Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była profanacja futbolu

Redakcja
Beskid Andrychów przegrał na własnym boisku ze Szreniawą Nowy Wiśnicz 0-1 (0-1), prezentując w meczu dwa oblicza.

Przemysław Knapik i jego koledzy z Beskidu zostali rzuceni na kolana. Czy szybko z nich powstaną? Fot. Grzegorz Sroka

III LIGA PIŁKARSKA. Beskid Andrychów przegrał na własnym boisku z liderującą Szreniawą Nowy Wiśnicz 0-1 (0-1)

Andrychowianie cieszyli się na pojedynek z liderem, bowiem - jak podkreśla ich trener - w pojedynkach przeciwko takim ekipom rosną im skrzydła. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej dla nich bolesna. - W pierwszej połowi połowie podjęliśmy walkę z liderem - uważa Mirosław Kmieć, trener Beskidu. - Można powiedzieć, że w tym okresie trwała wymiana ciosów. Jak na ironię, gola straciliśmy w okresie naszej najlepszej postawy na boisku. Szkoda, że nieco pomogliśmy rywalom w strzeleniu gola, bowiem zostaliśmy skontrowani po złym rozegraniu piłki Michała Adamusa z Mariuszem Sobalą - podkreśla szkoleniowiec.

Kibice, którzy mierzyli spotkanie miarą pierwszej połowy, przed drugą partią byli bardzo dobrej myśli, spodziewając się bramek dla Beskidu. Tymczasem przeżyli rozczarowanie. Zresztą nie tylko oni. - Powiem tak, że czegoś takiego, co zaprezentowaliśmy w drugiej połowie przeciwko Szreniawie, jeszcze w naszym wykonaniu nie widziałem - przyznaje Mirosław Kmieć. - Była to chyba najsłabsza odsłona odkąd jestem w Beskidzie, a uzbierało się tego już siedem lat. Bywały gorsze czasy, kiedy w klubie była organizacyjna bieda, ale jakoś lepiej walczyliśmy. Tym razem z utęsknieniem czekałem na końcowy gwizdek sędziego, obawiając się pogromu. Już dawno zakończenie przegranego spotkania nie sprawiło mi takiej ulgi. Powiedziałem zawodnikom, że zawsze można przegrać mecz i nie powiedziałbym nic, gdybyśmy kreowali grę, ale brakowałoby nam szczęścia przed bramką rywali. Tymczasem w naszej grze nie było dokładności, celności podań, więc o jakim zagrożeniu bramki rywala moglibyśmy mówić. Powiem więcej. W naszym wykonaniu była to profanacja futbolu. Nie będę wymieniał żadnych nazwisk, żeby kogoś nie urazić, bo wygrywa i przegrywa cały zespół.

Trener zdaje sobie sprawę z tego, co było przyczyną słabszej postawy zespołu. - Cały tydzień poprzedzający mecz przeciwko Szreniawie byłem w Warszawie, by podnosić swoje trenerskie kwalifikacje - zdradza trener Beskidu. - Myślałem, że jak dam zawodnikom rozpiskę na treningi, to sumiennie podejdą do zajęć. Tymczasem przed meczem usłyszałem, że wielu zlekceważyło sobie zajęcia. Jeśli ktoś odpuścił trzy, czy cztery treningi, potem wszystko wyszło na boisku. Kiedyś, gdy futbol był wolniejszy, treningowe lenistwo udałoby się jakoś zatuszować. Tymczasem w dobie szybkiej, często wręcz atletycznej piłki, odpuszczenie kilku treningów bardzo szybko zostało brutalnie obnażone. Organizmu nie oszukasz. Żałuję, bo podejście zespołu do zajęć podczas mojej nieobecności było też wyrażeniem z jego strony stosunku do mojej osoby. Tak to przynajmniej odbieram. Zawodnicy nie mogą też zachowywać się po szczeniacku. Skoro w środę graliśmy w Makowie Podhalańskim meczu Pucharu Polski, to nie można było dzień przed meczem ze Szreniawą uganiać się za piłką z amatorami na "Orliku", żeby katować się fizycznie. Te wszystkie elementy po połączeniu w jedną całość złożyły się na naszą porażkę, szczęśliwie dla nas jednobramkową - kończy trener Kmieć.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski