Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był czas wielkiej radości [ZDJĘCIA]

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Rodzina Piąstków ze swoimi gośćmi
Rodzina Piąstków ze swoimi gośćmi Fot. Archiwum prywatne
Światowe Dni Młodzieży. Pielgrzymi i mieszkańcy powiatu na długo zapamiętają te wyjątkowe chwile, które już (niestety) za nami.

Filip po raz drugi spotkał się z papieżem Franciszkiem

- Od początku roku deklarowaliśmy chęć przyjęcia pod nasz dach pielgrzymów, a zwłaszcza osoby niepełnosprawne, bo mamy dom przystosowany do potrzeb osoby jeżdżącej na wózku inwalidzkim - mówi Stanisława Piąstka z Dobczyc, mama niepełnosprawnego Filipa.

- I tak trafiło do nas czworo pielgrzymów: troje Niemców i Brazylijczyk, w tym kobieta jeżdżąca na wózku, której przyjaciele spełnili marzenie o uczestniczeniu w ŚDM. To jak się nią opiekowali, z jakim oddaniem się nią zajmowali wywoływało u mnie nieraz myśl, że chciałabym mieć choć jednego takiego przyjaciela, jakich ona miała przy sobie troje.

Wraz z mężem i Filipem uczestniła we mszy świętej w sanktuarium w Łagiew-nikach. - I tam zdarzyło się coś niesamowitego - opowiada. - Po raz drugi w tym roku spotkaliśmy się z papieżem Franciszkiem i otrzymaliśmy jego błogosławieństwo.Papież znów przytulił Filipa, co więcej, kiedy zapytałam czy go poznaje, odparł, że tak.

Przypomnijmy, że dzięki determinacji swoich rodziców w kwietniu tego roku cierpiący na czterokończynowe porażenie dziecięce Filip spotkał się z papieżem Franciszkiem na audiencji w Watykanie.

***

Peruwianki dziękują myśleniczanom i zapewniają o modlitwie

Dzięki rozgłosowi, jaki nadali akcji „Bilet dla Brata” myśleniccy wolontariusze Światowych Dni Młodzieży, udało się zebrać pieniądze i sfinansować bilety lotnicze dla tych trzech młodych kobiet z Peru: Carmen, Cynthii i Giny.

Ich samych nie byłoby stać na taki wydatek, dlatego już to sprawiło, że poczuły ogromną wdzięczność i sentyment do Polski, a szczególnie Myślenic. Jednak, jak stwierdziły, to co tu zobaczyły zupełnie przerosło ich wyobrażenia na temat naszego kraju.

Jak mówiły dziewczęta, Polska przypomina im krainę, którą jako dzieci wyobrażały sobie oglądając lub czytając bajki. Jak wszyscy nasi rozmówcy-uczestnicy ŚDM mówiły o wspaniałym przyjęciu ich w Polsce, ale w odróżnieniu od innych, nie używały słów „gościnność”, ale „miłosierdzie”.

- Kiedy szłyśmy z Wieliczki do Kampusu w Brzegach ludzie wychodzili z domów, cieszyli się razem z nami, podawali nam wodę, a nawet polewali nas wodą z węży. Podczas takiego upału to też było przejawem miłosierdzia - mówi Carmen.

A Gina dodaje: - Lekcja, jaką stąd wywiozę, brzmi: mieć dla innych tyle miłosierdzia, ile sama tutaj otrzymałam.

To co jeszcze rzuciło się im w oczy, to traktowanie kobiet (zwłaszcza w tradycyjnych polskich tańcach, które obserwowały; kobieta jest tam przez mężczyznę traktowana jak księżniczka) oraz tradycyjny obraz rodziny i to, że rodzina stanowi w Polsce prawdziwą wartość.

- W Peru bardzo popularny jest konkubinat - dodaje Katarzyna Jawor, świecka misjo-narka, która na co dzień posługuje w Peru, skąd pochodzą Carmen, Gina i Cynthia. Właśnie ona wytypowała dziewczęta do akcji „Bilet dla Brata” doceniając ich pracę i zaangażowanie m.in. w ruch obrony życia.

