Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był strzał w dziesiątkę

Rozmawiał Paweł Gzyl
Kasia wiedzie swoich kolegów na szczyt polskiego rocka
Kasia wiedzie swoich kolegów na szczyt polskiego rocka FOT. JAKUB OBAREK
Rozmowa z Kasią Staszko, wokalistką zespołu The Lollipops o ich nowej płycie „Miniatures”

– Wasza wytwórnia reklamuje Was jako „najlepszy polski towar eksportowy”, a w jednej recenzji przeczytałem, że mielibyście „więcej fanów na Zachodzie niż w Polsce”. To bardziej Was cieszy czy irytuje?

– Takie opinie na pewno dobrze brzmią. Ale z jednej strony są budujące, a z drugiej – irytujące. Bo, kiedy ktoś, kto jeździ po świecie i słucha różnej muzyki wygłasza coś takiego, to jest dla nas miłe. Ale przecież nas nie ma na Zachodzie – my działamy tu i teraz. Przyjmujemy więc te opinie, ale dopóki co, jesteśmy na polskim podwórku i dobrze by było tutaj szerzej zaistnieć.

– Macie już jednego ważnego fana na Zachodzie – to Nick Cave, który wybrał The Lollipos na support przed występem swego Grindermana w Polsce.

– Byliśmy wtedy na takim etapie działalności, że graliśmy głównie w małych klubach. Jedyną okazję, aby pojawić się na większej scenie, mieliśmy podczas warszawskiego festiwalu Don’t Panic We’re From Poland. Dlatego nie czuliśmy się specjalnie powołani do roli takiego supportu.

I kiedy zagraliśmy – nie byliśmy z siebie za bardzo zadowoleni. Ale potem, przy okazji kolejnych występów, natknęliśmy na się ludzi, którzy nas wtedy oglądali – i oni wyrażali się o tym występie bardzo pozytywnie! Podobnie było niedawno, kiedy nasz były perkusista miał okazję po raz pierwszy posłuchać The Lollipos z widowni.

– Co spowodowało zmianę perkusisty?

– Proza życia i nowe priorytety.

– To te personalne perturbacje sprawiły, że Wasz drugi album ukazał się dopiero po trzech latach od pierwszego.

– Materiał mieliśmy gotowy już wcześniej. Dlatego na płycie umieściliśmy nie tylko całkiem nowe utwory, ale i takie, które zrobiliśmy już dwa lata wcześniej. Z racji tego, że nie mieliśmy wydawcy, wszystko to przeciągało się w nieskończoność. Teraz już wiemy, że nie było sensu czekać. W efekcie weszliśmy do studia dopiero w zeszłym roku – nie mając jeszcze kontraktu z żadnym wydawcą. W podobnej sytuacji byli chyba też Panowie z zespołu Muchy. Takie bywają realia polskiego rynku muzycznego.

– Czyli sami sfinansowaliście swoje nagrania?

– Mieliśmy jednego sponsora. A do tego po prostu pograliśmy trochę koncertów – i zrobiliśmy zrzutkę. Potem pojawiła się wytwórnia MTJ i płyta jest już na rynku.

– Ponoć drugi album jest dla każdego zespołu najtrudniejszy. W waszym przypadku też tak było?

– Mieliśmy prawie trzy lata na przygotowanie tego materiału. Dlatego, kiedy weszliśmy do studia, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Stąd nagrania instrumentów zajęły nam tylko... cztery dni! Potem jeździłam nagrywać wokale do Wrocławia, a na koniec czekaliśmy, co Marcin Bors z tym wszystkim zrobi.

– Marcin majstrował już przy Waszym debiucie. Dlaczego tym razem oddaliście już wszystko w jego ręce?

– Dlatego, że podobało nam się to, co zrobił z pierwszym albumem. Jego wybór był więc właściwie bezdyskusyjny. Poza tym on współpracuje z realizatorem Ignacym Gruszeckim, który ma wspaniałe wyczucie klimatu i nagrał wszystkie instrumenty dokładnie tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. To był strzał w dziesiątkę.

– Podobno Marcin zawsze nagrywa w nocy. Dałaś z tym sobie radę?

– Tak. Kiedy pojechałam za pierwszym razem, aby wybrać mikrofony i przygotować wszystko, wiedziałam już, że on ma taki zwyczaj. Myślałam więc: „Matko święta, jak ja sobie z tym poradzę, przecież nie jestem nocnym typem!” Dlatego przekonałam go, że powinniśmy jednak pracować w dzień. Niestety – okazało się, że wszystko mnie rozpraszało, ciągle ktoś przychodził, było nie tak, jak trzeba. Następnym razem pracowaliśmy więc już w nocy – i od razu poszło z górki. (śmiech)

– Generalnie nowy album jest mocniejszy od debiutu. To dlatego, że w tworzeniu materiału prym wiedli gitarzyści?

– No, rzeczywiście, do tej pory kompozycjami zajmowali się Jacek i Romek. Nad wokalami pracowałam raczej sama, choć w kilku przypadkach oni mi też pomogli. Dlatego nasza muzyka jest mocno gitarowa. Ale nowe kawałki, które teraz robimy, są już nieco inne – bardziej stonowane, spokojne i emocjonalne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski