Remigiusz Półtorak: AD REM, CZYLI CAŁKIEM DO RZECZY
Efekt jest taki, że zarówno sąd okręgowy, jak i w tym tygodniu sąd apelacyjny odrzucili w całości powództwo gminy, a także w głównej części zarzuty pani prezes Zakładu Utylizacji Odpadów, która domagała się przeprosin za "bezpodstawne zarzucenie jej (...) dokonania przestępstwa". Sąd uznał jednocześnie, że nie przedstawiliśmy wystarczających dowodów na twierdzenie, że prezes (naówczas szefowa jednego z wydziałów w magistracie) "namawiała" do sprzedaży działek pod nowe składowisko.
Strona powodowa była w tym tygodniu reprezentowana tylko przez pełnomocnika; w sądzie apelacyjnym nie było ani pana burmistrza, ani pani prezes. Jakkolwiek ich obecność nie była konieczna, przyznam, że tego nie rozumiem. Jeśli wytacza się ciężkie działa, naraża na duże straty finansowe instytucję publiczną (po dziesięciu rozprawach w I instancji, rozprawa apelacyjna to kolejne, niemałe koszty), wydaje się, że trzeba też mieć odwagę, aby ponieść tego konsekwencje.
Innymi słowy, można nie mieć racji, ale jednocześnie wyjść z twarzą. Dlatego bardzo ważny jest styl, w jakim coś się kończy.
Powiem nawet więcej - dla mnie ten styl jest najważniejszy.