Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tischner uratowałby Antygonę

Redakcja
red. Wojciech Bonowicz
red. Wojciech Bonowicz
Na temat skończonych właśnie IX Dni Tischnerowskich rozmawiamy z red. WOJCIECHEM BONOWICZEM, autorem monografii „Tischner” i sekretarzem rady programowej DT.

red. Wojciech Bonowicz

W.B.: Uczestniczyła Pani w Dniach?
K.J: Byłam na piątkowej sesji naukowej…
W.B.: …akurat najmniej przeznaczonej dla szerokiej publiczności spotkanie, chociaż przyszło bardzo dużo ludzi. Byłem zaskoczony. Może trochę ze względu na osobę Jeana Delumeau, ale i temat był intrygujący.
No właśnie. Spotkanie było bardziej specjalistyczne, stąd rodzi się pytanie – Dla kogo jest przeznaczona ta impreza kulturalna? Czy dla zwykłego człowieka, który z filozofią nie ma na co dzień wiele do czynienia, czy dla filozofów, którzy chcą poszerzyć swoją wiedzę na temat Tischnera?
W.B.: W zasadzie od początku była to impreza dla dwóch albo trzech różnych publiczności. Z jednej strony jest to wydarzenie upamiętniające, dla ludzi, którzy pamiętają Tischnera lub zainteresowała ich jego osoba, coś gdzieś słyszeli albo przeczytali, coś ich zaintrygowało - żeby mogli się z nim spotkać. Temu głównie służą wieczory filmów i spotkania o charakterze bardziej popularnym. Drugi rodzaj publiczności to ci, którzy przy okazji Dni chcą skosztować trochę filozofii. Ale nie są to profesjonalni filozofowie, tylko ludzie, którzy szukają jakiegoś mądrego opisu świata, jakiejś refleksji nad tym co się dzieje w świecie dzisiaj i co się działo kiedyś. Dla tych ludzi są wszelkie takie imprezy jak Jaskinia filozofów, czy jak główny wykład Colloquia Tischneriana. Dla takich ludzi, którzy potrzebują jakiejś inicjacji w filozofię. W tym roku nawet główny wykład wygłaszał historyk, więc była to bardziej inicjacja w historię niż w filozofię. I wreszcie trzecia - to jest publiczność stricte filozoficzna, dla której co jakiś czas w ramach DT. organizowane są sesje naukowe. I to już są sesje z referatami na poziomie akademickim, które wymagają pewnego przygotowania. Warto zauważyć, że czasami te publiczności się łączą, np. publiczność z grupy drugiej przychodzi na imprezy zaplanowane dla grupy trzeciej.
A skąd temat IX DT - lęk i nadzieja? Czy to tylko inspiracja esejem Tischnera „Ludzie z kryjówek”?
W.B.: Esej pełni rolę katalizatora tego pomysłu. Natomiast my szukamy każdorazowo przygotowując Dni takich tematów, które mogą być społecznie ważne. W przeszłości były to np.: solidarność, dialog, prawda, wolność w polityce. W tym roku wybraliśmy lęk, bo obserwując nasze życie społeczne mamy wrażenie, że jest w nim ciągle dużo lęku, a przede wszystkim jest kryzys społecznego zaufania. To potwierdzają nawet badania prowadzone przez socjologów - że my sobie coraz mniej ufamy, mimo progresu w dziedzinie ekonomii - kraj jest coraz bogatszy, coraz bardziej aktywny w regionie, a jednak w Polakach jest ciągle postawa defensywy i nieufności, która nawet rośnie i przejawia się szczególnie w relacjach zawodowych, pozarodzinnych. Ludzie patrzą na siebie wilkiem i mamy problem ze współpracą. Jesteśmy świetni jako indywidualiści, ale jako zespół nie bardzo.
Uznaliśmy lęk za duży problem społeczny, np. lęk związany z religią, przeszłością. Przecież ostatnie lata są zdominowane przez rozmowy o przeszłości. Budzi ona lęk, a trzeba podejść do niej jak do pewnego zadania, które należy wykonać. Reakcje lękowe powodują to, że w ludziach podcięta zostaje nadzieja, która według Tischnera była podstawowym źródłem życia. Człowiek, który nie ma nadziei nie ma poczucia własnej wartości. Żyje, ale często nie wie w imię czego żyje. Egzystuje w jakiejś izolacji, tworzy wokół siebie mur, bariery, boi się bliskości, ryzyka jakim jest wyjście do drugiego człowieka. Ważne jest, żeby się nie zatrzymać na lęku, ale żeby iść w stronę nadziei, że, jak to pisał Tischner, wyjście z tej kryjówki jest możliwe.
Trudno prosić o konkluzję z tych spotkań, bo filozofia jest otwarta na różne odpowiedzi i nie zamyka się w jednej z nich, ale czy w dyskusjach zwyciężył lęk, czy też nadzieja?
W.B.: Dla mnie ciekawe było, że w wykładach dominował ton optymistyczny. Nam się wydawało, jak projektowaliśmy spotkania, szczególnie sesję naukową, że jednak rozmowa potoczy się w stronę ciemności w naszym życiu, czarnych dziur w naszej psychice. Tymczasem okazało się, że większość z zaproszonych gości mówiło raczej o przełamywaniu lęku. Ciekawe czy jest to tylko wpływ patrona, który zawsze uważał, że zawsze trzeba mówić pozytywnie i że gdyby górale pisali historię Antygony to by się stryczek urwał i Antygona by przeżyła. Coś takiego było w Tischnerze. Uważał on, że trzeba jednak, nawet jeśli pisze się o najcięższych doświadczeniach, szukać tego światła, że nawet na dnie rozpaczy błyska jakieś światełko nadziei. Być może w ogóle sam lęk jest zjawiskiem, które jest bardzo trudno opisywalne. Na jedną rzecz zwróciłbym szczególną uwagę – w tych wystąpieniach było bardzo ciekawe to, że lęk był opisywany zarówno jako siła paraliżująca człowieka jak i siła życiodajna. Lęk jest też siłą…
Potrzebna jest pewna doza lęku, by stworzyć coś pozytywnego?
W.B.: Tak, to jest to, czym jest lęk o wartości, lęk w ogóle jako efekt tego, że życie składa się z ryzykownych wyborów. Człowiek, który nie podejmuje ryzykownych wyborów gnuśnieje, lęk jest tym, co go w jakiś sposób „napędza”.
Ojciec Jan Andrzej Kłoczowski wspomniał nawet o bojaźni Bożej, która jest zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym.
W.B.: Tak, ojciec Kłoczowski powiedział o bojaźni w kontekście takich bardzo zwykłych, ludzkich doświadczeń, np. matka boi się o dziecko tzn. boi się o to, co się może z nim stać na ulicy i w szkole, konkretnych niebezpieczeństw, ale boi się też ogólnie- tzn. jak się potoczy jego życie, czy będzie szczęśliwe. To nie jest strach przed czymś konkretnym ale to jest rodzaj bojaźni, w której wyraża się jej miłość. Z nią się mogą potem stać różne rzeczy, może się przerodzić w coś niebezpiecznego dla dziecka, ale pierwszy impuls jest dobry. Pojęcia: klęk, strach i bojaźń opisują bardzo skomplikowaną rzeczywistość, której nie da się rozumieć tylko jako pewnej negatywności, jako sfery zła, która niszczy człowieka. Jest to sfera, która jest człowiekowi potrzebna, jest ściśle związana z jego egzystencją i wyzwaniami przynoszonymi przez nią.
Filozofia Józefa Tischnera jest często odbierana jako trudna, nie przeznaczona jako czytadło do poduszki…
W.B.:  Ale są pewne fragmenty, szczególnie dotyczące literatury, które się tak czyta bardziej potoczyście.
DT mają przybliżyć tę trudną myśl. Co Pan, jako autor monografii o Tischnerze może wskazać zwykłemu człowiekowi w tej filozofii, czego warto szukać?
W.B.: Dni właściwie nie do końca pomagają zrozumieć samego Tischnera. One bardziej podejmują pewne problemy, którymi się zajmował, ale nie zajmują się ściśle jego filozofią. Tekstów o Tischnerze, czy samych jego tekstów trochę jeszcze brakuje. Ale ja wszystkim, którzy się interesują jego myśleniem, a nie są profesjonalnymi filozofami, poleciłbym przede wszystkim jego książki – rozmowy. Takich pozycji jest aż cztery, zwłaszcza książka Spotkanie- rozmowa z Anną Karoń Ostrowską, którą przygotowałem już po śmierci Tischnera. To jest taki wstęp do jego głównych idei filozoficznych. I potem powoli można wchodzić w jego świat. Uważam, że lekturą, która najłatwiej otwiera ten świat jest Myślenie według wartości, chociaż książka ta powstała trzydzieści lat temu i dotyczy sporów wtedy prowadzonych. Ale jeśli się ją uważnie i po kolei przeczyta (tam też jest tekst „Ludzie z kryjówek”), to się zobaczy zarówno źródło myśli Tischnera, (omawia tam bowiem Heideggera, Levinasa, Marcela itd.), jak i jego punkt dojścia (np. Myślenie z wnętrza metafory). Tischner zmierza ku filozofii, która by opisała to, co się między nami dzieje, nawet tak banalną sytuację jak rozmowa, jak wywiad. Pani mnie pyta, bo ma nadzieję, że ja odpowiem, nie że zlekceważę tego pytania ani nie wyśmieję. Nawet taka zwykła rozmowa jak nasza jest aktem zaufania, na to Tischner zwracał uwagę. W naszym życiu jest dużo więcej aktów zaufania niż nam się wydaje. A skoro są akty zaufania, to znaczy, że nasz […] nie jest do końca usprawiedliwiony.
Jak Pan ocenia tegoroczne DT?  Frekwencja jak zwykle dopisała.
W.B: Na te imprezy przychodzi generalnie od stu do kilkuset słuchaczy. Były i takie spotkania w przeszłości na których było tysiąc osób. Frekwencja się nie zmienia. Ciekawe jest to, że publiczność jest wielopokoleniowa, w zasadzie przychodzą przedstawiciele wszystkich grup wiekowych od osób osiemdziesięcioletnich, aż do młodzieży licealnej. Młodzież przychodzi nie tylko na imprezy do niej adresowane, ale nawet chętniej na spotkania otwarte dla ogółu publiczności, mam na myśli Jaskinię filozofów, ale też bardzo wiele osób zgromadziło głośne czytanie tekstu Ludzie z kryjówek. Myślę, że z jednej strony publiczność przyciągnął Tischner, a drugiej znakomici aktorzy- Globisz i Romanowski. To pokazuje, że jest w ludziach głód innego obrazu i słowa niż tego z którym na co dzień mamy do czynienia w mediach. Czytanie trwało ponad godzinę i publika siedziała cały czas. Miałem wrażenie, że ci ludzie byli nastawieni na to, żeby chłonąć. Myślę, że w ludziach jest dużo głodu prawdy.
Czy widzi Pan ugruntowanie marki DT? Pewnie trudno zgromadzić tak znane nazwiska na takie spotkanie?
W.B.: Czasem nawet trudniej jest zaprosić gości z Polski, bo gości z zagranicy zapraszamy z dużym wyprzedzeniem. Właściwie raz się zdarzyło, że ktoś odmówił udziału, ale dlatego, że stwierdził, iż nie mieści się w tamach imprezy filozoficznej. Mamy już jakąś marka. Tutaj się właściwie łączą dwie marki - DT i marka Znaku i Hestii im. ks. Tischnera. Ta nagroda przez dziewięć lat zgromadziła piękną listę laureatów, kawał polskiej filozofii i polskiego myślenia, ale też polskiego działania. Tam są piękne postaci zajmujące się działalnością pomocową.
Tuż przed D.T. odświeżyliśmy stroną internetową www.tischner.pl . Powstała ona zaraz po śmierci księdza. Jest sposobem na to, żeby zgromadzić publiczność tischnerowską w jednym miejscu. To będzie taka strona, na której będziemy informować o wszystkich wydarzeniach i książkach związanych z Tischnerem. W pierwsze dni już mieliśmy kilka tysięcy wejść, czyli jest jakaś grupa ludzi, dla której Tischner jest najlepszą marką, tylko musimy zadbać o tę markę.
A co zaplanowaliście za rok?
W.B.: Nie wiem czy będzie jeden temat przewodni, ponieważ w przyszłym roku jest 10. rocznica śmierci Tischnera i trzeba zrobić imprezę, która by zbierała owoce tych lat, pokazała, że Tischner jest bogaty, że można z niego wziąć bardzo różne rzeczy. Mam wstępną zgodę od ks. Tomasza Halika, chcielibyśmy, żeby był on głównym gościem imprezy i żeby wygłosił główny wykład. To by było dla nas bardzo ważne, bo nazywany jest on czeskim Tischnerem i rzeczywiście jest wiele elementów zbieżnych w ich myśleniu, są bardzo podobni w sposobie patrzenia na rzeczywistość mimo różnic w zainteresowaniach filozoficznych. Tyle wiemy dzisiaj.

Rozmawiała: Katarzyna Jasińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski