Narodowym zrywem, polskim majdanem straszył wczoraj Sławomir Izdebski, szef OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych. Na przyszły tydzień zapowiedział inwazję na Warszawę 100 tys. rolników i górników. Według lidera protestujących mieszkańców wsi, na drogach w całej Polsce mają stanąć setki blokad.
Źródło: AIP
Obecnie jest ich kilkadziesiąt. W kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej strajkuje blisko 5 tys. osób. Strajk obiecują kolejarscy związkowcy.
- Owszem, zapowiedzi ze strony liderów związkowych brzmią groźnie, lecz nie sądzę, by Polsce groził masowy protest społeczny - uważa prof. Jacek Kurczewski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, były wicemarszałek Sejmu.
Prof. Kurczewski ocenia, że Polacy są narodem, który wyciąga wnioski z przeszłości. Zdają więc sobie sprawę, że protesty są wynikiem obrony interesów związkowców, rolników czy górników, dlatego powszechnie ich nie poprą.
Prof. Tadeusz Borkowski, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Ignatianum, wybuch społeczny uważa za mało prawdopodobny. Ale całkowicie go nie wyklucza, zwłaszcza że gabinet Ewy Kopacz popełnia poważne błędy. Do takich zalicza m.in. odkładanie wszystkiego "na potem" i zmienianie raz podjętych decyzji, np. w sprawie likwidacji kopalń. Takie działania musiały rozzuchwalić liderów związkowych.
Mieszkańcy podwarszawskich miejscowości: Rolnicy zostali podpuszczeni
Źródło: AIP
Prof. Kurczewski przekonuje, że dbają oni głównie o własne interesy. Ale prof. Borkowski nie radzi zadowalać się myśleniem, że grupa kilku zaradnych działaczy jest w stanie tylko dla uzyskania własnych korzyści wyprowadzić na ulice kilkanaście tysięcy ludzi.
- Jeśli tak się dzieje, problem musi być głębszy. Pretensje protestujących przynajmniej w części muszą być zasadne - mówi socjolog z UJ. Przestrzega przed atakami na Izdebskiego, choć ten handluje węglem z Rosji i zbożem z innych krajów, czyli ma sprzeczne interesy z górnikami i rolnikami polskimi. - Taka działalność ma dla protestujących małe znaczenie, dopóki widzą w nim skutecznego obrońcę. Ataki na niego będą odbierać jako dowód na to, że "rząd się go boi, a zatem on ma rację" - mówi prof. Borkowski.
Prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, przyznaje, że ub. rok był wyjątkowo trudny dla rolników. - O ile w poprzednich latach ich dochody rosły, to w 2014 roku spadły, o 5-6 proc. - podkreśla. To może tłumaczyć ich niezadowolenie.
Prof. Jerzy Wilkin z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN twierdzi natomiast, że oczekiwania protestujących rolników są nadmierne. - Nikt nie może w gospodarce wolnorynkowej zapewniać rynków zbytu -podkreśla. Dodaje, że połowa dochodów średniego gospodarstwa pochodzi obecnie z różnego rodzaju wydatków publicznych, jak np. dopłaty do paliwa. Państwo finansuje też KRUS.
Według prof. Wilkina, w Polsce jest ok. 1,5 mln rolników. Co trzeci żyje w warunkach ubóstwa i nie ma reprezentacji. Ci natomiast, którzy protestują, dysponują dużą siłą, także polityczną.
Rolnicy patrzą bykiem na rząd
Rolnicy z OPZZ zerwali rozmowy po 20 minutach. - Zablokujemy całą Polskę. Sto tysięcy ludzi w przyszłym tygodniu przyjedzie do Warszawy! - ostrzegł po wyjściu z resortu Sławomir Izdebski, szef rolniczego OPZZ.
Komentując zerwanie rozmów przez Izdebskiego, minister Sawicki powiedział, że nie może spełnić postulatów rolników. - Mamy propozycje dla nich, ale nie przewidują one rekompensat - stwierdził. Dodał też, że "wyjście z sali nic nie zmienia". - Być może daje chwilowy animusz, ale nie daje rozwiązania problemu - podkreślił Marek Sawicki.
Z pozostałymi na sali związkowcami ustalono m.in. powołanie sześciu zespołów, które będą pracowały nad rozwiązaniem problemów rolników.
Przed gmachem ministerstwa protestujący odśpiewali "Rotę", potem rozległy się głośne okrzyki: "Hańba, hańba" i "Zdrajcy, zdrajcy". Na transparentach pojawiły się hasła: "Polski rolnik bankrutuje, minister rolnictwa sprawy ignoruje!", "Rolnik ginie jak w masarni świnie", "Chcecie rządzić w Ukrainie, a tu polski rolnik ginie".
Protestujący chcą zmiany władzy. - Ten rząd zdradził nas - mówią krótko.
Rolnikom chodzi przede wszystkim o interwencję na rynku trzody chlewnej i produkcji mleka oraz rozwiązanie problemu z nadmiarem dzików.
Pod rolnikiem ciągnik
Kolumna ciągników jadąca wczoraj na Warszawę od strony Siedlec miała ok. 20 km długości. Według organizatorów, było w niej blisko 500 maszyn.
- Policja nas kontrolowała. Nikogo nie zatrzymano z powodu nietrzeźwości. Tylko dwa ciągniki nie miały badań technicznych i zostały zatrzymane - poinformował Agencję Informacyjną Polskapresse Dariusz Jasiński, rolnik z Siedlec.
Rolnicza kolumna poruszała się wolno, ok. 15 km na godz. Nikt traktorzystów nie wyprzedzał. Część rolników na rogatkach stolicy przesiadła się do autobusów, by nimi dojechać do centrum.
Ciągniki i samochody osobowe stanęły wspólnie w korkach. Słychać było klaksony, wielu kierowców nie wytrzymywało nerwowo, przeklinając protestujących. Ale spotykali się oni także z oznakami poparcia.
Jak mówili, ich protest jest pokojowy. Nie zamierzają niczego niszczyć ani demolować. Przywoływali poprzedni marsz gwiaździsty z 2008 r., który organizował ówczesny szef Samoobrony Andrzej Lepper. Mówili, że to był "ich minister rolnictwa".
- Nie wracamy do domów. Chcemy zostać w stolicy i pokazać miejscowym, jak wygląda polski rolnik. Pokazać się światu - mówił Dariusz Jasiński.
Po co rolnik znalazł żonę?
- Nie wydarzyło się nic takiego, co uzasadniałoby wyprowadzenie rolników na drogi - oceniał wczoraj Marek Sawicki. Przekonywał, że zamiast protestować, powinni np. składać wnioski o dofinansowanie.
- W ramach wspólnej polityki rolnej można uzyskać więcej pieniędzy. Zima to dobry czas, żeby usiąść i pisać wnioski o dopłaty bezpośrednie. Jeśli protestujący stracą ten czas na barykadach, to inni rolnicy ich wyprzedzą - powiedział minister Sawicki.
Producent trzody chlewnej Krzysztof Sprzączak powiedział dziennikarzowi AIP, że podczas protestu pracą w gospodarstwach zajmują się żony gospodarzy, bo "po to je mają". - Mam nadzieję, że na walentynki wrócimy do domów - dodał Sprzączak.
Żniwa dla opozycji
Okazję do ataku na rząd wykorzystała opozycja. Kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda zaapelował listownie do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska o wprowadzenie na najbliższe posiedzenie rady problemu zagrożeń rolnictwa europejskiego, w tym rolnictwa polskiego.
Według Dudy tematem obrad Rady Europejskiej powinny być rekompensaty dla rolników z krajów Unii Europejskiej, którzy ponieśli straty na skutek rosyjskiego embarga na import produktów rolnych, kary za przekroczenie kwot mlecznych oraz rozszerzający się problem afrykańskiego pomoru świń.
PiS uważa działania PO i PSL za nieudolne i nieskuteczne. - Rolnicy słusznie żądają polityki rolnej, która zapewni im opłacalność produkcji oraz godne warunki życia - oświadczyli wspólnie posłowie Krzysztof Jurgiel i Jan Ardanowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?