Dziewczyny chłonęły nie tylko Polskę, ale przede wszystkim słowa papieża Franciszka. Jak wielu młodym, Ginie mocno zapadła w pamięć te o „kanapie”, papieska przestroga, aby nie mylić szczęścia z wygodą, której symbolem jest kanapa. Papież powiedział też: „Aby pójść za Jezusem trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałeś”, po których Gina poczyniła ważne postanowienie. - Podjęłam decyzję, żeby zawsze mieć założone buty, być zawsze gotowa do drogi. W każdym momencie - mówi poważnie dziewczyna.

Carmen, która studiowała położnictwo i marzy o medycynie oczekiwała, że usłyszy od papieża „Nie bój się”. I cieszy się, że się nie zawiodła. Zwróciła też uwagę na świadectwo młodej Syryjki. - Jako Peruwianka nie mogę teraz powiedzieć, że problem Syrii mnie nie dotyczy - mówi.

Na zakończenie naszego spotkania dziewczęta skierowały kilka słów do myśleniczan i wszystkich pozostałych, których serdeczności doświadczyły. - Chciałabym ogromnie podziękować za to, że pozwoliliście mi poczuć się jak w rodzinie. Zabieram Was w sercu i zapewniam o swojej modlitwie - mówiła Cynthia.

- Dziękuję ponieważ czułam się tutaj bardziej u siebie niż to czuję, kiedy jestem w swoim kraju - mówiła Carmen. - Miałem wrażenie, jakby… codziennie były moje urodziny. Dziękuję za każdy nawet najdrobniejszy gest, jakimi byłam tutaj zasypywana. Mam pragnienie, aby kiedyś tu wrócić.

- Jestem ogromnie wdzięczna i na pewno tego nigdy nie zapomnę! Pomimo odległości, jaka dzieli nasze kraje pozostaniemy złączeni w modlitwie. Uściski dla każdego! - mówi Gina.

***

Odwiedzili Oświęcim i Wadowice

Kraków. Kilkuosobowa grupa młodych machając zatrzymuje wolno jadącego (korki) busa i wsiada do niego. Nieco zdezorientowany kierowca mówi: „Myślenice”, a oni kiwają głowami i powtarzają za nim: „Myslenice, Myslenice”.

Okazuje się, że to pielgrzymi z USA zakwaterowani w Myślenicach. Płacą za bilet i wyczerpani zajmują miejsca. Tylko nieliczni rozmawiają, większość odpoczywa. Zapytani o to, co im się szczególnie w Polsce podoba wskazują za okno, na krajobraz. - Macie piękne góry - mówi Eileen, jedna z Amerykanek.

Kiedy jakiś kierowca zajeżdża nagle drogę busowi, ten ostro hamuje, a kierowca głośno (choć nie wulgarnie) mówi co myśli o takim zachowaniu, Amerykanka dzieli się ze mną swoim spostrzeżeniem. - Wasz styl jazdy i temperament kierowców jest... inny niż u nas, w USA.

Za chwilę „na pociesznie” dodaje: - Ale we Włoszech jest gorzej.

Chcieli wysiąść przy „hig-hway seven”, ale bus zjechał już z zakopianki. Wysiadają więc blisko rynku, ale szybko orientują się gdzie są. Rozpoznają lodziarnię. Przy okazji dowiaduję się, że polskie lody przypadły im mocno do gustu.

Smakowały im zresztą nie tylko lody. - Polska żywność jest bardzo dobra. Byliśmy dobrze karmieni przez lokalnych restauratorów - mówi Lucy.

I jak wszyscy byli zachwyceni polską gościnnością.

Odlecieli w nocy z poniedziałku na wtorek, ale jeszcze w poniedziałek postanowili odwiedzić dwa miasta: Wadowice i Oświęcim. Oto co mówili po powrocie z nich:

- Nasz pobyt w byłym obozie zagłady Auschwitz był niezwykłym doświadczeniem. Zobaczenie obozu „na żywo” dało nam inną perspektywę spojrzenia na okrucieństwa, o których czytaliśmy w podręcznikach historii. Auschwitz uczy nas, co może się wydarzyć, kiedy godność człowieka jest deptana. Ta wizyta sprawiała, że jeszcze mocniej dostrzegamy w każdym człowieku, jako dziecku Bożym, jego indywidualną godność - relacjonowali.

- Wizyta w Wadowicach, rodzinnym mieście św. Jana Pawła II sprawiła nam niezwykłą przyjemność - opowiadają dalej. - Jego dom-muzeum jest niezwykle pouczającym miejscem do odwiedzenia, gdyż pozwala zrozumieć, że choć został świętym, był przede wszystkim normalnym człowiekiem, jak każdy z nas. Tamtejszy kościół jest przepiękny, spędziliśmy w nim trochę czasu na cichej modlitwie o uzdrowienie całego świata.

***

Oddali pielgrzymom trzy pokoje, sami we czwórkę spali w jednym

W samym Sieprawiu mieszkało ponad 1000 pielgrzymów z Werony. Nieco ponad połowa z nich u rodzin w domach, pozostali w szkołach.

- Od początku wiedzieliśmy, że przyjmiemy pod swój dach pielgrzymów - mówią Barbara i Zbigniew Sanowscy, małżeństwo z Sieprawia. - Sami chodziliśmy na pielgrzymki, zresztą na jednej z nich się poznaliśmy i zawsze wtedy inni serdecznie przyjmowali nas w domach. Wiemy co znaczą trudy pielgrzymki, dlatego było to dla nas oczywiste, że otworzymy swój dom dla pielgrzymów.

I tak ich dom stał się na kilka dni domem dla pięciu młodych Włoszek i jednego księdza, także Włocha. Księdzu oddali jeden pokój, dwóm dziewczętom (biologicznym siostrom) drugi, pozostałe trzy spały w salonie na materacach. Oni sami spali w ostatnim z pokoi, we czwórkę, razem ze swoimi dwiema pociechami. Nie narzekali jednak na nic. Wręcz przeciwnie. Byli i są zachwyceni tym, że mogli w ten sposób włączyć się w ŚDM. Na tym zresztą ich zaangażowanie się nie kończyło. Jako członkowie parafialnego komitetu organizacyjnego byli odpowiedzialni za wyżywienie. - Zdarzyło się, że musieliśmy wydać 1400 posiłków! I to w ciągu dwóch godzin, trzeba się więc było mocno uwijać - opowiada Zbyszek.

Włosi okazali się wymarzonymi gośćmi. Jedzenie im smakowało, nie grymasili więc, a po kolacji nie czekali aż sprzątnie się ich nakrycia ze stołu, ale sprzątali je sami. Co więcej, ostatniego dnia przed wyjazdem to oni przygotowali włoską kolację swoim gospodarzom chcąc im w ten sposób podziękować za gościnę.

Za sprawą ich temperamentu, Siepraw przez tych kilka dni pełen był śpiewu i tańca. Zorganizowali też festiwal włoski. To wydarzenie, jak zresztą wszystkie inne, w których brali tutaj udział Werończycy, transmitowała telewizja, która razem z nimi przyjechała do Sieprawia. Mieli wozy transmisyjne a w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu zaaranżowali swoje studio. Mieli też telebim, na którym oglądali mszę inaugurującą ŚDM.

- Pod każdym względem byli doskonale zorganizowani, zarówno w małej grupce mieszkającej u nas, jak też jako cała duża grupa - mówi Zbyszek.

Rodzina Sanowskich ze „swoimi” Włochami porozumiewała się głównie po angielsku.

- Nasi goście byli zachwyceni tym, jak zostali tu przyjęci, i to nie tylko u nas, ale w ogóle, w Polsce - mówi Zbyszek. - Podobała im się także zieleń, przyroda.

Kilkudniowe mieszkanie pod jednym dachem wystarczyło, żeby nawiązały się więzy polsko-włoskiej przyjaźni. Włosi odjeżdżając zostawili swoim gospodarzom zaproszenie do Werony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski