Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był wypadek przy pracy

DW
Marcin Chmiest (przy piłce) strzelił w sobotę dla Sandecji jedynego gola Fot. (KOW)
Marcin Chmiest (przy piłce) strzelił w sobotę dla Sandecji jedynego gola Fot. (KOW)
Na boisko wszedł Pan w momencie, kiedy losy meczu były praktycznie przesądzone. Czy wierzył Pan jeszcze w możliwość odrobienia dwubramkowej straty?

Marcin Chmiest (przy piłce) strzelił w sobotę dla Sandecji jedynego gola Fot. (KOW)

ROZMOWA z MARCINEM CHMIESTEM, strzelcem honorowego gola dla Sandecji w piątkowym meczu I ligi z Wisłą Płock (1-3)

- Do końca pozostawało przeszło pół godziny, mieliśmy więc jeszcze sporo czasu na doprowadzenie przynajmniej do remisu. Niestety, wkrótce dostaliśmy trzeciego gola i stało się jasne, że punktów tego dnia nie zdobędziemy.

- Mimo to walczyliście do końca, czego efektem była bramka w Pańskim wykonaniu.

- Jest różnica w przegraniu 0-3 a 1-3. To honorowe trafienie należało się naszym kibicom, chociaż oczywiście nikomu satysfakcji nie dało. Boisko opuszczałem wściekły, bo na własnym boisku powinno się z beniaminkiem wygrywać.

- Co, w Pańskim odczuciu, zadecydowało o porażce z Wisłą?

- Trudno mi tak na gorąco oceniać. Na analizę przyjdzie czas na początku tygodnia. Wydaje mi się jednak, że zabrakło nam agresji w poczynaniach. Nie to, żebyśmy nie chcieli wygrać, lub dążyli do zwycięstwa jak najmniejszym nakładem sił. Po prostu mecz nie ułożył się po naszej myśli, co nie wpłynęło korzystnie na psychikę chłopaków. Zamiast prowadzić 2-0, przegrywaliśmy do przerwy w takich właśnie rozmiarach.

- Nie obawia się Pan, że strata kompletu punktów wpłynie niekorzystnie na morale zespołu?

- Nie, to nie wchodzi w rachubę. Na nasze głowy wylany został kubeł zimnej wody i może nawet dobrze, że stało się tak już na początku rozgrywek. Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, że głośno mówi się o naszych ekstraklasowych aspiracjach, co spowoduje, że przyjeżdżające do Nowego Sącza drużyny nie będą grały otwartej piłki. Powinniśmy być zatem przygotowani na wyprowadzanie ataków pozycyjnych.

- Sobotnia przegrana nie jest Pańskim zdaniem oznaką słabości Sandecji?

- W żadnym przypadku. To był raczej wypadek przy pracy.

- Nie wystąpił Pan w Bydgoszczy, w meczu z Wisłą wszedł Pan na boisko dopiero w drugiej połowie. Kontuzja wciąż nie pozwala o sobie zapomnieć?

- W przedsezonowej wewnętrznej gierce doznałem stłuczenia kostki, wdał się później stan zapalny. Stąd moja absencja. Noga trochę jeszcze pobolewa, ale myślę, że z treningu na trening ten ból powinien ustępować.

- Żelazny atak Sandecji tworzyli do niedawna Arkadiusz Aleksander i Marcin Chmiest. W nowym sezonie przybył wam groźny rywal w osobie Bartosza Wiśniewskiego.

- Powalczymy zatem o miejsce w przedniej linii. Rywalizacja będzie dla nas wszystkich dodatkowym czynnikiem motywacyjnym. A trenera Kurasa przyprawi o ból głowy przy ustalaniu wyjściowego składu.

Rozmawiał: Daniel Weimer

Pod szatnią Sandecji

Niewesołe nastroje panowały w ekipie gospodarzy po przegranym przez nich piątkowym meczu u siebie z Wisłą Płock 1-3. Podopieczni trenera Mariusza Kurasa zgodnie i samokrytycznie przyznawali, że rozegrali słabe spotkanie, nie mając niczego na swe usprawiedliwienie. Poniżej kilka opinii.

Jano Frohlich, obrońca, kapitan zespołu:

- Dałem dzisiaj z siebie wszystko, zostawiłem na boisku całe zdrowie. Nie udało się, trudno. Jestem na siebie wściekły. Zawsze podkreślałem, że w każdym meczu, bez względu na to, czy się gra z beniaminkiem, czy ze spadkowiczem z ekstraklasy, należy dążyć nie do remisu, lecz do zwycięstwa. Dlatego podział punktów przed tygodniem w Bydgoszczy przyjąłem bez pełnej satysfakcji. Myślałem, że tamtą stratę powetujemy sobie w potyczce z Wisłą. Stało się inaczej. Nie zamierzam wkraczać w kompetencje trenera, ale myślę, że dokona on pewnych korekt w składzie i na następny mecz z Arką Gdynia, który stoczymy ponownie na własnym boisku, wyjdziemy maksymalnie zmobilizowani. To wprawdzie dopiero początek rozgrywek, ale jeśli chcemy awansować do ekstraklasy, to nie możemy pozwolić, żeby rywale za bardzo nam uciekli.

Petar Borovićanin, obrońca:

- Po raz drugi nie znalazłem się w meczowej osiemnastce i nie ukrywam, że humoru mi to nie poprawia. Jestem zdrowy, gotowy do gry, po kontuzji barku nie pozostał już ślad, solidnie przepracowałem obóz, na treningach się nie oszczędzam. Wszystko zależy jednak od opinii trenera i ja jego decyzję szanuję. Widocznie uważa, że nie jestem jeszcze na sto procent przygotowany do występów i że są ode mnie lepsi. Pozostaje mi więc tylko walczyć o powrót do składu Sandecji i czekać na otrzymanie szansy udowodnienia, że mogę się jeszcze na coś zespołowi przydać.

Pavel Eismann, pomocnik:

- Szkoda straconych punktów i kibiców, którym sprawiliśmy ogromny zawód. Nie wyszedł nam ten początek rozgrywek: dwa mecze i zaledwie jeden punkt. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy, liczyliśmy na znacznie okazalszy urobek. Sezon jest jednak długi, wszystko jest jeszcze do odrobienia. Podejrzewam, że liga będzie bardzo wyrównana, nie ma murowanych faworytów, którzy oderwaliby się już na starcie od stawki drużyn. Dopóki starczy nam sił, będziemy walczyć o awans do ekstraklasy. Nie możemy sobie jednak pozwalać na takie, jak ta piątkowa, wpadki. Teraz powinno być już tylko lepiej.

(DW)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski