Za Piastów przywilej polowania na bobry przypadał wyłącznie panującemu księciu. Władca zatrudniał specjalnych urzędników zwanych bobrowymi, których jedynym zajęciem było nie tylko organizowanie polowań, ale i opieka nad bobrzymi matecznikami. Nic dziwnego, gdyż każdy fragment upolowanej tuszy miał praktyczne zastosowanie. Ze skór szyto ekskluzywne futra dające ciepło w siarczyste mrozy. Pokryty łuskami ogon pozwał zaliczyć bobra w poczet ryb (unijny ryboślimak to pestka!) i zarazem dań postnych. Jadano go ze smakiem i w zgodzie z sumieniem w liczne podówczas okresy wstrzemięźliwości.
Resztki włosia szły na pędzle, zaś gruczoł zapachowy, zwany strojem bobrowym, uważano za panaceum na liczne choroby. Sadło, czyli skrom, leczyło najgorsze rany. Solidne zęby brunatnoczerwonej barwy wkładano niemowlakom do kołysek, by ukoić bóle ząbkowania. Nade wszystko ceniono futra, które stały się przyczyną wytępienia bobrów prawie w całej Europie. Po II wojnie światowej na Warmii i Suwalszczyźnie doliczono się zaledwie 130 osobników. Wydawało się, że po bobrach zostaną jedynie nazwy miejscowości Bobrowniki czy Bobrowa.
Czterdzieści lat temu z terenów byłego Związku Radzieckiego sprowadzono pierwsze zakupione bobry. Wypuszczone w kilkudziesięciu miejscach, zaczęły się szybko rozmnażać. Wpierw pod troskliwą opieką naukowców i myśliwych, później już samodzielnie. W 2013 roku krajową populację bobra oszacowano ostrożnie na 60 tysięcy osobników! Przyrodnicy odnieśli spektakularny sukces i największy gryzoń występuje w całym kraju. Mało tego, zrobiło mu się ciasno. Prócz rzek i strumieni zajął pożwirowe wyrobiska i rowy odwadniające. Kopie nory w wałach przeciwpowodziowych.
Wreszcie pojawił się w pobliżu autostrad. Dokładnie rzecz biorąc, w odwodnieniach, które zatkane przez zmyślnego zwierzaka, zamieniają się w tak miłe mu bajorka. Wysoki nasyp to wymarzone miejsce na gniazda. Autostrady, oczko w głowie decydentów (jak miło przeciąć wstęgę na najkrótszym choćby kawałku!), bobry podkopują w ekspresowym tempie. Ostatnio w kręgu zainteresowania zwierzaków znalazły się nawet wypełnione wodą zbiorniki przeciwpożarowe. Za wyrządzone szkody płaci Skarb Państwa, a wypłacone sumy zaczynają być zauważalne w budżecie.
Przyrodniczy sukces zamienił się w klęskę urodzaju. Po kuluarach służb chroniących środowisko krąży wizja totalnych bobrzych łowów. Na razie jednak nic im nie grozi. Myśliwi stoją z bronią przy nodze. O polowaniu ani myślą, ale o tym za chwilę.
Na świecie istnieją tylko dwa gatunki, które potrafią zmieniać środowisko wedle własnych potrzeb: bobry i ludzie. Gryzonie uwielbiają rozlewiska. Jeśli takich miejsc zabraknie, bobrza rodzina zaczyna ścinać drzewa, budować tamę i piętrzyć wodę. Największe zapory z kawałków pni, mułu, kamieni mogą sięgać wzrostu człowieka i liczyć kilkaset metrów długości. Powierzchnię powstałego zalewu liczy się w dziesiątkach hektarów. Konstrukcja jest tak solidna, że można po niej chodzić i nie poddaje się niszczącej sile powodzi.
W utworzonym własnoręcznie czy raczej własnozębnie rozlewisku gryzonie budują żeremia, czyli kopulaste stosy drewna ochraniające nory. Prowadzą do nich liczne korytarze o długości kilkudziesięciu metrów z podwodnymi wejściami. Nory mają sprawny system wentylacji, który zapewnia, że mieszkalne komory są suche i ciepłe. Wygodne wyjścia prowadzą wprost do wykopanych rowów, których zwierzęta używają do spławiania cięższych pni i konarów z dużych odległości. Na długo przed Archimedesem odkryły i znalazły praktyczne zastosowanie siły wyporu. Po co męczyć się i wlec materiał po lądzie, skoro można go wygodnie spławić wodą? Kanały transportowe osiągają imponującą długość kilkuset metrów.
Tam gdzie trzeba, stawiają śluzy regulujące poziom wody. Na położonych blisko wody terenach bobry pracują niczym ogrodnicy. Wycinają niesmaczne brzozy, zostawiając ulubione topole, osiki i wierzby. No proszę: bóbr budowniczy, bóbr flisak i bóbr ogrodnik.
Największy gryzoń Europy nie zapada w zimowy sen i jest aktywny przez cały rok dzięki nagromadzonym zapasom. Słowo „spiżarnia” kojarzy się zwykle z podziemną komorą wypełnioną przysmakami. Nie u bobra. Starczy zajrzeć pod koniec września nad najbliższą wodę zamieszkiwaną przez zwierzaki. Podwodne wejścia do mieszkalnych nor znaczą unoszące się w wodzie koncentryczne kręgi zatopionych gałęzi.
Są nie grubsze niż dwa palce i ułożone warstwami aż do dna. Od początku jesieni do pierwszych przymrozków cała bobrza rodzina wyłazi nocami na ląd i pracowicie ścina gałązki ulubionych drzew. Przywleczone i zatopione w wodzie, utrzymują świeżość do początku wiosny, a ściągnięta kora to jedyny pokarm. Nawet jeśli zimą lustro wody skuje tafla lodu, to zwierzaki będą wypływać z korytarzy, których ujścia znajdują się tuż przy dnie, i bez trudu wybierać co smaczniejsze kąski. Na lądzie zima, a zapobiegliwe gryzonie mają suty wikt bez wystawiania na mrozy choćby koniuszka ogona.
Na koniec coś o przyszłości bobów. Wygląda na to, że w kraju zaczyna brakować dla nich miejsca. Bobry są praktycznie wszędzie, a szkody przez nie wyrządzone stają się dotkliwe. Odtworzony z takim trudem gatunek zamienił się w szkodnika. Dwudziestokilogramowy gryzoń nie ma wrogów naturalnych. Jedynym rozsądnym rozwianiem mogłoby być wpisanie bobra na listę gatunków łownych i przywrócenie polowań. O tym myśliwi nie chcą nawet słyszeć. Po pierwsze, koła łowieckie musiałyby z własnej kieszeni płacić za szkody. To kwoty rzędu milionów złotych, które zrujnowałyby budżet związku łowieckiego. Po drugie, strzelanie z broni palnej do płynących zwierząt jest niebezpieczne.
Pewne rykoszety i kłopoty z podniesieniem zdobyczy z wody. Bobry zwykle łowiono w zatrzaskowe pułapki, które nasze prawo traktuje jak narzędzie kłusownika. Wreszcie myśliwi słusznie zauważyli, iż tradycja bobrzych łowów dawno zanikła. Popyt na skóry żaden i ciężko sobie wyobrazić łuskowany ogon z rusztu w restauracyjnym menu. Nie wspominając o pozostałych, historycznych już zastosowaniach bobrzej tuszy. Nikt nie ma pomysłu na rozwiązanie gryzącego problemu i póki co bobry mogą spać spokojnie.
***
W jednej z bajek Ezopa znajdziemy historię tego bezczelnego gryzonia. Wielka besta zostaje w niej osaczona przez myśliwych i w obawie o swoje życie postanawia odgryźć sobie (stosowane w medycynie) jądra. W oczach polujących nań staje się wówczas bezwartościowym łupem, dzięki czemu uchodzi z życiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?