Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"The Beatles (White Album)"

Redakcja
Niezapomniane płyty historii rocka (100)

The Beatles

Niezapomniane płyty historii rocka (100)

The Beatles

   Jak to możliwe, że teraz, gdy w tym kanonie doszedłem do opowieści o płytach z końca lat 70., nagle postanowiłem zająć się albumem nagranym o ponad dziesięć lat wcześniej? Bo to będzie suplement. Po prostu zaczynając ten cykl przyjąłem złą optykę - wydawało mi się, że pisanie o każdej kolejnej płycie The Beatles będzie przesadą. Stąd wziąłem na warsztat "Sgt. Peppers..." i "Abbey Road", a opuściłem "trochę słabszy" "White Album".
   Jednak ostatnio, przygotowując się do zamknięcia pierwszej setki moich opowieści, pomyślałem: szkoda, że jednak się nim nie zająłem. Przecież był świetny. Zatem - czemu tego nie naprawić?
   "White Album". Każdy, kto choć raz widział okładkę tej płyty, wie, dlaczego wydawnictwo, oficjalnie mające tytuł "The Beatles", jest powszechnie nazywane Białym Albumem. Zostało ono bowiem opakowane w sposób absolutnie niecodzienny - na śnieżnobiałej obwolucie, w której ukryto dwa krążki, właściwie nie było nic. Jedynie na jej przodzie wyciśnięto tytuł, a z tyłu można było przeczytać tytuły utworów.
   Ta graficzna asceza nie tylko miała szokować, ale także sygnalizować, że wszystko, co pomyślimy o jej muzycznej zawartości, powinno być naszą własną, niczym nie stymulowaną jej interpretacją. Żadnych plastycznych podpowiedzi. A symboliczność bieli z pewnością miała sugerować, że oto otrzymujemy dzieło w jakiś sposób dziewicze.
   Dlaczego? Bo przed nagraniem płyty członkowie zespołu przeszli artystyczną metamorfozę i podjęli kilka istotnych decyzji pozamuzycznych.
   Co zaszło? Otóż po kilkuletnim okresie nagrywania utworów niezwykle skomplikowanych i wyrafinowanych aranżacyjnie, pewnie mocno już zmęczeni pracochłonnością takiego sposobu ich rejestracji, postanowili, że spróbują to zrobić w sposób zdecydowanie prostszy.
   Postawili też na uczciwość wobec słuchaczy. Zdecydowali się raz na zawsze skończyć z mitem, że "czwórka z Liverpoolu" to jeden organizm.
   Dotąd było bowiem tak, że - mimo iż John i Paul często pisywali piosenki pojedynczo, to i tak podpisywali je wspólnie oraz nagrywali tak, że trudno było się zorientować, która jest czyją. Początkowo im to nie przeszkadzało, ale z czasem, wraz z uświadomieniem sobie wielkości własnych talentów, zaczęło to ich denerwować. Powoli wykluł się pomysł płyty, na której każdy w skomponowanej przez siebie piosence wystąpi w roli solisty, a pozostali będą mu jedynie akompaniować. I to właśnie jest klucz do zrozumienia "Białego Albumu".
   W okresie poprzedzającym nagranie longplaya w świecie Beatlesów poza wydarzeniami artystycznymi nastąpiły też mniej związane ze sztuką. Grupa postanowiła zająć się biznesem. Na przełomie lat 1967/68 otworzyła w Londynie dwa butiki z hipisowską odzieżą, a w sierpniu 1968 uruchomiła własną firmę fonograficzną i wytwórnię filmową. Wszystkie te instytucje zostały nazwane Apple. Jednak w przeciwieństwie do poczynań artystycznych, Beatlesom nie wiodło się najlepiej w interesach. Oba sklepy szybko zbankrutowały, a i firmy fonograficzna oraz filmowa, jak się później okazało, nie radziły sobie najlepiej.
   Niemniej rozentuzjazmowani ich posiadaniem muzycy postanowili, że debiut pod własnym szyldem musi być prawdziwie niezwykły. Postanowili, że pierwszą płytą firmowaną przez Apple Records będzie singel z utworami, których nie znajdzie się na płycie długogrającej, a także że to drugie wydawnictwo będzie aż dwupłytowe. To miało być mocne wejście. I było.
   Na małej płytce, która w samej Wielkiej Brytanii sprzedała się w 6-milionowym nakładzie, znalazły się genialne, 7-minutowe "Hey Jude" McCartneya i ostre, hardrockowe "Revolution" Lennona. Płyta długogrająca natomiast pojawiła się na rynku pod sam koniec roku. I choć z pewnością była słabsza niż będący jej poprzednikiem "Sierżant Pieprz" (nie liczę tu filmowego wydawnictwa "Magical Mystery Tour"), to i tak wszystkich zachwyciła. Bo przyniosła kolejną porcję fantastycznych piosenek, bo pojawili się na niej "nowi" Beatlesi. O wiele mniej "słodcy", zdecydowanie bardziej rockowi, dojrzali i niepokorni.
   W dodatku dzięki temu postawieniu na indywidualizm "Biały Album" sprawia wrażenie płyty niezwykle różnorodnej. Można na nim znaleźć dosłownie wszystko. Pop, folk, country, bluesa, hard i heavy rock, pastisze muzyki z lat 30., psychodelia, a nawet eksperyment z muzyką awangardową. Co tytuł, to coś innego. A jest tych utworów trzydzieści. Patrząc z perspektywy lat na to wydawnictwo, wydaje się, że właśnie ono najpełniej i najrzetelniej udowadnia wielkość talentów Johna, George’a, Paula i Ringa. Ta płyta to sama prawda o ich wielkości.
JERZY SKARŻYŃSKI
Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski