Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

TIR-y rozjeżdżą Kraków

Redakcja
Fot. Piotr Kędzierski
Fot. Piotr Kędzierski
Od 1 lipca opłatą za korzystanie z obwodnic zostaną obarczeni kierowcy, których pojazdy ważą 3,5 tony lub więcej, a także autokary. Tak też będzie w przypadku Krakowa. Władze miasta obawiają się, że może to sprowadzić tiry na krakowskie ulice, ponieważ część kierowców będzie chciała uniknąć opłat.

Fot. Piotr Kędzierski

KONTROWERSJE. Wprowadzenie opłat za korzystanie z obwodnicy może sprowadzić ciężarówki do centrum miasta

Drogowcy szykują się do ustawiania na wjazdach znaków ograniczających tonaż pojazdów. Trudno będzie jednak uszczelnić miasto przed najazdem ciężarówek, które mogą nie tylko zniszczyć ulice, ale także spowodować korki, zwiększyć hałas i zanieczyszczenie powietrza.

- Wnioskowaliśmy o to, aby nie wprowadzać opłat za korzystanie z obwodnicy. Ministerstwo Infrastruktury tego jednak nie uwzględniło - mówi Andrzej Olewicz, zastępca dyrektora Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.

Przedstawiciele resortu infrastruktury tłumaczą, że obecny system prawny nie pozwala na zwolnienie z poboru opłat na odcinkach autostrad płatnych. Zdaniem władz zrezygnowanie z poboru opłat na określonym odcinku autostrady spowoduje, że zmniejszony zostałby przychód Krajowego Funduszu Drogowego. Resort wylicza, że ewentualne zwolnienie z opłat musiałoby się odnosić do wszystkich obwodnic, co wiązałoby się z uszczupleniem wpływów publicznych o ok. 1,2 mld zł rocznie.

- Władze państwa szukają pieniędzy, ale może się okazać, że z powodu opłat za korzystanie z obwodnic więcej trzeba będzie później płacić za remonty zniszczonych przez samochody ciężarowe ulic w miastach - komentuje prof. Andrzej Rudnicki z Politechniki Krakowskiej.

Ustawienie znaków ograniczających tonaż na wjazdach z obwodnicy do miasta nie wystarczy, aby zatrzymać przed Krakowem kierowców, którzy będą chcieli uniknąć opłat. - Trzeba będzie tam wprowadzić wzmożone kontrole policji - przyznaje Andrzej Olewicz z ZIKiT.

Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych "Tor", widzi jedno rozwiązanie: - Można byłoby na wjazdach do miasta wprowadzić elektroniczne bramki, takie jak na obwodnicach, które będą rejestrować pojazdy nie stosujące się do oznakowania związanego z tonażem. To jednak zadanie dla władz państwa i może doprowadzić do niego jedynie lobby wszystkich dużych miast.

We Wrocławiu już prowadzona jest duża akcja internetowa przeciwko opłatom na obwodnicy. Akcję poparło ponad 2 tys. osób. Od marca na wrocławskich rogatkach są także ustawione znaki, które informują, że pojazdy o masie powyżej 18 ton nie mogą wjeżdżać do miasta w godzinach szczytu i nocą.

- Nie przewidujemy na razie takich zakazów. We Wrocławiu jest nieco inna sytuacja, bo tam obwodnica jest w budowie i ciężkie samochody przejeżdżają przez miasto. U nas korzystają z obwodnicy. Trzeba też pamiętać, że zakaz wjazdu do Wrocławia spowodował duże problemy na drogach w gminach ościennych - zaznacza Andrzej Olewicz.
Dodaje, że miasto ma w planach wprowadzenie na sześciu głównych wjazdach do Krakowa systemu dynamicznego ważenia pojazdów. Polegać będzie to na tym, że pod nawierzchnią drogi umieszczone zostaną sensory, które będą ważyć przejeżdżający pojazd. Jeżeli będzie on za ciężki niż dopuszczalny tonaż, to automatycznie zostanie sfotografowany wraz z tablicą rejestracyjną. Zdjęcie będzie dowodem pozwalającym na nałożenie kary. Taki sposób ważenia to jednak przyszłość, bowiem na razie miasta nie stać na tego typu wagi. Koszt jednej szacuje się na 500-600 tys. zł.

Piotr Tymczak

[email protected]

Ciężkie wakacje z tirami

Od 1 lipca przy tzw. trasach alternatywnych czeka nas spora porcja spalin, kurzu i hałasu. Kiedy w 2000 r. zaczęto pobierać opłaty na autostradzie A4 łączącej Katowice z Krakowem, na miejscowości leżące wzdłuż "starych" dróg krajowych nr 4 i 94 dosłownie z dnia na dzień zwaliła się istna kawalkada samochodów, których kierowcy postanowili zaoszczędzić na opłatach autostradowych.

Autostrada natomiast świeciła pustkami. Korzystali z niej głównie amatorzy jazdy ekstremalnej, ponieważ znaczna część trasy była nieustannie remontowana i wyłączona z ruchu. Kierowcy stali w długich korkach, sunęli powoli na zwężonych pasach jezdni, bądź uprawiali slalom pomiędzy rusztowaniami i pachołkami.

Równolegle istniał system opłat drogowych (myto) dla samochodów powyżej 3,5 tony poruszających się po polskich drogach krajowych. Zgodnie z nim każdy z tirów (a także autobus) musi mieć naklejoną na szybę aktualną winietę, świadczącą o dokonanej płatności. Do kontroli opłat drogowych wyznaczono liczne służby: policję, Służbę Celną, Inspekcję Transportu Drogowego i Straż Graniczną. Brak ważnej nalepki groził mandatem, kosztującym niemal sto razy więcej niż winieta dobowa. Kierowcy zatem potulnie uiszczali myto, a oprócz tego zmuszani byli do zapłaty za przejazd autostradą.

Sytuacja ta zmieniła się po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Podwójne opłaty są sprzeczne z zasadami unijnymi. Zgodnie z zaleceniem Komisji Europejskiej od 1 września 2005 r. zwolniono kierowców aut z winietką z płacenia przy wjeździe na autostrady.

I znów trasa A4 zapełniła się tirami, autobusami i ciężarówkami. Odetchnęli nieco nieszczęśni lokatorzy domów przy starej "czwórce". Poprawiła się też sytuacja w samym Krakowie, bo nowo wybudowana południowa obwodnica miasta wyprowadziła z niego niemal cały ruch tranzytowy. Kierowcy ciężarówek zauważyli dobre strony obowiązkowych winiet. Stały się one bowiem przepustką do nieograniczonego korzystania z autostrad.

Porównajmy ceny: dobowa winieta dla dużego, ważącego ponad 12 ton tira kosztuje 43 zł. Za przejazd A4 Kraków- -Katowice kierowca tira musiałby zapłacić 49 zł w jedną stronę. Jeśli samochód kursuje codziennie po polskich drogach (co dotyczy przewoźników zawodowych) wówczas bardziej opłacalny jest zakup winiety rocznej, kosztującej właściciela dwunastotonowego pojazdu od 2782 do maksymalnie 3371 zł, zależnie od normy emisji spalin. To zaledwie kilka złotych dziennie. Za te pieniądze wielki tir może kursować autostradą wielokrotnie, znacznie taniej niż mały samochód osobowy, za który płaci się na A4 16 zł.

Oczywiście ktoś musiał sfinansować "darmowe" przejazdy tirów. W zamian za bezpłatne przejazdy aut z winietami koncesjonariusze dostali rekompensaty z tytułu tzw. Gwarantowanego Przychodu z Opłat. W 2006 r. Krajowy Fundusz Drogowy przelał na konta dzierżawców autostrad 409 mln zł, prawie 75 proc. wpływów ze sprzedaży winiet. W 2008 r. kwota rekompensat - 705,6 mln zł już niemal zrównała się z przychodami wynoszącymi 709,8 mln zł.
Mało tego, nasz rząd okazał się niezwykle uprzejmy, bo zapłacił nieco więcej niż musiał. To "nieco" wyniosło ok. 200 mln zł.

Tymczasem do gry wmieszała się Unia Europejska, nakazując państwom członkowskim wprowadzenie myta elektronicznego. Rozwiązanie to polega na zamontowaniu w samochodach specjalnych urządzeń rejestrujących liczbę przejechanych kilometrów. Unia jednak nie określiła standardu technicznego owych urządzeń, pozostawiając wybór systemu suwerennej decyzji swych członków.

W Polsce wyłoniona w przetargu austriacka firma Kapsch zbuduje Krajowy System Poboru Opłat (Electronic Toll Collection System - ETC System) i będzie nim zarządzać za niecałe 5 mld zł.

System składa się z wielkich konstrukcji nośnych (tzw. bramownic) ustawionych na płatnych odcinkach dróg. Do połowy roku ma ich stanąć kilkaset. Zawierają one zespół odbiorników radiowych pracujących na falach o wysokiej częstotliwości (mikrofalach) i są połączone z centrum obliczeniowym. Drugim elementem systemu są małe (wielkości telefonu komórkowego) urządzenia pokładowe o nazwie viaBOX. System odnotuje każdy przejechany kilometr, a następnie przesyła kierowcy stosowną fakturę. Można płacić z góry (pre-paid) lub z dołu (post-paid).

W myśl założeń projektu, każdy samochód (lub zespół pojazdów) powyżej 3,5 tony poruszający się po polskich drogach krajowych ma mieć obowiązkowo zainstalowany viaBOX. Także samochody osobowe z przyczepą kempingową (liczy się bowiem masa łączna zespołu pojazdów). E-myto ma ruszyć 1 lipca.

Wysokość e-myta będzie zależała od rodzaju drogi oraz typu pojazdu i normy emisji spalin. W Polsce dominują samochody spełniające normę EURO 3. Cena dla tira za 1 kilometr zwykłej drogi np. DK94 Kraków - Olkusz - Dąbrowa Górnicza wyniesie 37 gr. Luksus poruszania się po autostradowej obwodnicy Krakowa kosztuje już 46 gr. A w Balicach? Tam skończy się naliczanie e-myta i kierowca tira - jeśli będzie chciał jechać A4 do Katowic - zapłaci łącznie 49 zł w kasie. Albo - pojedzie "starą" drogą nr 4, przez Zabierzów, Krzeszowice, Chrzanów i zaoszczędzi. Bo akurat ta trasa będzie "darmową drogą alternatywną".

Do dyspozycji tirów są jeszcze drogi powiatowe, niektóre świeżo wyremontowane. Jeśli któryś z przewoźników zechce zrekompensować sobie wysokie koszty paliwa, to z pewnością nie ominie nowej Trasy Centralnej, biegnącej po przekątnej Krakowa. Łączy ona węzeł Rybitwy na wschodzie miasta z leżącym na zachodzie węzłem Radzikowskiego (w Modlniczce). Jest on przygotowywany do oddania, w sam raz na premierę e-myta. Przejazd przez Kraków będzie zatem dla tirów wygodny i darmowy.

Jak dużo tirów może wybrać bezpłatną, a przy okazji nieco krótszą drogę? Nie wiadomo. Niektórzy eksperci mówili nawet o 80 proc. O tym, że liczba pojazdów, jakie opuszczą płatne autostrady nie będzie jednak mała, świadczy zaniepokojenie koncesjonariuszy A4 oraz A2. Twierdzą oni, że wprowadzenie e-myta dramatycznie pogorszy ich przychody.

Maciej Łabno

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski