga ludu. Bardziej interesowało mnie, gdzie te przysmaki, w wypadku posiadania większej gotówki, mógłbym zjeść. Menu prawie wszystkich restauracji nęciło głównie jajkiem na sałatce, brizolem z pieczarkami, kisz. z kap. zasm.” czy „kot. schab. z kap.” i „herb. z cyt. w cienk. szklank.” (pisownia oryginalna). Ryby reprezentował najczęściej dorsz, ewentualnie karp. Każda wizyta w knajpie potwierdzała smutną prawdę Erenburga, że na upaństwowieniu najgorzej wyszły poezja i gastronomia. Mszcząc się na losie napisałem więc parafrazę pana Rodociowych strofów:

- Szefie, dej pan to nakrycie!

- Zaraz, po co tyle krzyku?...

- Od wczoraj jadę na życie...

- Cóż, nie urodzę barszczyku...

- No to może żurek jaki?

- A nie lepiej ze dwa haki?

- Już trzynasta? Znakomicie!

Dzisiejszej młodzieży należy wytłumaczyć, że w lokalach serwowano - i to dopiero od godziny trzynastej - głównie ciepłą, jak japońska sake, wódkę żytnią. Tak miało być do skończenia świata, za co ręczyła gwarantująca stabilność ustrojową stała obecność wojsk radzieckich. Dojrzewałem więc ideologicznie bez raków w śmietanie, czy strasburskich pasztetów. Do każdej knajpy wchodziłem z należytą pokorą, wiedząc,że w jej czeluściach „nie należy boskich wyroków dochodzić by czasem nie pobluźnić”.

Mijały lata, a ja wciąż - patrząc na szaleństwa polityków - nadal nie mogłem uwierzyć w trwałość transformacji ustrojowej. Stało się to, wstyd przyznać, dopiero w ubiegłym tygodniu w krakowskiej restauracji „Sukiennice” gdym zamawiał u kelnera jajecznicę. - Życzy pan sobie z dwu czy trzech jajek, osobiście radzę z trzech, mamy wyjątkowo dobre chłopskie jajeczka z Proszowic. Woli pan jajecznicę rzadką, czy bardziej ściętą? Na maśle czy na smalczyku? A może wkroimy panu trochę kiełbaski albo szyneczki? Z cebulką? Oczywiście. Smażoną, czy ze szczypiorkiem?

I nagle, nie wiedzieć czemu, ogarnęła mnie okrutna, niesłuszna politycznie tęsknota za kot. schab. z kap., herb. z cyt. w cienk. szklank. I starą dobrą pięćdziesiątką żytniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski