Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była prawdziwa furia Hiszpanów. Włosi nie mieli nic do powiedzenia

BK
CUDOWNY FINAŁ EURO 2012 – także dla nas, Polaków, bo okazało się, że jesteśmy mistrzami w organizacji wielkiej piłkarskiej imprezy. W niedzielę na Stadionie Olimpijskim w Kijowie nastąpiło wspaniałe zakończenie turnieju.

FINAŁ. Hiszpania gromi Włochów czterema golami. Tak wysokiej wygranej nie było jeszcze w historii meczów finałowych.

Nadzwyczajne przede wszystkim dla ekipy Vicente del Bosque, która jako pierwsza drużyna w historii obroniła tytuł mistrza Europy. Matadorzy z Hiszpanii zadali aż cztery ciosy za sprawą Silvy, Alby, Torresa i Maty. Ale chwała też zwyciężonym, którzy kończyli w „10”.

Hiszpania – Włochy 4:0 (2:0)

1:0 Silva 13, 2:0 Alba 41, 3:0 Torres 84, 4:0 Mata 88.

Sędziował Pedro Proenca (Portugalia).

Żółte kartki: Pique – Barzagli.

Widzów 63 170.

Hiszpania: Casillas – Arbeloa, Pique, Ramos, Alba – Xavi, Busquets, Alonso – Silva (59 Pedro), Fabregas (75 Torres), Iniesta (87 Mata).

Włochy: Buffon – Abate, Barzagli, Bonucci, Chiellini (21 Balzaretti) – Pirlo – Marchisio, Montolivo (57 Thiago Motta), De Rossi – Balotelli, Cassano (46 Di Natale).

Mistrzostwa Europy formalnie zakończyły się jeszcze przed meczem finałowym. Dwunastominutowa ceremonia zamknięcia, podczas której niemiecka piosenkarka Oceana, ze sceny ustawionej pod gigantycznym nadmuchanym pucharem Delaunaya zaśpiewała "Endless Summer”, a 800 wolontariuszy zaprezentowało m.in. żywą "drabinkę” turniejową, była tylko przystawką przed meczem o złoto pomiędzy Hiszpanią i Włochami. Podobnie jak efektownie odśpiewany przez solistów i chór kijowskiej Akademii Teatru, Opery i Baletu hymn włoski (hiszpański nie posiada oficjalnych słów – przyp. red. ).

Najważniejsze były jednak gole, a te zdobywali Hiszpanie – w ten sposób ekipa Vicente del Bosque została pierwszym w historii zespołem, który obronił tytuł mistrzów Europy. Dorzucając do tego złoto mistrzostw świata nie można mieć wątpliwości: to piłkarski dream team XXI wieku.

Ale Hiszpania nie jest – wbrew temu, co się powszechnie pisze – pierwszą w historii drużyną narodową, która wygrała trzy kolejne wielkie imprezy piłkarskie. Wcześniej bowiem trzy wielkie imprezy z rzędu wygrały aż cztery inne reprezentacje: Argentyna – Copa America (1945, 1946 i 1947), Iran – Puchar Azji (1968, 1972 i 1976), Meksyk – Złoty Puchar CONCACAF (1993, 1996 i 1998), a także Egipt – Puchar Narodów Afryki (2006, 2008 i 2010). Co nie zmienia faktu, że Hiszpania dokonała takiego wyczynu jako pierwsza drużyna z Europy.

Wróćmy jednak do meczu finałowego, a ten był starciem najlepszych bramkarzy świata, najszczelniejszych linii obrony i najbardziej kreatywnych pomocników. Szale były równe, tym bardziej, że w półfinałach lepsze wrażenie wywarli Włosi. Jak jednak powtarzali obaj trenerzy: to, co było nie ma już znaczenia. Liczyła się tylko i wyłącznie gra o złoto.

A w tej od początku Italię prześladował pech spotęgowany hiszpańskim stylem gry. W akcjach drużyny Cesare Prandellego, które podnosiły ciśnienie Ikera Casillasa, brakowało do szczęścia centymetrów. Tych, o które nie pomylił się David Silva, pakując głową piłkę do siatki po zabójczym dryblingu Cesca Fabregasa. Kolejny cios zadał Włochom los, gdy boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Giorgio Chiellini, a listę ich nieszczęść uzupełnił Jordi Alba, wykorzystując prostopadłe podanie Xavi Hernandeza. Hiszpanie w taki sposób zaatakowali po raz pierwszy i od razu skuteczny. Mario Balotelli z rozpaczy złapał się za głowę – on takiego podania nie mógł się doczekać.
Dwa gole przewagi stawiały Hiszpanów w komfortowej sytuacji i rozleniwiły sędziego Pedro Proencę – Portugalczyk tuż po przerwie nie podyktował ewidentnego rzutu karnego za zagranie ręką Leonardo Bonucciego. Włosi kurczowo trzymali się resztek nadziei, ale stracili ją w dramatycznych okolicznościach – Thiago Motta doznał kontuzji po pięciu minutach od wejścia na murawę, a Prandelli wykorzystał już limit zmian. Italia w dziesiątkę mogła już tylko czekać na koniec i wysłuchiwać szyderczej pieśni hiszpańskich kibiców "Arrivederci, tralalala”. I ich euforii, która wybuchła, gdy rywali dobili Fernando Torres (strzelił bramkę w drugim finale Euro z rzędu; było to jego trzecie trafienie w turnieju, dzięki czemu dołączył do piątki innych snajperów i razem z nimi podzielił się koroną króla strzelców) oraz Juan Mata, ustalając najwyższy wynik w historii finałów Euro. A potem była już fiesta, sztuczne ognie, "We are the Champions”, czyli to, co Hiszpanie lubią najbardziej.

Nowi starzy mistrzowie Europy wygrali ten finał także na ulicach – Hiszpanów było kilkakrotnie więcej niż Włochów. Za to od rana w Fan Zonie, w centrum miasta, a potem na trybunach pojawiło się zaskakująco wielu Polaków.

Ostatni spektakl Euro 2012 oglądało oficjalnie 63 tysiące widzów. Ale na trybunach widać było wolne miejsca. Atmosfera też była dość piknikowa – najgłośniej nazwę swojego kraju wykrzykiwali... Ukraińcy, a najbardziej markotne miny mieli handlarze biletami, którzy na pół godziny przed pierwszym gwizdkiem opuścili ceny do 50 euro.

– To ciekawe: byłem na półfinale w Warszawie, tam ludzie stali z tabliczkami "kupię bilet”, a tutaj mają tylko "sprzedam bilet” – zauważył Rosjanin Ilja, prezes drugoligowego klubu.

Pod stadionem trwały też manewry sił porządkowych. Takiej ilości milicji, zwłaszcza konnej, jeszcze podczas tych mistrzostw w Kijowie nie było. Wzmożone kontrole dotknęły też dziennikarzy: na akredytacjach dodatkowo umieszczano naklejki z napisem "Final”, bez których niemożliwe było przejście z mieszczącego się w Pałacu Sportu biura na stadion. Także wejściówki na mecz oznaczano – w obawie przed fałszerstwem – kolejnym znaczkiem UEFA.

– Nie chcemy, by cokolwiek wpłynęło na ocenę tych bardzo udanych pod każdym względem mistrzostw – tłumaczyli oficerowie prasowi.

Ich życzeniu stało się zadość. Mistrzostwa Europy 2012 były udane. Ich poziom sportowy i organizacyjny był bardzo wysoki. Było wiele bardzo dobrych meczów, padło mnóstwo bramek.

Polsko-ukraińskie mistrzostwa przeszły właśnie do historii. I od razu zaczęło się odliczanie czasu do Euro 2016 we Francji. Już z udziałem 24 drużyn.

Rafał Musioł, Kijów

Gracz meczu

Xavi Hernandez (Hiszpania)

Wybór piłkarza meczu był po wczorajszym spotkaniu niezwykle trudny. Można by w tym miejscu właściwie wpisać wszystkich Hiszpanów, którzy swój najlepszy mecz zagrali w finale. Wybór padł jednak na Xaviego, bo to on był mózgiem tej drużyny. To on wreszcie posłał cudowne podanie, po którym Jordi Alba strzelił drugiego gola. Trudno było zagrać dokładniej w tej sytuacji. Inaczej – nie dało się zagrać dokładniej. A później Xavi i jego partnerzy już do końca grali tak, że wypadało tylko klaskać. To było w wykonaniu hiszpańskiego lidera fantastyczne zwieńczenie turnieju, który razem z kolegami wygrał w wielkim stylu. (BK)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski