W Biurze Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i być może Służbie Kontrwywiadu Wojskowego trwają w tej chwili postępowania, które mają wyjaśnić, jak doszło do największej kompromitacji służb specjalnych w historii wolnej Polski. Największej, ale przecież nie pierwszej.
Mikrofon do obiadu
Przez dłuższy czas – według słów premiera Donalda Tuska nawet przez dwa lata – nagrywano poufne rozmowy najważniejszych osób w państwie.
Spotkanie, w którym biorą udział minister spraw wewnętrznych (zarazem zwierzchnik ABW i BOR) oraz prezes NBP, jeden z najmocniej chronionych i zabezpieczanych kontrwywiadowczo ludzi w państwie, nie powinno zostać podsłuchane.
Tymczasem za plecami służb specjalnych odpowiedzialnych za zabezpieczanie najważniejszych osób w państwie komuś – nadal nie wiemy, komu i z jakiego powodu, mimo że przeprowadzono już kilka przesłuchań, przeszukań i zatrzymań – udało się takie spotkania nagrywać, następnie przechowywać taśmy przez wiele miesięcy, by potem, w wybranym momencie upublicznić.
W świat idzie więc sygnał, że w Polsce da się podsłuchać właściwie każdego, w tym osoby, które powinny być przed takim ryzykiem chronione. Nie wiemy przy tym nawet, czy którakolwiek z podsłuchanych rozmów zawierała treści o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa – tajemnice kraju, a nie tylko brudne sekrety politycznej kuchni.
Kryzys w służbach
Jednak tym razem to nie jest kolejny sygnał ostrzegawczy, że ze służbami dzieje się coś niepokojącego. To ewidentny dowód, że z nimi już stało się coś złego.
Od kiedy? Dziennikarz śledczy Robert Zieliński mówi o roku 2008. To wtedy został porwany w Pakistanie geolog Piotr Stańczak. Przez prawie pięć miesięcy wywiad cywilny i wojskowy nie zdołały uwolnić inżyniera, mimo zaplecza – także wojskowego – na terenie Afganistanu. Ostatecznie Stańczak zginął, stracony przez talibów. Brak osiągnięć naszych służb był tu bolesny – przed ponurym końcem tej historii nie udało im się ustalić nawet, które dokładnie ugrupowanie terrorystyczne przetrzymywało Stańczaka, nie mówiąc już o miejscu jego uwięzienia.
Niedługo później zaginął szyfrant Stefan Zielonka. Nie był to jednak zwykły chorąży, ale wyspecjalizowany ekspert od szyfrów i zabezpieczeń NATO oraz instruktor tzw. nielegałów polskiego wywiadu. A zatem chodząca encyklopedia tajemnic najwyższej wagi.
Szybko pojawiła się teoria, jakoby Zielonka rozpoczął nowe życie w... Chinach – oczywiście za pieniądze tamtejszych służb. Tymczasem nasi funkcjonariusze przez rok nie mieli pojęcia, co stało się z Zielonką. Dopiero w kwietniu 2010 r. odnaleziono szczątki mężczyzny z dokumentami Zielonki.
Kilka lat później polskie służby przegapiły obecność groźnego terrorysty w Warszawie. Chodzi o Meliada Faraha – terrorystę podejrzanego o dokonanie zamachu na turystów w bułgarskim Burgas. Latem 2012 r. zginęło tam pięciu turystów z Izraela, kierowca autobusu i sam zamachowiec. Problem w tym, że Farah przyjechał do Bułgarii ze stolicy naszego kraju. Nikt go nie wykrył ani nie przekazał Bułgarom ostrzeżenia o zagrożeniu.
Poważny kryzys polityczny spowodowała opieszałość służb w 2012 r. Tym razem chodziło o zagrożenie gospodarcze – czyli sprawę Amber Gold. Puchnąca piramida finansowa nie stała się w odpowiednim momencie obiektem zainteresowania służb. Skończyło się kłopotami rządu i potężnym wstrząsem w ABW.
Wpadki BOR
BOR – paradoksalnie – ma prawdopodobnie najmniej powodów do bicia się w piersi z powodu nagrania w restauracji „Sowa i Przyjaciele”.
Spotkania odbywały się tam okazjonalnie. VIP-room na Dolnym Mokotowie sprawdzano zapewne z marszu, raczej na okoliczność najpoważniejszych, bezpośrednich zagrożeń. To zgodne z procedurami, bo przecież, żeby znaleźć dobrze ukryty nowoczesny podsłuch w obiekcie, do którego podąża polityk, trzeba byłoby go sprawdzać przez wiele godzin i to bardzo drobiazgowo. A to nie jest możliwe w wypadku spontanicznych wycieczek na miasto.
Ale i BOR w ostatnich latach zaliczył parę wpadek. Do dziś krąży opowieść o pewnym polityku, który jeszcze za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego wszedł do Pałacu Prezydenckiego z potężną strzelbą myśliwską w pokrowcu i bez najmniejszych problemów, przez nikogo nie niepokojony, zaniósł ją do jednego z gabinetów (bez złowrogich zamiarów – był „tylko” myśliwym).
O tym, jak zmylić czujność ochroniarzy, świadczy też historia z początku roku – ze szczytu G6 w Krakowie. W hotelu dla uczestniczących w szczycie VIP-ów, w strefie ścisłego bezpieczeństwa, pojawiło się nagle trzech postawnych mężczyzn. Choć byli lekko zdezorientowani, pokazali BOR-owcom legitymacje CBŚ i weszli do zamkniętej części hotelu, bo tam „mieli rezerwację”.
Dopiero po dłuższej chwili służby ochraniające szczyt zorientowały się, że żadni panowie z CBŚ nie brali udziału w operacji. Ostatecznie okazało się, że w krakowskim hotelu pojawili się prawdziwi policjanci z CBŚ, tyle że z Warszawy i do tego pozasłużbowo – bo nielegalnie dorabiając po godzinach jako ochroniarze świadka w pewnym procesie.
Od trzech lat trwają przymiarki do reformy służb. Jej projekt – kończony przez nagranego ministra Sienkiewicza – trafił do pierwszego czytania w Sejmie. Reforma jednak koncentruje się na kwestiach strukturalnych i hierarchicznych. Czy wpłynie choć trochę na kwestie jakościowe?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?